Elina.
Właśnie ją znalazłam. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.
- Cieszę się, że się obudziłaś. – Odezwała się delikatnym i melodyjnym głosem. Dokładnie takim samym jak zapamiętałam. – Jesteś głodna? – Uśmiechnęłam się do niej słabo. Chcąc powiedzieć jej TAK! Od wczorajszego ranka nic nie jadłam. – Coś konkretnego?
- Nie wystarczy kanapka. – Ponownie się uśmiechnęła i wstała. – I dziękuję za ubrania eee…
- Clary. – Przerwała mi.
- Dziękuję Clary. – Jest taka miła.
- Drobiazg. – Po chwili zniknęła za drzwiami.
Zrobiło mi się trochę nie zręcznie. Blondyn cały czas siedzi na kanapie i uśmiecha się jak idiota. Ale muszę przyznać, że jest bardzo przystojny i słodki. Na samą myśl robi mi się gorąco.
- Usiądziesz czy będziesz się tak na mnie gapić? – A do tego taki arogancki. Czy może być jeszcze bardziej idealny? – Wiem, że jestem niczym Bug, ale wiesz, jestem zajęty. – Zmarszczyłam brwi. – Nie, nie rozpaczaj. Wiem, że wszystkie by mnie chciały, ale Jace jest tylko jeden.
- Wiesz, że ci pasuje to imię. - Jace. Czyli to tak ma na imię ten grecki Bug.
Chłopak przesunął się tak, aby zrobić mi więcej miejsca na kanapie, ale wybrałam duży fotel przy kominku. Ten dom jest taki duży, aż przytłacza swoim bogactwem. Jedna rzecz nie daje mi spokoju. Jak u licha się tu znalazłam. Na chwile przymknęłam oczy, po czym sobie wszystko przypomniałam. Łąka, koszmar na jawie i blond czupryna, a następnie znalazłam się tu. Pewnie on mnie tu zabrał.
- Proszę. – Dzięki głosowi Clary ocknęłam się. Wzięłam od niej talerz z potrawą i szklankę soku pomarańczowego. Upiłam łyk. Niebo w gębie. Napój jest naprawdę pyszny. – Mam nadzieję, że nie dał ci zbytnio w kość. – Kontynuowała, spoglądając na blondyna. Po sekundzie wróciła na swoje miejsce na kanapie.
Rudowłosa wydaje mi się, że jest w moim wieku. Ciekawe czy ta dwójka to rodzeństwo. Jeśli tak to gdzie są ich rodzice. W końcu zbieram się na odwagę i zabieram głos.
- Gdzie są wasi rodzice? – Dziewczyna próbowała ukryć uśmiech, a Jace spojrzał na mnie jak na idiotkę. Poczułam się jak bym była z innej planety.
- Sądzę, że teraz to moja kolej na zadawanie pytań. – Chłopak udaje poważnego, przez co jest jeszcze słodszy. Na sam jego widok się rozpływam.
- Jace. – Clary spiorunowała go wzrokiem.
- Nic się nie stało. Sądzę, że chodzi mu o…
- Izydę. – Dokończył za mnie.
Skąd on o niej wie. Skąd oni wiedzą. Nie jestem jedyna? Kogo ona jeszcze nawiedza.
- Skąd o niej wiecie?
- Izyda jest wysłanniczką anioła Itharela. Stworzyciela rasy Nephelim. – Czyli oni też. Zaczęłam im się lepiej przyglądać i dostrzegłam na ich skórze wyraziste czarne znaki. Dlaczego ich wcześniej nie zauważyłam? – Elino też mi się śniłaś. – Spojrzałam na nią. – Zakładam, iż wiesz, kim jestem.
- Izyda mówiła, abym znalazła jej uczennicę i wybrankę niebios. Przypuszczam, że ty nią jesteś.
- W rzeczy samej. – A jednak. – Wysłanniczka kazała mi przygotować Polarną gwiazdę…
- Kim jest ta polarna Gwiazda?
Dziewczyna spuściła wzrok, po czym zamknęła na chwilę oczy.
