5.07.2016

Rozdział 10

Na samym początku chcę przeprosić za brak rozdziałów przez ostatnie trzy miesiące.
Przez ten okres tak naprawdę nic nie napisałam. Jednym słowem dobiegła mnie ogromna blokada.
Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba.
Z góry uprzedzam, że najprawdopodobniej ta historia zakończy się w ciągu tych wakacji.
Ale niczego nie jestem pewna.
Na nominację postaram się odpowiedzieć jak najszybciej.
Żeby nie było niespodzianek ustawie je tak, że będą się wyświetlać z inną datą, co będzie skutkować tym iż będzie to tak wyglądać, jak bym odpowiedziała na nie przed napisaniem tego rozdziału. Będą widnieć z datą o dzień wcześniejszą od opublikowania tego postu.
Nie było mnie tu przez dłuższy czas i zależy mi, aby jak najwięcej czytelników zapoznało się z tym rozdziałem. ;)

Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba. 
PS. Ten rozdział pisałam od wczorajszego poranka. :-)
_________________________________________________________________



Clary


-... Niech powstaną wszelkie bramy złota, niech Aniołowie znów powrócą do nas, niech ojciec broni dzieci swe. Co już powstało może w popiół się obrócić, Powstrzymać zamieć, które na Anielskie dziecię się szykuje. Z miłości zrodzone, miłością obronione. - Powtórzyłam słowa Izydy, które przekazała mi w podczas snu. Nie wiem jakim cudem je zapamiętałam, ale jakoś utkwił mi w głowie.

Cały czas czułam na sobie wszystkich wzrok. Byli cicho. Ramię Jace'ego mocniej mnie oplatało. W duszy mu dziękowałam za ten gest. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby go nie było przy mnie. Już nie umiem sobie wyobrazić życia bez niego. Ten człowiek wywróciłam cały mój świat do góry nogami i sprawił, że jestem mu za to dogodnie wdzięczna.

- Nie wiem co o tym myśleć. - Odezwał się Jonathan siedzący na fotelu z Isabell na kolanach, która wtulała się w niego.

- Nic nie musisz. - Zaczęłam. - Po prostu znów będę musiała zacząć wszystko od początku i sprawić, że moc obudzi się we mnie na nowo. Skoro raz mi się udało to i za kolejnym też powinno.

Nie byłam pewna swoich słów, ale czuję, że może mi się udać. Taka cicha pewność rosnąca w środku. Trudno jest mi określić to uczucie, ale wiem, że może mi się udać.

Wiele przetrwałam w życiu, ale mimo decyzji, które nie wszystkim się podobały, otrzymywałam wsparcie od najbliższych. Osób, które mnie kochają. Nie chcę ich ponownie narażać na niebezpieczeństwo, ale na tyle dobrze ich już znam, aby wiedzieć, że mogę ich błagać ile sił, aby nie mieszali się do tego, a oni i tak zrobią swoje i nie zostawią mnie. Są wspaniałymi przyjaciółmi, są rodziną.

- W sumie może się udać. - Jace poprawił się na kanapie i spojrzał na mnie. Chwycił moje dłonie i lekko zaczął gładzić opuszkami swoich palców moje knykcie. - Raz dzięki temu wszystkiemu zwyciężyliśmy. - Uniósł kąciki ust, jednocześnie tym małym gestem upewniając mnie wiarygodności jego słów.

- Jace, ale wiesz co się wówczas działo. - Zaczęłam już wątpić w możliwość powiedzenia się tego wszystkiego. Gdy przed oczyma stanęło mi to wszystko, co musiał przeżywać, kiedy ja odpływałam do innej rzeczywistości, moja pewność co do tego wszystkiego znacznie zmalała. - Nie chcę, byś znów tak cierpiał. - Spojrzałam w jego złote tęczówki błagalnie.

Wszyscy obecni w bibliotece bacznie nam się przypatrywali. Pamiętam jak kiedyś, takie sytuacje mnie krępowały, ale już tego jakoś nie odczuwam. Głębszy kontakt ze światem zmienił mnie. Życie w zamknięciu nie było czymś przyjemnym. Ta samotność, jaka mi doskwierałam, potrafiła zepsuć nawet najpiękniejszy dzień.

