27.03.2016

Rozdział 8

 Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Wiem, że pisałam go dość długo i ciągle nie mogłam napisać. Męczyłam sie z nim od dna, w którym opublikowałam poprzedni rozdział.  

Chciałam bym zadedykować ten rozdział przyjaciółce Wiktorii, która stała mi ostatnio nad głową i mobilizowała do pisania. 

Jak zwykle przepraszam z błędy jakie mogą się tu wkraść -pisałam na tablecie w którym nie ma funkcji wyłączenia Autokorekty- i rzycze miłego czytania.


Ps. Chciała bym poinformować, ze od wczoraj w sklepach Empik jest dostępna najnowsza książka Cassandry Clare. Pierwsza cześć trylogii "Mroczne intrygi" książka nosi tytuł " Pani Noc" 

Macie już książek? Bo ja tak!!! 

Czy tylko mnie denerwuje to niepoprawne tłumaczenie tytułu? 

__________________________________________________


Clary


Wszystko mnie piekielnie bolało, ale to nie było w tym najgorsze. Nic nie pamiętałam, a do tego wszystkiego czułam ogromną pustkę. Co się stało? To pytanie chodzi mi nieustannie po głowie. Kilkakrotnie próbowałam otworzyć oczy ale nie miałam na tyle siły. Ta wewnętrzna pustka pochłaniał mnie nieustannie. Co się dzieje z moim maleństwem? Nie czuję go. Ten jeden moment ta myśl, to uczucie dodało mi tyle energii, że zebrałam się w sobie i dokonałam czegoś co jeszcze parę sekund temu było wręcz dla mnie nie wykonalne.

Otworzyłam oczy.

Pierwsze co zobaczyłam to Jace śpiący z głową opartą o moją klatkę piersiową. Dlaczego tego wcześniej nie poczułam? Nie mam pojęcia ale wiem, że on wygląda tak słodko, ale martwią mnie jego zapuchnięte oczy. Dlaczego płakał? Dlaczego jestem w Izbie Chorych? Co się wydarzyło? Tak wiele pytań, a zero odpowiedzi.

Wpatrując się tak w męża zauważyłam coś co przyprawiło mnie o palpitacje serca. Mój brzuch jest zupełnie płaski. Wygląda prawie tak samo jak przed ciążą. Co się tu dzieje?! Co się stało z moim dzieckiem?!

Mój wzrok zaczął latać nerwowo po całym pomieszczeniu. Jeśli coś się stało mojemu maleństwu przeze mnie nigdy sobie tego nie wybaczę. Lekko ugięłam ręce w łokciach przenosząc się na nich wyżej do pozycji pół siedzącej.

Położyłam dłoń na głowie Jace'ego i zaczęłam przeczesywać palcami jego złociste loki. Nie musiałam długo czekać aby się zaczął przebudzać. Lekko kręcił głową wtulając ją bardziej we mnie. To takie urocze.

Każdy z osobna ma zupełnie inne mniemanie o jego osobie ale tak naprawdę zazwyczaj mam wrażenie, że to ja tak na prawdę go znam, ale są i momenty w których w to wątpię. Są dni w których chowa się pod maską ukazując oblicze osoby niewzruszonej ale gdy się ją burzy kawałek po kawałku ujrzymy zupełnie innego mężczyznę. Na palcach jednej ręki da się policzyć osoby, które ujrzały tą osobę jaką tak naprawdę jest.

Wpatrując się w zasmuconą lecz spokojne twarz Jace'a, zauważam, że jego oczy koloru płynnego złota powoli się otwierają, na co się automatycznie lekko uśmiecham. W chwili gdy dostrzega moją przebudzona twarz zrywa się z miejsca.

- Clary! - Krzyknął radośnie z rozszerzonymi oczami, które zaczęły się szklić.

Nachylił się nade mną i objął dłońmi moją twarz po czym szmerał kciukami lekko moje policzki. W pewnym momencie po policzku Jace'a popłynęła łza, a na idealnych ustach ukształtował się szeroki uśmiech. Podniosłam dłoń którą położyłam na jego twarzy w taki sam sposób w jaki leżą jego na mojej i starłam kciukiem łzę.