- Polarna Gwiazda to inaczej Rud Morgensternów, do którego według Izydy należysz tak jak ja. – Co?!
- Ej! Wiesz, że mnie ranisz i mój rud? – Spiorunowała go wzrokiem. – No co jesteś teraz Herandale. – Wzięła głęboki oddech. – No co nie mam racji.
- Nic nie rozumiem. – Jęknęłam.
- A czego tu nie rozumieć? – Odezwał się Jace. – Zdobyła nowe nazwisko poprzez ślub ze mną. – Szczęka mi opadła.
- Ślub? - Oniemiałam.
- W naszym świecie wszystko dzieła zupełnie inaczej. Przynajmniej w większości.
- Przecież to… Ile masz lat? – Nie mogę.
- Szesnaście. – Odpowiedziała spokojnie.
- No właśnie. Hej to tyle, co ja. Kilka dni temu skończyłam. – Zaśmiałyśmy się obie.
- Dobra rozumiem, czyli tylko ja tu jestem pełnoletni. Przynajmniej według prawa przyziemnych. – Zaczęło to ciacho.
- Kim są przyziemni? – Zaciekawiłam się.
- Tak mówimy na zwykłych ludzi. – Dziwne.
- Czyli jest więcej ras ludzi czy was? – Oboje się uśmiechnęli.
- Jest kilka ras, ale powiem ci jedno. Opowieści, które słyszałaś przy ognisku, są prawdziwe. Przynajmniej tak twierdzi Hoge. Nie bezpieczeństwo kryje się za rogiem. – Blondyn wyciągnął z szafki sztylet. Zamarłam. Zaczął go w powietrzu podrzucać, a serce i zaczęło bić mocniej.
Clary
Jace wyją z szafki sztylet i zaczął go podrzucać. Niby nic niezwykłego, ale Elina zbladła jak ściana. Kiedy mój mąż ponownie podrzucił broń, złapałam ją w powietrzu i odstawiłam na stolik tak, aby nie dosięgną.
- Ej! – Jęknął. – Kobieto pozbawiasz mnie radości z życia. – Spiorunowałam go wzrokiem. Wiem, że żartował, ale jakaś kara by mu się przydała.
Spoglądam na dziewczynę. Nadal jest blada, ale i zszokowana.
- Lata praktyki. – Odpowiadam na jej niewypowiedziane pytanie. Uśmiechnęła się do mnie tak słodko, że aż boli. – A może opowiesz nam o swoim spotkaniu z Izydą? – Zaproponowałam z nadzieją, że w tym wątku poczuje się lepiej.
Przytaknęła i opowiedziała, nam wszystko starając się niczego nie ominąć. Jej wypowiedź była niezmiernie dokładna co mnie ucieszyło, ale lekko zaniepokoiło. Każde słowo tak przeżywała. Jak by była dzieckiem. Ogółem według przyziemnych nim jest. Ale to tylko szczegół. Kiedy z kończyła opowiadać, byłam zszokowana. Spojrzałam się na Jace’ego, szukając w nim jakiejś odpowiedzi.
- Kochanie. – Zwrócił się do mnie. – Wygląda na to, że będziemy musieli wcześniej wrócić. – I pocałował mnie w policzek przepraszająco.
- Wiem. – Szepnęłam.
Mój ukochany wstał i zaczął kierować się do wyjścia. W progu drzwi odwrócił się do nas.
- Pójdę wysłać ognistą wiadomość do Rodziców i Valentina, a wy drogie panie pakujcie się, wracamy do Idris. – Odwrócił się i wyszedł.
- Gdzie? – Zaczęła blondynka, a ja się tylko uśmiechnęłam.
- Idris to stolica Nocnych Łowców, czyli Nephelim. – Od razu wyjaśniłam.
Wyjrzałam przez okno i okazało się, że na dworze się ściemniło, a księżyc jest w pełni. Święty czas Licantromów.
- Skoro mam jechać z wami do tego całego Idris to chciałabym iść do domu i się spakować no i oczywiście pożegnać z bliskimi. – Uprzedziła.