- Clary. Kocham cię jak wariat i wiem, że nie pokocham tak mocno nikogo innego. Dzięki temu jestem w stanie znieść największy ból, jaki może mi zgotować los. Jesteś dla mnie wszystkim wraz z Sofie. - Widząc te oczy i słysząc słowa, jakie płynęły z ust Jace'ego wiedziałam, że mówi prosto z serca. Teraz nawet mi nawet nie przeszkadzała widownia. Rzuciłam się w ramiona męża, chcąc pozostać tam na wieki. - Tak bardzo cię kocham Clary. - Szepną. Tyle wystarczyło, by po moich policzkach zaczęły płynąć strumienie łez.

Dzięki temu mężczyźnie jestem w stanie zrobić wszystko. Wystarczy kilka jego słów, aby mnie przekonać, że jestem w stanie zrobić wszystko. Zapewnienie o jego miłości potrafi zdziałać cuda. Można pragnąć czegoś jeszcze?

- Jeśli skończyliście to przedstawienie, może pomyślelibyśmy jak by tu poćwiartować wujaszka? - Wszyscy spojrzeliśmy na mojego brata.

- Ty to wiesz jak zepsuć romantyczną chwilę. - Skarciła go Isabell.

- Czyli według ciebie jestem mało romantyczny?

- Czy ja coś takiego powiedziałam?!

Brunetka tylko westchnęła z politowaniem i pokręciła głową.

- Możemy skoncentrować się na tym tekście? - Elina usiadła oboi mnie, chwytając ozdobną poduszkę, którą położyła na swoich kolanach.

- A nad czym tu myśleć? - Warknęła Jo, przysiadając na oparciu tuż przy Jace'ie. - Ona będzie się wygłupiać, próbując ożywić w sobie magię. - Roześmiała się.

- Mogłabyś sobie darować. - Warknęła Izz.

- Mówię tylko prawdę. - Wzruszyła ramionami. - Naprawdę nie widzicie, że ona udaje. - Westchnęła. - Nigdy nie sądziłam, że będziesz taki ślepy, Jace. - Blondyn odwrócił się w jej stronę. Czułam jak paznokcie z coraz większą siłą, przebijają, się przesz moją skórę. Mam jej serdecznie dość. - No co? Przecież było nam tak dobrze razem. Co się zmieniło? - Położyła dłoń na ramieniu blondyna i zaczęła nią ruszać.


Jace



Dłoń Jo zaczęła wędrować po moim karku. Nawet nie wiem, w którym momencie ją tam umieściła. Już otwierałem usta, by coś powiedzieć, gdy usłyszałem trzask drzwi. Szubko, zerwałem się na nogi i dostrzegłem, że to Clary wyszła. Bez słowa popędziłem za nią.

Dogoniłem ją dopiero przy schodach. Chwyciłem jej ramię i delikatnie odwróciłem przodem do siebie. Z jej twarzy dało się czytać jak z otwartej księgi. Wyraźnie dostrzegłem złość i smutek. Nie dziwię się jej. Sam z pewnością znacznie gorzej bym na jej miejscu zareagował. Cóż to nie jest pierwsza sytuacja, gdy dogania mnie moja przeszłość a z nią moja była. Nie nawiedzę patrzeć na cierpienie Clary. Jest to naprawdę bolesne.

- Clary. - Szepczę, delikatnie głaszcząc dłonią twarz ukochanej, ale mimo to ma wciąż spuszczony wzrok, - Przepraszam.

- Nie masz, za co to...

- Mam. Powinienem wcześniej jakoś zareagować. - Jo doprowadza mnie do białej gorączki, a strategia, by ją ignorować, w ogóle nie pomaga.

Położyłem dłonie na ramionach Clary i zacząłem nimi zjeżdżać po jej rękach, aż natrafiłem na mocno zaciśnięte dłonie. Niepewnie spojrzałem na dziewczynę. Delikatnie rozprostowałem je. Były całe we krwi. Wyraźnie było widać ślady po paznokciach, które wbijała w skórę.

- Clary. I co ja mam z tobą zrobić. - Wzruszyła ramionami. - Jesteś zazdrośnicą. - Kącik jej ust lekko się uniósł.

