Ten rozdział dedykuję Veronica Hunter, która wyczekiwała tego momentu.
Tak jak obiecałam. Jest osiem komentarzy od was, a to kolejny rozdział ode mnie.
Clary
Nie mogę uwierzyć z to ten dzień. Niecały miesiąc temu Dylan został zgładzony. Musiałam włożyć w to dużo wysiłku i mocy, która nie daje o sobie znać od tamtego zdarzenia. Jest dziś bardzo ciepły dzień. Pogoda jak na zamówienie.
- Wyglądasz bosko. – Izz zaczęła mierzyć mnie wzrokiem. – Wszyscy padną, jak cię zobaczą.
Uśmiecham się do przyjaciółki i obracam się przodem do ogromnego lustra.
Mam na sobie złotą, zwiewną suknie idealną na dzisiejszą pogodę, kremowe buty na obcasie z kwiatem przy zapięciu w kostce. Moje włosy są wymyślnie zaplecione i zakręcone w spiralne loki. W ogóle jag by to było potrzebne. Moją jedyną biżuterią jest pierścionek zaręczynowy, który nie zdejmuję od dnia balu. Wszystko dopełnia delikatny makijaż.
- Dzięki Izz. – Jękłam z zachwytem. Naprawdę wyglądam niesamowicie.
Isabel została moją druhną. Jest ubrana w luźno okalającą ją sukienkę koloru ecru, przed kolano a włosy ma spięte w wysoki kucyk obwiązany włosami zamiast gumki. Alec oczywiście jest drużbą Jace’ego. Ceremonia obędzie się podczas zachodu słońca w ogrodzie posiadłości Herandale. Moja przyszła teściowa uparła się na ten pomysł i nie dawała za wygraną.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo się denerwuję. – Mój oddech przyspiesza.
- Nie sądzę, aby zwiał sprzed ołtarza. – Piorunuję przyjaciółkę wzrokiem.
- Dzięki Izz. Naprawdę mnie uspokoiłaś.
- Zawsze do usług. – Odpowiada z zadziornym uśmieszkiem.
Nadchodzi już odpowiednia chwila. Isabel podaje mi mój bukiet kwiatów i wychodzimy. Przed wejściem do ogrodu czeka na mnie Valentine. Jest ubrany w czarny smoking i kremową koszule. Muszę przyznać, że imponująco wygląda.
- Skarbie… wyglądasz fantastycznie. – Mam wrażenie, że oczy mu zaraz wyjdą z orbit.
-Ty też niczego sobie. – Uśmiechamy się do siebie.
Biorę ojca pod ramię i czekam. Zaczyna grać muzyka po chwili wychodzi Isabell ze swoim bukiecikiem i kieruje się w stronę ołtarza. Czuję jak żołądek mi się zaciska a wszystko wokoło zaczyna się kręcić. Słyszę, że muzyka została zmieniona i nadeszła moja kolej. Biorę głęboki oddech i.
- Nie pozwól mi upaść. – Szepcze do ojca.
- Nigdy. – Odpowiada i robimy pierwsze kroki w stronę ołtarza.
Jace
Jeszcze nigdy w życiu się tak nie denerwowałem. Co będzie, jeśli nie da rady? Co będzie, jeśli to ja nie dam rady? O boże… Biorę głęboki uśmiech, aby się uspokoić.
- Stary. Weź, się uspokój, bo w takim tempie pójdziesz do Cichego miasta zamiast do ołtarza. – Alec jak zawsze potrafi podnieść na duchu.
- Wiesz co…
Nie zdążyłem dokończyć, ponieważ drzwi do mojej sypialni się otworzyły. Do środka wszedł tata. Ma na sobie ciemny garnitur i ciemną koszulę.
- Chłopcy już czas.- Oznajmił. – Cichy brat też już przybył. – Dodał i wycofał, się zamykając drzwi.
- Jace popraw tę swoją fryzurkę i idziemy. – Zmarszczyłem czoło i w ekspresowym tempie wpadłem do łazienki.
Przeglądam się w lustrze. O co mu chodzi? Przecież wyglądam zabójczo. Do moich uszu doszły dźwięki stłumionego chichoty Aleca. Staję w progu drzwi z morderczą miną.
- To nie było śmieszne. – Oznajmiam surowo.
- Oczywiście. – Szepcze z sarkazmem. – Ale wiesz, że zachowujesz się gorzej od Isabell?