- Tak bardzo cię kocham Cary. - Szepnął. - I przepraszam. - Widząc w jego oczach szczerość uśmiechnęłam się.

W tym momencie uświadamiam sobie jak bardzo kocham tego człowieka. Jest najlepszą rzeczą jaka mi się w życiu przytrafiła.

- Hej. - Szepnęłam zmęczona. Miałam wrażenie jak by ktoś od wewnątrz porysował mi gardło gwoźdźmi. - Pić. - Jęknęłam.

Jace od razu się otrząsnął i nalał wody do szklanki stojącej na małym, metalowym stoliku tuż przy łóżku na, którym leżę i przyłożył do moich ust pomagając mi się napić.

- Izz, Alec! - Wydarł się odkładając naczynie na swoje miejsce i usiadł na łóżku tuż przy mnie.

Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez jakiś czas. Miałam tyle pytań, a tak bardzo bałam się zadać jakiekolwiek. Zamknęłam mocno oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Bez przerwy czułam na sobie spojrzenie męża.

- Jak długo tu jestem? - Odważyłam się odezwać.

- Prawie tydzień. - Zaczął cicho. - Magnus nie mógł określić co dokładnie się stało... Tak bardzo się o ciebie bałem...tak bardzo bałem się o was. -  Gdy usłyszałem jego ostatnie słowa poczułam jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. 

- Jace - Zaczęłam cicho, a po moich policzkach powędrowały łzy. - Co się stało z nasz...

- Spokojnie Clary. - Uśmiechnął się do mnie szeroko i pogłaskał po policzku wewnętrzną stroną dłoni. - Nasze maleństwo spokojnie sobie chrapie w swoim pokoiku. - Mogę przysiąść, że na jego słowa moje oczy wyglądały niczym spodki. Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Moje dziecko już jest z nami. Moje maleństwo. 

Nagle sobie uświadomiłam ze tak naprawdę podczas gdy ten szkrab przyszedł na świat ja byłam nieprzytomna. Nie ujrzałam jego pierwszego spojrzenia czy uśmiech, nie usłyszałam pierwszego płaczu, nie trzymałam w ramionach, nie przytuliłam jako pierwsza. Jednym słowem przegapiłam najpiękniejszy dzień w życiu rodzica. 

- Ale jak to...

- Trzy dni po tym wypadku. - Przerwał mi w połowie zdania , mówiąc naprawdę spokojnie ale w jego oczach widniała tej emocji przeciwności. - Musieliśmy wezwać Cichego Brata. - Mimo że dopiero co zaczął mówić ja na samo wspomnienie konieczności przybycia tu mieszkańca Miasta Kości, zaczynam umierać w środku ze strachu tego co mogę usłyszeć. - Magnus twierdził że jeśli nie wywoła się porodu nasz syn może umrzeć. - Nie spodziewałam się tego w najśmielsze snach. Boże co oni musieli tu przejść podczas gdy ja byłam niezdolny do życia. - Bracia zareagowali automatycznie. Oczywiście wykopali wszystkich z Izby Chorych i tak naprawdę dalej nic nie pamiętam prócz tego gdy zakonnicy ogłosili, że na świat przyszła nasza córka ale ty nadal pozostałaś w śpiączce. 

- Mamy córkę? - Zapytałam zdziwiona. Magnus twierdził podczas moich badań, że na świat wydam syna. 

Na moja reakcję Jace się zaśmiał. 

- Tak mamy mała księżniczkę. Równie piękną co jej mama. - poczułam jak na moich policzkach wypalają się rumieńce. 

- Magnus zażądał się że będziemy mieli syna. 

- Magnus powinien się przespać z jakąś laską. Zapomina jak co wygląda. - Na jego słowa wybuchłam śmiechem. 

Gdy ponownie spoglądam na Jace'ego widzę , że przygląda mi się pełen miłości i czułości. 

- Nawet nie wiesz jak dobrze jest słyszeć twój śmiech i widzieć te wielkie szmaragdowy oczy które czytają we mnie jęk w otwartej księdze. 

Jak tu nie kochać takiego faceta jak on? 