- Jeśli chodzi o ciebie to zawsze. - Spojrzała na mnie tymi wielkimi oczami. Oczami, w których się już dawno zakochałem.

- Choć, trzeba coś z tym zrobić.


Isabell 



Po tym, jak Jace wybiegł za Clary, Jo się rozsiadła na kanapie jak by nigdy nic. Naprawdę jest mi szkoda Clary i Jace'ego. Do tej pory tyle przeszli i jeszcze wiele ich czeka. Wszyscy próbujemy im pomóc, tak jak się tylko da, ale zawsze coś im staje na szczęściu. To takie smutne,

- Jo, mam do ciebie ogromną prośbę. - Spojrzała się na mnie pytająco.- Z racji swojej odwal się raz na zawsze od Jace'a i Clary.

- Niby dlaczego? Zazdrosna jesteś?

Ona naprawdę zaraz doprowadzi mnie do białej gorączki. Sam fakt tego, że jej nie trawię, sprawia, iż nabieram ochoty na mały trening z nią. Nie mówię, że wyszłaby z tego żywa. Mój plan tego nie przewiduje.

- Niby o co? Powiedziałabym to raczej o tobie. Kleisz się do Jace'a od kąt tu wrócił. - Wstałam z kolan Jonathana i dostrzegłam kątem oka, że Alec siedzący na parapecie się wyprostował i lekko nachylił w naszą stronę, opierając łokcie na kolanach, a na dłoniach głowę. - Ale jeśli nie zauważyłaś, nie wrócił sam...

- No co ty. - Blondynka również się podniosła i stanęła dokładnie naprzeciw mnie. Dzieliło nas mniej niż metr. - Wiesz, ślepa nie jestem tak jak on. Widzi wszystkoisto przez swoje różowe okularki i nie dostrzega tego, że osoba, która go kocha naprawdę, jest obok. Czyli ja. - Wskazała na siebie kciukiem.

- Nie mylisz czasem obsesji z miłością?! - Warknęłam.

- Jakiej obsesji. To przecież widać, że wariuje na moim punkcie. - Wyszczerzyła zęby w szeroki uśmiech, odwróciła się na pięcie i wyszła z biblioteki, wcześniej zarzucając włosami.

Naprawdę nie rozumiem tej dziewczyny i zapowiada się, że nigdy nie zrozumiem.

- Mam jej dość. - Jęknęłam, opadając na kolana Jonathana.

- Ciekawe dlaczego? - Sarkazm wylewał się litrami z ust mojego brata.


Jace




- Usiądź i podaj mi dłonie. - Poleciłem Clary. Na szczęście mnie posłuchała.

Dziewczyna przysiadła na skraju łóżka i podała mi dłonie. Powoli przyłożyłem w miejsce ran Stele i zacząłem najdelikatniej jak potrafiłem rysować Iratze. Po kilku chwilach rany na dłoniach Clary, zaczęły się goić.

- Dzięki. - Mruknęła rudowłosa.

Delikatnie pogładziłem jej twarz, lekko się przy tym uśmiechając. To niewiarygodne jak ta drobna i delikatna dziewczyna mnie zmieniła. Kiedyś niezwracający na uczucia innych chłopak, który dbał tylko o swój interes, zmienił się w szalenie zakochanego i opiekuńczego mężczyznę z obsesją na punkcie własnej rodziny. Może i to dla niektórych mało wiarygodne, ale tak jest. Moja historia pokazuje jak bardzo, można się zmienić. Wystarczy chcieć i mieć dla kogo. Mnie wystarczyło jej jedno spojrzenie i już byłem pewien tego, że jest tą jedyną. Fakt, że i tak bym musiał ją poślubić, jedynie wszystko ułatwiło. Gdyby nie ta umowa to zapewne nadal byśmy się nie spotkali, a ja żyłbym dawnym, życiem, nieprzejmująca się niczym.

- Nie masz za co. - Nachyliłem się i złożyłem pocałunek na czole żony.

Do moich uszu dobiegł płacz. Lekko się uśmiechnąłem i pokręciłem głową.

- Zajrzę do małej, a ty się połóż.

Już wychodziłem, gdy dobiegły do mnie słowa Clary:

- Jace, nie. - Odwróciłem się do niej przodem. - Ja do niej zajrzę, a ty zejdź na dół i sprawdź, czy jeszcze się nie pozabijali. - Zaśmiałem się pod nosem na jej słowa.

