1.09.2016

Rozdział 11

Wiem, że zawaliłam, a ten rozdział miał być dużo wcześniej, ale nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Mam nadzieje, że komuś spodoba się ten rozdział i ogarniecie, o co w nim chodzi.

Pamiętajcie o tym, że wielkimi krokami zbliżamy się do ostatecznego końca. Oczywiście mam jeszcze w planach autokorektę pierwszych rozdziałów. Czytając je, skręca mnie w środku od tego, jak są napisane. Jednak że to dopiero później. 

Jak minęły wam wakacje? Bo mi zaskakująco szybko. :p

Znów powrót do szkoły! : (


_____________________________________________________

Clary 



Czułam jak ktoś smera mnie po policzku, a następnie po szyi. Leniwie otworzyłam zaspane oczy. Pierwsze co zobaczyłam, była mała Sofie smacznie śpiąca z każdą kończyną ustawioną pod innym kontem i wykrzywionymi ustami, z których wypływał stożek śliny.

- Hej. - Wyszeptał Jace. Zawsze i wszędzie poznałabym jego głos.

Delikatnie, tak by nie zbudzić małego śpiocha, przekręciłam się w stronę męża, mówiąc:

- Hej.

Młody mężczyzna siedział na fotelu podsuniętym pod samo łóżko. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego twarz, by wiedzieć, że coś tu jest nie tak. Sposób, jaki przypatrywał mi się, to jak marszczył czoło i brwi. Cały wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.

- Jace co się stało. - Zaczęłam się podnosić na łokciach do pozycji siedzącej, bez przerwy uważając na córkę śpiącą przy moim boku.

Wzrok blondyna był utkwiony w niemowlaku zmieniającym swoją pozycję ułożenia. To taki uroczy widok. Ale nie odwrócił mojej uwagi od ukochanego. Wyraźnie widzę, że coś go trapi. Nie ukryje tego. Za dobrze go znam, by było inaczej.

- Dawno zasnęła? - Spojrzenie przeniósł na mnie, na co przewróciłam oczami. Jeśli chce odwracać kota ogonem, to proszę bardzo, ale nie ze mną te numery.

- Jace powiesz, o co chodzi?

- A czemu ma się coś dziać? - Oparł łokcie na kolanach a głowę na dłoniach.

Jego odpowiedź, jak i zachowanie ciała upewniły mnie w swojej racji. Pokręciłam głową i wstałam z łóżka. Widząc moje poczynania Jace, automatycznie się wyprostował i uważnie śledził każdy mój ruch. Wykorzystując okazję, usiadłam na kolanach męża i oparłam głowę o jego silne ramię, dzięki czemu się rozluźnił i oplótł mnie ramionami.

- Skąd zawsze wiesz, gdy coś mnie trapi? - Zapytał niewiele głośniej od szeptu.

Zaśmiałam się cicho na jego pytanie. Wygięłam się, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Praktyka czyni mistrza kochanie. - Zmarszczył czoło. - Przeważnie tak jest, że zamiast powiedzieć mi, o co chodzi, owijasz w bawełnę. A poza tym twój wyraz twarzy sam mówił za siebie.

- Czytasz we mnie jak w otwartej księdze. - Skwitował, cicho się śmiejąc.

- Jeszcze nie zupełnie. A teraz powiedz mi, co się dzieje.

Jace wziął głęboki oddech i odchylił głowę, pocierając twarz dłoniom. Jego zachowanie sprawiło, iż moje serce przyspieszyło, a myśli krążyły po głowie, nie ustępując ani na chwilę. Zupełnie nie wiem czego się spodziewać, przez co niepokój zaczął się nasilać.

Wyprostowałam się i głośno przełknęłam. Mój wzrok jak opętany krążył po Jacie. W tej jednej chwili zaczął mi się wydawać tajemniczy, a zarazem emitujący nieograniczaną pewnością siebie i swoich czynów. Ten jeden człowiek potrafi jednym spojrzeniem wywołać lęk u wroga, a gdy trzeba, staje sam przeciwko całemu światu.

- Wracamy do Iceberg rose. - Oznajmił, wstając z fotela, przez co i ja musiałam się podnieść.

- Ale jak to?

Jace stanął przed szafą i odwrócił się w moją stronę, jednocześnie otwierając ją z jednej strony.

- Sądzimy, że tamto miejsce może być kluczem. To tam pierwszy raz odkryłaś swoją moc, więc zapewne jakoś nam pomoże.

Jego słowa uderzyły we mnie niczym lodowaty podmuch wiatru, który muska całe ciało, przyprawiając o gęsią skórkę oraz dreszcze. Nadal nie rozumiałam co tamto miejsce, ma wspólnego z Izydą. Chociaż nie. To tam ona mnie po raz pierwszy odwiedziła, od tamtej chwili moje życie stało się zdecydowanie inne. To ona je zmieniła. Dzięki niej poznałam zatajone prawdy o mojej rodzinie i zyskałam siostrę, bez której obecnie nie wyobrażam sobie życia.

Przeniosłam wzrok ze ściany na Jace'ego wrzucającego nasze rzeczy do walizek.