Nagle drzwi do Izby Chorych się otworzyły i stanęła w nich zamordowana Isabell. Dam uciąć sobie rękę że w życiu nie widziała jej w takim stanie. Jej zawsze idealnie ułożone włosy starcza na wszystkie strony, a makijaż jest kompletnie nie spójny i rozmazany no i na środku bluzki widnieje ogromną biała plama. 

Dziewczyna od razu spojrzała w moją stronę i  zamarła. Wpatrywała się we mnie z niedowieżeniem. 

- Clary! - Pisnęła. - Nareszcie się obudziłaś! 

-  Na to wygląda. - Uśmiechnęłam się. 

Isabell szybko do nas podeszła i mocno mnie przytuliła. 

- Iz co ci się stało? -  Zaśmiałam się na co spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. 

- W skrócie mówiąc nigdy w życiu nie chce mieć dzieci. - Zmarszczyłam brwi. 

- A to niby dla czego. - Odezwał się Jace - Przecież do twarzy ci z wymiocinami na koszulce. 

Spoglądając to na jedno to na drugie miała wrażenie, że zaraz się na siebie rzucą. W oczach Isabel widać było idealny ogień a za to Jace uśmiechnął się seksownie ukazując lekko swoje śnieżnobiałe żeby. 

Czułam się niczym na polu bitwy. Ale to ta bitwa miedzy nimi sprawia, że czuje się jak w domu.

Zaczęłam powoli wstawać z łóżka. Gdy ta dwójka to zobaczyła automatycznie zareagowali. Jace wstał i próbował mnie zatrzymać przytrzymując moje ramiona. 

- Clary powinnaś odpoczywać. - Oznajmił

Dlaczego ten człowiek wiecznie się o mnie tak martwi? Przyznam, że bywa to bardzo urocze z jego strony ale czasem jest to wręcz utrapieniem. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć i wiem, że zawsze mam w nim oparcie ale bywa zbyt nadopiekuńczy co przyprawia mnie o gorączkę.

Przeniosłam spojrzenie na przyjaciółkę która wpatrywała się nam i lekko kręciła głową.

- On ma rację. - Powiedziała uśmiechając się przepraszająco.

- Szczerze? - Spojrzałam na tą dwójkę. - Już się na odpoczywałam. - Widząc jak Jace otwiera usta by coś powiedzieć. Wyprzedziłam go. - I dobrze wiesz, że mnie nie powstrzymasz.

- Po prostu nie chcę aby coś ci się stało.

- Wiem o tym. Ale nie mogę tu tak bezczynnie leżeć Jace.

- Ale... - Przerwałam mu mówiąc:

- Obiecuję, że jak się poczuję gorzej to się dowiesz jako pierwszy.

Widziałam w jego oczach, że się poddał. W środku wiedziałam, że to się stanie.

- Poddaję się. - Załamał ramiona.

Uśmiechnęłam się szeroko i szybko wstałam z łuszka co skutkowało zawrotami głowy. Na szczęście równie szybko odpłynęły jak się pokazały. Z tym nagłym przypływem energii popędziłam prosto do sypialni. Wyjęłam z szafy jasne dżinsy, pomarańczową bokserkę i luźny czerwony sweter i jasne tenisówki za kostkę .

Z ubraniami wparowałam do łazienki gdzie wzięłam upragniony prysznic, który od ponad godziny jest jednym z głównych punktów do zrobienia na mojej liście. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę tak go pragnąć.

Po wyjściu z pod prysznica umyła zęby, wysuszyłam włosy i upięłam je za pomocą dwóch sówek i gumki.

Gdy wyszłam z łazienki ujrzałam męża siedzącego na skraju łóżka z rękoma opartymi w łokciach o kolanach a na dłoniach opartą głową.

- Co jest? - Zapytałam.

Podniósł głowę i spojrzał w moje oczy po czym się uśmiechnął.

- Teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku.

- Jace nie sądzę... - Nagle rozbrzmiał płacz niemowlęcia dobiegający za ściany. Na ten niewielki gest się uśmiechnęłam. Moje maleństwo daje o sobie znać.

Moje serce przyspieszyło uśmiech się powiększył, a w głowie zaczęły się kotłować myśli. Jakie moje maleństwo jest?  Ile ma w sobie ze  mnie a ile ma z Jace'a? 

