25.12.2014

Rozdział 4

Clary




Idąc, słyszę stukanie moich obcasów o marmurową posadzkę podłogi. Emocje trochę już ze mnie opadły po wizycie Jace'go w sali treningowej. Chociaż w żyłach krew jeszcze mi buzuje na samo wspomnienie tej sytuacji.

Wchodzę do jadalni. Za oknem już widać zachodzące słońce i zarysy księżyca. Jace już siedzi na krześle przy stole naprzeciwko mojego miejsca. Stół już został nakryty, dla dwóch osób! Nie spodziewałam się takiego ruchu z jego strony. Nie powiem, zostałam zaskoczona, ale jeszcze nie wiem, czy w pozytywny sposób.

- Witaj kochanie. - Jace wstał z krzesła i podszedł do mojego, odsuwając je dla mnie.

Nabrałam ogromnej ochoty, aby mu przywalić. Jakim prawem mnie tak nazwał? Przecież się nie znamy, a jego odzywki są dość irytujące.

- Byłabym ci ogromnie wdzięczna, gdybyś tak się do mnie nie odzywał.- Rzuciłam poirytowana, siadając na krześle.

Po kilku sekundach do jadalni weszła służąca, niosąc posiłek. Położyła go przed nami i szybko się ulatnia. Już przymierzałam się do zadania pytania związanego z moim ojcem, kiedy otworzyły się główne drzwi pomieszczenia. Do pokoju wszedł kamerdyner, niosąc srebrną tacę, na której znajdowała się śnieżno biała koperta. Podszedł do mnie i skiną głową.

- Panienko. List od pani ojca.- Odezwał się niskim głosem. Niestety nie pamiętam jego imienia, ale jest wysokim, umięśnionym brunetem o popielatych oczach i wyrazistych rysach jak u Jace'ego.

Chwyciłam kopertę i powoli rozpieczętowuje. Czułam na sobie spojrzenie blondyna, przez który moje serce wali jak oszalałe. Rozwijam kartkę i uważnie czytam.



Droga Córeczko.

Wiem, że wiadomość o zaaranżowanym małżeństwie ci się nie spodobała. Cóż mam wielką nadzieję, że wszystko się ułoży. Musiałem wyjechać na jakiś czas z Herondalami. Proszę, spróbuj porozumieć się z Jace'em.

Valentine Morgenstern.



Jak zawsze nie pożegnał się ze mną. To tak boli, iż dla Jonathana jest prawdziwym ojcem, czułym, kochającym, a w stosunku dominie jak by to był niepotrzebny obowiązek.

- Co się stało? - Zapytał Jace, odstawiając szklankę.

- Nic... Po prostu tata wraz z twoimi rodzicami wyjechał na jakiś czas.

- Wiadomo na jak długo? - Kręcę głową. - Rozumiem.

Resztę posiłku spędziliśmy w ciszy. Przez te chwile myślałam nad słowami ojca. Może ma rację i powinnam dać mu szansę? Chociaż z drugiej strony boje się tego. Nigdy nie byłam z nikim tak blisko, jak mam być z Jace'em.

Po skończeniu kolacji, która swoją drogą była przepyszna, zrobiłam sobie spacer po ogrodzie.

Jest fantastycznie, rześkie powietrze, blask księżyca w pełni no i oczywiście Jace, stojący przede mną. Wygląda niesamowicie niczym anioł zesłany z niebios.

Clary ogarnij się! O czym ty myślisz?! Wrzeszczy na mnie głos rozumu, ale serce mówi co innego.

Podchodzę do niego, patrząc w jego przepiękne złote oczy, które zaczynają ciemnieć; chyba przybierają czarną barwę. Zauważyłam, że często, gdy na mnie patrzy, tak się dzieje. Przynajmniej przez jakiś czas.

- Nie za późno na spacer? - Ten jego głos jest taki...

- Mogę cię o to samo spytać. - Droczę się z nim.

- Nie zaczniesz rzucać we mnie sztyletami, jak powiem, że przyszedłem tu do ciebie?

- Raczej wątpię.

Przez jakiś czas szliśmy w ciszy. Z każdą sekundą, kiedy na niego patrzyłam, coraz bardziej chciałam, aby nasze usta znowu się ze sobą spotkały.



Jace




- Raczej wątpię.

Jej odpowiedź mnie zaskoczyła. Szczerze spodziewałem się czegoś innego, a tu proszę miła niespodzianka.

- Czyli co przekonałaś się do mnie? - Pytam z nadzieją. Nagle przystanęliśmy i zaczęliśmy się sobie nawzajem przyglądać. Teraz zacząłem sobie uświadamiać, jak bardzo jej pragnę, jak bardzo chcę znów poczuć jej usta na swoich. Jak ja tego bardzo chcę!!!

Mam dość i gdzieś co zrobi. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Sądzę, że ona również tego pragnie, ponieważ oboje rzuciliśmy się na siebie i zaczęliśmy gwałtownie, zachłannie, a zarazem namiętnie całować. Objąłem ją w pasie jedną ręką, a drugą zanurzyłem w jej ognistych lokach. Ona zaś objęła mnie za szyję, jednocześnie drugą ręką błądziła swymi delikatnymi palcami po moich plecach. Doprowadzała mnie do szału. Wydałem z siebie gardłowy odgłos. Rozchyliłem jej usta, swoim językiem, a po chwili poczułem jej, który wraz z moim zaczęły tworzyć ze sobą coś w rodzaju walki, a zarazem tańca.

Całując się, dostaliśmy się do drzwi domu, a potem do pokoju. Sypialnia Clary okazała się bliższa. Nie wiem jak, otworzyliśmy drzwi, które później z hukiem zatrzasnąłem. W drodze do łóżka zaczęliśmy ściągać, zszarpywać i zrywać ubrania oraz buty. Chwyciłem dziewczynę i położyłem na łóżku, a następnie przykryłem własnym ciałem.

Zacząłem ją całować po brzuchu, piersiach, szyi, policzkach, skroniach i w końcu dociekam do ust. Clary zaś wędruje swoimi rękoma po moich plecach, ramionach i torsie. W jednej chwili zniknęły wszystkie problemy i troski, konflikty między nami po prostu wszystko. Zacząłem delikatnie, lecz stanowczo, z czasem moje ruchy się pogłębiły. Z każdą chwilą nasz oddech przyspieszał, a serca zaczęły bić wspólnym rytmem.


Pamiętaj! czytasz, komentuj!


 


4 komentarze:

  1. Jest cały dzień sprawdzałam czy nie dodałaś i jest ! I do tego jestem pierwsza ☺Boski czekam bardzo nie cierpliwie na next ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaa KOCHAM CLACE I TWOJE OPOWIADANIE !<3 Wchodzę co chwilę, aby zobaczyć, czy dodałaś i dodałaś !!!<3 Kiedy następny ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki jesteś kochana. Następny rozdział postaram się dodać dzisiaj. ;-D

      Usuń
  3. Wow. Wow. I wow <3 cudowny :* kiedy next?

    OdpowiedzUsuń

Menu