- Nie rozumiesz tego. Są tacy, co wyglądają o tak… - Pokazałem na siebie. – I są tacy, którzy próbują tak… - Znów wskazałem na siebie. – Wyglądać. – Kączę.
- Tak, tak oczywiście. Ale jeśli chcesz mieć, już wszystko za sobą to się pospiesz i choć.
Wzruszam ramionami.
- Nareszcie mówisz do rzeczy.
Szatyn wzdycha i wyciąga mnie z sypialni. Idziemy w stronę ołtarza. Wszyscy goście już są. Stajemy na swoich miejscach i czekamy. Zaczyna grać muzyka. Po kilku chwilach wychodzi Izz. Wygląda świetnie, muszę jej to przyznać. Dochodzi do nas i staje naprzeciwko brata. Mija kolejna chwila i drzwi się powrotem otwierają. Wyłania się moja, rudowłosa piękność a szczęka mi opada. Wygląda zabójczo. Nasze spojrzenia się kierują i nie mogą już od niej odwrócić wzroku.
Clary
Ruszyliśmy. Wszędzie było pełno kwiatów różowych, złotych, żółtych a gdzieniegdzie ciemnych. Rośliny zwisały z gałęzi drzew, przyczepione był do krzeseł i stały co kilka metrów po obu stronach dywanu, który został posypany płatkami róż, co ślicznie kontrastowało z jego srebrnym kolorem. Goście odwrócili się w moją stronę.
Kiedy zobaczyłam Jace uśmiechniętego od uch do uch i podobnie ubranego do Valentina. Od razu większy uśmiech zagościł na mojej twarzy.
Wzrok blondyna uważnie obserwował każdy mój ruch. Kiedy doszliśmy, na miejsce Łowca pocałował mnie w policzek i podał moją dłoń Jace'owi. Tym ruchem oddając mu mnie. Chłopak chwycił moją dłoń delikatnie tak jak by była z porcelany.
Podałam mój bukiet druhnie, która uśmiecha się szeroko. Nagle wyłonił się Cichy Brat, który poprowadzi ceremonię.
- Zebraliśmy się tu, aby połączyć Jace Herandale i Clarissę Adel Morgenstern świętymi runami małżeńskimi. Jeżeli jest ktoś, temu przeciwny niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki. - Nikt się nie odezwał. - Czy ty Jace Herandale bierzesz sobie za żonę Clarissę Adel Morgenstern i ślubujesz jej wierność, miłość i uczciwość małżeńską w zdrowiu i w chorobie aż do śmierci?
- Tak
- Czy ty Clarisso Adel Morgenstern bierzesz sobie za męża Jace Harendale i ślubujesz mu wierność, miłość i uczciwość małżeńską w zdrowiu i w chorobie aż do śmierci?
- Tak
- Zgodnie z treścią Pieśni nad pieśniami ,, Połóż mnie jak pieczęć na swoim sercu, jak obrączkę na swoim ramieniu. Albowiem miłość jest mocna jak śmierć.” - Zacytował i podał nam po jednej złotej steli. - Narysujcie teraz sobie nawzajem święte runy w imię Raziela.
Jace zbliżył się do mnie i przyłożył swoją stele w miejsce mojego sercem, które zaczęło bić jak opętane.
- Clarisso przyjmij tę runę jako znak mojej miłości i wierności w imię Raziela. - Zaczął rysować znak.
Nadeszła moja kolej. Zaczęłam rozpinać koszule chłopaka i gdy skończyłam, przyłożyłam stele w miejscu jego serca.
- Jace przyjmij tę runę jako znak mojej miłości i wierności w imię Raziela. - Zaczynam rysować znak.
Powtórzyliśmy słowa i czynności podczas tworzenia run na ramieniu tylko z taką różnicą, że gdy to ja rysowałam znak, to musiałam zdjąć z niego marynarkę i koszulę.
- Ogłaszam was mężem i żoną w imię Raziela.
Blondyn przyciągną mnie do siebie i delikatnie pocałował.
Przyjęcie od kilku godzin trwa w najlepsze. Nagle przede mną staje Jace i lekko się kłania.
- Można prosić do tańca? – Mój mąż jest taki uroczy.
- Naturalnie. – Podaje mu rękę, wstaję z krzesła i kierujemy się na parkiet.