Clary energicznie się podniosła z łóżka i ruszyła do drzwi. Gdy przechodziła przez ich framugę, chwyciłem jej przedramię i pociągnąłem do siebie. Zanim otworzyłem usta ta mnie ubiegła.

- Obiecuje, że się położę, tak szybko ja tylko będę mogła. - Wykrzywiła usta w lekki uśmiech i pocałowała mnie. Czuć było w tym geście miłość i pasję.

Nim zdążyłem jakoś zareagować, zniknęła w pokoju Sofie, Westchnąłem z rezygnacją i ruszyłem do biblioteki. Oby reszta tam jeszcze była.



Na miejscu okazało się, iż jedyną osobą, jakiej brak jest Jo. W sumie to i dobrze. Na dziś wykończyła limit mojej cierpliwości i dobroci. Moja dobroć w stosunku co do niej jest na wyczerpaniu mam ogromną nadzieję, że w końcu da sobie spokój z tymi podchodami i przejrzy na oczy. Przecież nie ma na co liczyć od mojego pierwszego dnia w posiadłości Morgenstern. Tam całe moje docelowe życie zostało zmienione o sto-osiemdziesiąt stopni.

- Coś ciekawego się działo pod moją nieobecność cukiereczki?

Wszyscy spojrzeli na mnie z politowaniem. Czyli coś mnie ominęło.

Jak by nigdy nic zająłem poprzednie miejsce, rozkładając nogi na całej długości kanapy. Gdyby nie to, że Elina, widząc, co robię, zmieniła miejsce, bym się nie zmieścił. Nic na to nie poradzę, że natura chojnie mnie wyposażyła. Idealnym trzeba się urodzić, a niestety są ludzie, którzy próbują dążyć do tego, co ja mam. Z góry wiem, że to bez sensu. Niepotrzebna Syzyfowa praca. No przecież nikt nie dorówna mi. Jestem po prostu za doskonały.

- Dobra wymyśliliście już coś? - Przejechałem wzrokiem po każdym z osobna. - Sądząc po waszych minach, nic nie macie.

- Sam mógłbyś też coś wykombinować, skoro taki mądry jesteś. - Mruknął, Ale'c.

- Przecież zawsze to ja myślę. Dla odmiany moglibyście wyprężyć te móżdżki. - Założyłem ręce za głowę. No naprawdę czy to ja zawsze mam wykonywać całą robotę?

- Czas powrócić tam gdzie słuch pierwszy raz cię nie zawiódł. Gdzie twoja magia ożyje na nowo, a krąg powinność swą wypełni. - Zacytowała Elina. Po chwili namysłu dodała: - Gdzie Clary, pierwszy raz użyła mocy... albo inaczej, gdzie ją odkryła?

To jedno pytanie sprawiło, że sporo z tego wszystkiego stało się jaśniejsze. Przecież to taka oczywista odpowiedź. Dlaczego sam na to nie wpadłem?

Szybko zmieniłem swoje ułożenie i usiadłem normalnie na kanapie i spojrzałem na resztę towarzyszących mi osób.

- Iceberg rose. - Powiedzieliśmy równocześnie z Ale'cem, Jonathanem oraz Isabell.

W okamgnienia stanąłem i zacząłem kierować się do drzwi, mówiąc:

- Zawiadomię resztę. - Valentine powinien wiedzieć, jak i moi rodzice. Lightwoodów poinformuje się zaraz, jak wrócą z polowania.

- Co to jest Iceberg rose? - Zapytała Elina.

- Jedna z posiadłości Morgenstern w Irlandii... - Udało mi się jeszcze usłyszeć kawałek odpowiedzi Isabell, zanim zniknąłem za ciężkimi drewnianymi drzwiami.



Pamiętaj! Czytasz Komentuj!

3 komentarze:

  1. Jejku ile się naczekałam na ten rozdział ale było warto .
    Rozdział Super :)
    Proszę ...proszę nie kącz tej historii tak szybko :(
    Czekam na next <# :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy next >> :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do LBA. Więcej na stronie: http://tellmethetruth-jaceiclary.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Menu