- Nie powinnyśmy. – Spojrzała na mnie prosząco. – Dobra. – Poddałam się. –Zrobimy to szybko. Przejdziemy przez portal. – Oznajmiłam. – Szybko się spakujesz, ale nie mór bliskim dokąd się wybierasz. – Ostrzegłam. – To miejsce jest niewidoczne dla przyziemnych a na mapach o nie ma. Poinformuj ich, że nie będzie miała zasięgu. Zero prądu…
- Tam jest jak w średniowieczu? – Zaśmiałam się.
- Nie. W żadnym wypadku… Przekonasz się na miejscu.
- Spróbuję, tylko uprzedzam, że słabo kłamię. – Spuściła wzrok.
- Nie przejmuj się. – Pocieszyłam ją. – poczekaj tu. Zaraz Bruce, tylko wezmę kilka rzeczy i uprzedzę Jace’ego, że wychodzimy. – Zaczęłam się kierować do progu pokoju.
- Musisz mu się ze wszystkiego tłumaczyć? – Zdziwiła się. Lekko zachichotałam.
- Nie… Jace bywa czasem nad opiekuńczy, ale czasem. – Mrugnęłam do niej i wyszłam z salonu, zostawiając Elinę w nim samą.
Ruszyłam do sypialni, aby wziąć torebkę i stele. Następnie zaczęłam szukać męża. Zastałam go na tarasie, siedzącego w jednym z wiklinowych foteli. Wygląda niczym anioł, mój anioł. Światło księżyca podkreśla kolor jego złotych włosów. Sam jego blask jest tak jasny, że można by było spokojnie przy nim czytać. Podeszłam do ukochanego i od tyłu objęłam go za szyję.
- Witaj kochanie. – Szepnęłam mu do ucha.
Chwycił mnie za nadgarstki i z uśmiechem przekręcił mnie tak, że po sekundzie siedziałam bokiem na jego kolanach.
- Mogę wiedzieć gdzie, moja piękna żona się wybiera? – Powiedział to z udawaną powagą.
Oparłam głowę o jego silne ramię i poczułam się wyjątkowo bezpiecznie. Mogłabym spędzić w jego objęciach całe życie. Dopiero teraz dostrzegłam, jaki stąd jest widok na miasteczko, a raczej wioskę Impresje Toskania. Udało mi się zapamiętać!
- Elina chciała spakować kilka rzeczy i poformować bliskich, że zniknie na jakiś czas. – Mięśnie Chłopaka się naprężyły – Spokojnie. – Dotknęłam jego twarzy. – Przeniesiemy się za pomocą portalu i jak najszybciej do ciebie wrócę.
- Mam taką nadzieję. – Poczułam, że się rozluźnił. – Z rana wyruszymy. Uprzedziłem wszystkich, o zaistniej sytuacji. – Spojrzał na mnie z miłością.
Wyciągnęłam się i złączyłam nasze usta. Poczułam jak, się uśmiecha. Pocałunek z delikatnego stawał się coraz najmętniejszy. W pewnym Momocie poczułam jak, jego język muska, moją dolną wargę po sekundzie stykał się z moim. Oboje rozkoszowaliśmy się swoim smakiem. Nasze serca zaczęły bić wspólnym rytmem, a oddychaliśmy jedynie sobą. Nagle sobie o czymś przypomniałam. Elina! Oderwałam się z niechęcią od ukochanego, zerwałam na równe nogi i wybiegłam na korytarz. Szybko zbiegłam na dół.
Dziewczynę zastałam siedzącą na kanapie. Wygląda na zamyśloną, ale jak weszłam do salonu, od razu wstała.
- Nareszcie jesteś. Już myślałam, że będę musiała ściągać cię na dół siłą. – Stwierdziła z zadziornym uśmieszkiem.
- Wyluzuj, przecież nic takiego się nie stało.
Podeszłam do ściany i zaczęłam tworzyć runę. Po sekundzie otworzył się portal, który rozbłysł szafirowym światłem. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona ze swojego dzieła.