Wchodzimy na parkiet, a inni goście go opuszczają, muzyka też się zmienia na znacznie wolniejszą. Zaczyna grać melodia do walca wiedeńskiego. Zaczynamy powoli, ale po chwili wchodzimy w rytm i idzie nam naprawdę dobrze. Po chwili inni goście do nas dołączyli, a moja suknia wiruje, wraz zemną.
Kiedy muzyka się zmienia na klasyczną i ciszą siadamy przy stołach. Zaczął się czas na toasty. Pierwszy zaczął mój ojciec i Jonathan następnie państwo Herandale i Lighwood oraz Alec i Isabel. Kiedy kończą przemówienia, Jace wstaje i delikatnie uderza łyżeczką o kieliszek od szampana i lekko odchrząkuje. Wszyscy spoglądamy na niego, a blondyn wyszczerza zęby w uśmiech.
- Chciałbym wznieść toast za moją cudowną żonę, która pomimo mojego irytującego charakteru zgodziła się za mnie wyjść… - Do moich oczu napłynęły łzy, a w uszach zaczęło szumieć. – Kocham cię Clary. – Kurcze przegapiłam jego toast.
Jace siada z powrotem na krześle i całuje mnie namiętnie, a łzy spływają po moich policzkach. Goście zaczęli bić brawo, a blondyn kciukiem starł mi łzy z twarzy.
- Ja ciebie również kocham. – Uśmiecha się.
- Jak by tu mnie nie kochać. Przecież jestem boski i równie piękny co młody bóg. – Zaczął ruszać brwiami, a ja powstrzymuję się, aby nie parsknąć śmiechem.
Jace
Przychodzi nareszcie czas na podróż poślubną. Mam nadzieję, że Clary spodoba się niespodzianka. Przebrałem się w dżinsy oraz czarne tenisówki a koszulę i marynarkę od garnituru zostawiłem. Na dole spotykam Clary czekającą już na mnie. Wygląda cudownie. Ma na sobie różowe rurki i czarną bluzkę rozszerzoną na dole do tego czółenka i torebkę stylu kopertówkę w kolorze bluzki a marynarkę ciut ciemniejszą od dżinsów. Wszystko dopełnia złota bransoletka w kształcie liścia.
- Cudownie wyglądasz. – Podchodzę do niej i zachłannie całuję.
- Dzięki. Ty też dobrze. – Mówi z uśmiechem, który jej nie schodzi z twarzy.
- Gotowa na wycieczkę? – Mówię specjalnie tak, aby brzmiało to podejrzliwie.
- Szczerze nie jestem pewna. Przerażasz mnie trochę, a zwłaszcza ten uśmiech mówiący bój się. – Mina mi rzednie. Poważnie mam taką minę?
Idziemy pożegnać się ze wszystkimi. Mama szlocha podobnie do Marysie. Obie nas mocno przytuliły i kazały na sienie uważać. Tata wraz z moim teściem, jak to dziwnie brzmi. Teść. Nie ważne. Uścisnęli mi dłoń, a moją żonę uściskali. Żonę jak to cudownie brzmi. Z Alekiem normalne było pożegnanie jak to przyjaciele. Nadeszła chwila na Isabell. Dziewczyna przytuliła mnie dosyć mocno.
- Jeśli ją skrzywdzisz, radzę mnie unikać, bo w przeciwnym razie skończysz w Mieście Kości. - Szepnęła mi dość ostrzegawczo do ucha.
Przeszły mnie ciarki. Myślałem, że dziewczyny są miłe.
Clary
Pożegnałam się z przyjaciółką i razem z Jace’em ruszyliśmy w stronę portalu.
- Nasze bagaże są już na miejscu. - Wyjaśnia.
Uśmiecham się do niego ciepło. Jestem podekscytowana, a zarazem się boje tego, co zaplanował. Jace bywa czasami nie przewidywalny. Chwytam jego dłoń i splatam nasze palce.
- Gotowa?
-Gotowa, jeśli ty jesteś gotów.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Uprzedzam, że przysięga jest taka sama jak na moim drugim blogu z Darów Anioła. Wtedy ślęczałam nad nią dość długo, więc postanowiłam ją wykorzystać ponownie. ;-D
Zachęcam do komentowania. <3
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Uprzedzam, że przysięga jest taka sama jak na moim drugim blogu z Darów Anioła. Wtedy ślęczałam nad nią dość długo, więc postanowiłam ją wykorzystać ponownie. ;-D
Zachęcam do komentowania. <3