Spojrzałam na swojego ukochanego, który w mgnieniu oka stał  już przy mnie. Jego oczy zaświeciły, a usta się wykrzywiły w uśmiech ukazując jedyną niedoskonałość w nim, - krzywy kieł. - którą również w nim kocham. 

- Chcesz zobaczyć co Izzy kocha? - wyszczerzył się jeszcze bardziej na co zgromiłam go wzrokiem. 
- No przepraszam. - podniósł ręce w geście obrony. - To było silniejsze odemnie.

Spojrzałam na niego z pobłażaniem Kocham tego człowieka nad życie ale jak czasem się odezwie mam ochotę go zamordować. Jego charakter bywa trudny, ale każdego dnia zmienia się na lepsze. 

Po chwili zaśmiałam się pod nosem na co wyszczerzył oczy. Lekko pokręciłam głową i chwyciłam go za dłoń ciągnąc do sąsiedniego pokoju. Przed drzwiami dzielącymi nas z naszym małym szkrabem wzięłam głęboki, drżący oddech. Tak bardzo chciałam zobaczyć moją córeczkę, ale również był silny strach, który próbował mną zawładnąć. Pewnie każda młoda matka na moim miejscu miała by takie same odczucia, obawy przed tym pierwszym spotkaniem.

                                     

 Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi przez które przeszłam, a nogi miałam niczym z waty. Moim oczom ukazał się pokoik pochłonięty kolorami bieli, beżu i turkusu. Przy jednej ścianie stało łóżeczko z baldachimem nad którym wisiały lampy przyczepione do ściany w kształcie piór. Na środku pokoju leżał puszysty, biały dywan będący akcentem do białych mebli goszczących w tym pokoju. Kilka puf i zasłon były pochłonięte turkusem. Ramki zdjęć i lustro były pozłacane. Wisiały na przeciwległej ścianie do łóżeczka. Tuż przy drzwiach miała miejsce ogromna biało-srebrna lustrzana szafa.

Powoli i niepewnie podeszłam do łóżeczka, które wydawało mi się być oddalone ode mnie całe kilometry, zobaczyłam małą i uroczą istotkę, która się obudziła i popłakiwała. Gdy pochyliłam się nad poręczą łóżeczka mała dziewczynka od razu sie uspokoiła i spojrzała na mnie tymi wielkimi zielonymi oczami, wykrzywiając usteczka w uśmiech ukazując swoje delikatne dziąsełka. Gdy ostrożnie dotknęłam jej rączki w moich oczach pojawiły sie łzy.


Ostrożnie podniosłam swoje maleństwo opatulone jaśniutkim kocykiem, tak aby nie zrobić jej krzywdy. 

- Hej. - Szepnęłam dotykając palcem jej dłoni. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. - Jestem twoją mamą. 

Tak bardzo trudno mi jest uwierzyć, że to właśnie tego malucha nosiłam pod serce przez ten cały czas. To takie dziwne gdy spogląda się na takie małe dzieciątko i od razu podkochuje się je jak nikogo innego. 

Nagle poczułam jak silne ramiona Jace'go obejmują mnie od tyłu. Delikatnie oparłam się o umięśniony tors męża cały czas będąc ostrożna względem córki. Blondyn delikatnie pogłaskał malutką po jej główce przyozdobionej cieniutkimi rudymi włoskami. 

- Jest taka idealna Jace. -  Mruknęłam delikatnie kołysząc córkę. - Taka delikatna. 

- Cała wdała się w ciebie. - Mruknoł tuż przy moim uchu.  

-Jace? -Odezwałam się po chwili ciszy. W odpowiedzi dostałam ciche mruknięcie. - Chciałam się spytać o imię jakie jej nadaliscie. 

Tak bardzo niezręcznie czułam się pytając o imię własnego dziecka. Jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że poczekali na mnie z ta decyzja. 

- Nie mogłem zrobić tego bez ciebie kochanie, nie potrafiłbym. - Dzięki jego odpowiedzi odetchnęła w duszy z ulgą. 

- Może Sofie?  - odwróciłam głowę w jego stronę proponując pewnie imię. 

Spoglądając na niego zaówaźyła jak się delikatnie uśmiecha. 

- Sofie! - Powtórzył radośnie. 





                                                     Pamiętj! Czytasz, komentuj!