- To, co gotowa? – Odwróciłam się do blondynki.
- Myślałam, że się przejdziemy.
- Z chęcią, ale kiedy indziej. Dziś jest pełnia. Czas Licantromów…
- Kogo?
- Wilkołaków. W Rzymie jest jedna z największych watach. – Odparłam. – Nie mam zamiaru się na jakiegoś natknąć. Podczas pełni zdarza się, że tracą kontrolę nad sobą, a instynkt przejmuje władzę. – Dziewczynę zamurowało.
Wyciągnęłam rękę i ją lekko pociągnęłam.
- Posłuchaj. Przejdziemy razem przez ten portal. Masz myśleć o swoim pokoju i to intensywnie. – Przytaknęła.
Chwyciłam jej dłoń i obie weszłyśmy w światło. Portal ciągnął się w nie skonczość a ja starałam się bez przerwy myśleć o Elinie. W końcu dotarłyśmy do przytulnego pokoiku, w którym królowała biel i krem. Koło okna stało łóżko, a nad nim kilka zdjęć. Zaraz obok widnieje segmencik, a przed nim puchowy dywan. Wszystko jest w efekcie urocze, ale i stylowe.
- Czuj się jak u siebie. – Oznajmiła blondynka. Wyciągnęła z szafy walizkę i zaczęła pakować swoje rzeczy.
Przysiadłam na krawędzi łóżka i rozejrzałam się wokoło. Ten pokój może niewielki, ale przytulny ma coś w sobie.
PJ
Siedziałem w swoim pokoju i oglądałem telewizję, kiedy nagle usłyszałem jakiś hałas u siostry. Zdziwiło mnie to bo jeszcze nie wróciła. Postanowiłem to sprawdzić i ruszyłem do sypialni obok. Kiedy wszedłem do środka, zamurowało mnie. Ona tam jest. Mój anioł siedzi na łóżku siostry. Jej loki są niczym ogień, a uśmiech przypomina tysiące gwiazd. Równie olśniewa, a oczy są jak promyki porannego słońca. Gdyby zapragnęła, rzuciłbym jej się do stup.
- Echem! – Obudził mnie głos siostry. Spojrzałem na nią. Wygląda jakoś inaczej. Wygląda doroślej i muszę przyznać, że bosko. – W czymś ci pomóc? – Warknęła.
Nagle dostrzegłem walizkę na podłodze, a w niej pełno ubrań. Co ona wyprawia?
- Co ty robisz?
- Herbatkę. – Sarkazm z jej ust wypływa falami. – A nie widać. Pakuję się ośle!
- CO?! Coś mnie dzisiaj ominęło?
Poczułem na sobie wzrok rudowłosej. Odwróciłem się do niej przodem.
- To nie ty jesteś tym kretynem z kawiarni? – Kretyn? WOW. To pierwsza dziewczyna z zewnątrz która tak mnie nazwała.
- Możesz, to dać mamię? – Elina wręczyła mi jakąś kopertę.
- Co to jest? – Zapytałem niepewnie.
- Twoja zguba, jeśli jej tego nie przekażesz. – Warknęła na mnie ponownie i wypchnęła z pokoju.
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem do kuchni gdzie mama, siedziała na jednym ze stołków barowych. Położyłem kopertę przed nią.
- Co to?
- Elina kazała mi to tobie przekazać. – Wzruszyłem ramionami i podeszłem do lodówki, z której wyjąłem karton z sokiem jabłkowym. Nalałem napój do szklanki i ciurkiem wypiłem. Wypłukałem szklankę i odłożyłem do szafki. Spojrzałem się na mamę i zobaczyłem, że jest cała sztywna.
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał. Wiem, że informowałam, iż w tym tygodniu nie będzie rozdziału, ale jednak mi się udało dzisiaj. NEXT najprawdopodobniej będzie w przyszłym tygodniu w piątek. Piszcie, co sądzicie i jak wam się podoba.
Zachęcam do komentowania i życzę udanego tygodnia.
PS. Zauważyliście, że jest dłuższy?