- Wystarczy spakować najpotrzebniejsze ubrania. - Podeszłam do męża i położyłam mu dłoń na ramieniu, by chociaż trochę go uspokoić. Chodził niczym zaprogramowana maszyna z ludzkimi odruchami w formie podenerwowania.

- Oraz broń. - Dodał. - Całe mnóstwo broni. - Wyszczerzył zęby w uśmiech.







Isabell



Przechodząc korytarzem, usłyszałam, jak otwierają się drzwi windy, z której wyszli moi rodzice. Jak zawsze ubrani w ciemne kolory stroju bojowego. Typowa para wracająca z polowania. Gdzieniegdzie małe zadrapania czy rany oraz miejscami poddarty z lekka ubiór.

Marysie z podniesioną głową wkroczyła na korytarz, przeczesując palcami oklapłą fryzurę. Ojciec w przeciwieństwie do niej wyraźnie zmęczony zaczął zdejmować z siebie kilogramy broni, jaką nosił na sobie podczas walki z demonami.

- Musimy porozmawiać. - Oznajmiłam, zatrzymując tym rodziców, którzy spojrzeli na siebie, szukając w swoich spojrzeniach odpowiedzi na zadawane wzajemnie nieme pytania.

- Jesteś w ciąży?!- Wypaliła matka z szokiem. Uniosłam brwi, słysząc to idiotyczne pytanie.

- Nie mamo, ale mając do wyboru ciążę i to wszystko, co dzieje się teraz wybrałbym tycie.

Przecież każdy głupi by to wybrał. Przyznaje, że przed tym związkiem Clary i Jace'ego moje życie było codzienną rutyną powtarzających się zdarzeń i przebiegów dnia, ale w sumie tego, co się dzieje obecnie, nie zamieniłabym na nic innego, lecz jeśli to, że miałabym się obżerać jak świnia i doganiać masą słonia miałoby pomóc, to byłam skłonna na to przystać.

- Isabello...

- Mamo po prostu porozmawiajmy. To bardzo ważne. - Westchnęłam.

Kobieta skinęła głową i zaczęła kierować się do swojego gabinetu. Wraz z ojcem potulnie ruszyliśmy za nią.

Przekraczając próg „królestwa” swojej matki, moje serce waliło jak nigdy. Marysie bez niczego usiadła za mahoniowym biurkiem.

Nie wiem czemu, czułam się jak pięciolatka czekająca na karę za swoje przewinienia. Spojrzenia przeróżnych istot widniejących na obrazach spoglądały na mnie. Przynajmniej od zawsze miałam takie wrażenie.





Clary




- Nie jestem pewien co do tego. - Westchnął Jace, kołysząc w ramionach Sofie, uspokajając ją, podczas gdy ja zapinałam torbę z rzeczami małej.

Podeszłam do niego i przejęłam gaworzące maleństwo, które od razu zaczęło się bawić moimi włosami.

- Ale ja jestem. - Westchnął, a ja spojrzałam na niego. - Nie chcę by Sofie, miała z tym wszystkim styczność. Mam zamiar zakończyć to raz na zawsze i nie obawiać się o bezpieczeństwo swoich dzieci, rodziny. - Czułam, jak łzy zaczynają zbierać się w moich oczach. - Chcę żyć bez poczucia zagrożenia ze strony psychicznego wroga.

- Oni zawsze są psychiczni kochanie. - Na jego słowa zaśmiałam się przez łzy spływające po mojej twarzy.

Spojrzałam na małą kruszynkę ciągającą mnie za loki i lekko pokręciłam głową. Obecnie nie umiałam wyobrazić sobie życia bez mojego maleństwa. To takie nie realne, wręcz dla mnie niemożliwe do wyobrażenia. To jest jedno drobne maleństwo, które wiele zmieniło.

Westchnęłam głęboko i wsadziłam córkę do łóżeczka, w którym od razu chwyciła jedną z zabawek, natarczywie ją gryząc. Zapewne swędzą ją dziąsła, co może oznaczać ząbkowanie. Dziewczynka bacznie obserwowała każdy nasz ruch. Można by pomyśleć, że ocenia nasze postępowania na swój własny sposób, aprobując je lub nie.

Usiadłam na jednej z puf, chowając głowę w dłoniach, jednocześnie opierając łokcie na kolanach.

- Celine zgodziła się zaopiekować Sofie na czas nasze j nieobecności. - Wypaliłam na jednym wdechu.

Jace oniemiały spojrzał na mnie.

- Kiedy zdążyłaś spiskować z moją matką?

Zacisnęłam wargi, spoglądając na jego pokerową twarz skierowaną ku mnie. Nienawidziłam momentów takich jak ten. Brak możliwości wyczytania emocji, jakie po nim krążą były niczym cios. Nie można było przewidzieć jego kolejnego ruchu czy zgadnąć myśli.

- Gdy byłeś w zbrojowni. - westchnęłam, wstając i kierując się do drzwi. Posłałam słaby uśmiech mężowi.


Pamiętaj! Czytasz, komentuj! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Menu