21.04.2015

Rozdział 12


                                      Wróciłam!!! 
Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba i przepraszam za liczne błędy. Nie mam czasu nic sprawdzić.




                            Kilka dni później



Clary





Właśnie siedzę z Isabell w salonie posiadłości Lihwoodów i omawiałyśmy, a raczej Izz mówiła, jak wszystko zaplanowała. Na początek zaczęła od tego, jak będzie wyglądać. Światło księżyca pada przez okno, oświetlając nam cały pokój.


- Widzisz?! Tę suknię zamówiłam a zresztą resztę też! Wszystko świetnie będzie wyglądać!. - Izz powtarza to samo już od ponad godziny.

Zdjęcia przedstawiają długą suknię obszytą koronką w stylu syrena, ślicznie sandałki na wysokim obcasie, tiarę z kwiatami i perłami zresztą reszta biżuterii jest w podobnym stylu. Najbardziej przyciągnął moją uwagę bukiecik. Rurze z piórami. Cały zestaw jest niesamowity!!! Wszystko razem idealnie współgra. Niczego innego bym się po niej nie spodziewała.

- Zizi to jest śliczne. - Uśmiechnęłam się do niej.

Zrobiła naburmuszoną minę. Uraziłam ją?

- No co?

- Tylko Jonathan może tak do mnie mówić! - Oznajmiła.

- Okej!. - Uniosłam dłonie w formie poddania.

Po sekundzie się roześmiałyśmy.


- Jak tam Elina? - Nagle moja przyjaciółka zmieniła temat.

- Szczerze nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. - Po ostatnich dniach sama byłabym wykończona na jej miejscu. Postanowiła na kilka dni wrócić do domu.

- Rozumiem. - Izz spuściła wzrok.

- Też już za nią tęsknię. - Szepnęłam i przytuliłam szatynkę. - Może cię to zainteresuje, że Emilii wróciła do domu. Nie była w ciąży, a przynajmniej z Jonathanem.

Przytuliłam ją jeszcze mocniej. Dziewczyna po chwili się szerzej uśmiechnęła.

- Jesteś najlepsze Clayr. Dziękuję.

- Za co? - Zdziwiło mnie to. Izz nie często dziękuje.

- Za to, że jesteś obok mnie, kiedy potrzebuję wsparcia.

- Od tego są przyjaciele, a teraz pokarz, co tam masz dalej.


Szatynka od razu się rozchmurzyła. Chwyciła z powrotem segregator i pokazała następną stronę.
Tym razem fotografie przedstawiały tort, ołtarz oraz dwie sale?

- Wiesz, że tu są dwie sale? - Zdziwiłam się tym.

- Wiem. - Jęknęła. Nie mogę się zdecydować na wystrój namiotu. A ty... który byś wybrała?

- Trudny wybór. Nie wiem.. - Westchnęłam. - Jonathanowi, który bardziej odpowiada?

- Stwierdził, że mu jest obojętne! Rozumiesz, obojętne! Odpowiedź typowego faceta!

- A może połącz oba wystroje?

- To genialne!!! - Pisnęła.




                                  ***




Nagle ktoś przykłada mi do szyi sztylet. Nie mogłam się ruszyć. Byłam niczym kamień. Po chwili czuję pieszczenie, które się nasila i przemienia w ból. Widzę jak moje ubranie, przesiąka czerwoną cieczą. Krew! Oddech mi słabnie i upadam. Słysze trzask w głowie i niewiarygodny ból, którego nie jestem w stanie wytrzymać. Mam ochotę krzyczeć z bólu, ale nie mam na to ani grama sił. Mój oddech, jak i puls słabnie.
Widzę jak jakaś zakapturzona postać, obchodzi mnie wokoło i staje przede mną.

- Jakim prawem żyjesz! Nie masz do tego prawa! ... Już niedługo.- Ktoś warknął. Nie mogłam rozpoznać głosu ani określić czy to mężczyzna, czy kobieta.

Postać kopnięciem przekręca mnie na plecy i nagle przeszywa mnie piekielny ból.

Budzę się z krzykiem i siadam na łóżku. Czuję jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Od razu wiem, że to Jace. W jego objęciach czuję się taka bezpieczna.

- Clary to tylko zły sen.- Szepcze mi czule do ucha. Przekręcam się i wtulam w jego ramię. - To tylko sen skarbie. Jestem tuż obok.

Chlipię niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Blondyn ociera kciukiem łzy z moich policzków i delikatnie w nie całuje. Uśmiecham się słabo.

Po kilku minutach się uspokoiłam i próbuje zasnąć wtulona w męża. Nagle zaczyna mnie mdlić i gwałtownie zrywam się z łóżka i pędzę do łazienki. Pochylam się nad muszlą i zaczynam wymiotować...




Wiem, że rozdział strasznie krótki i pełno w nim błędów, ale większość, a praktycznie całość pisałam na telefonie. Niestety autokorekta. : -( Przepraszam za wszystkie błędy, których jest tu całkiem sporo! Niestety czas mnie goni. Postanowiłam od razu, dodać ten rozdział jak go napiszę. 

Błagam, wybaczcie mi!!!


17.04.2015

Info!!!

Ostatnio myślałam dużo i zgodziłam się z józefina wojtkiewicz. Postanowiłam założyć, nowego bloga o DA. Tego bloga jeszcze nie kończę, ale mam od dłuższego czasu pomysł na nową historię. Chciałam wykorzystać ten pomysł na tym blogu, ale zgodziłam się z wami i kontynuowałam tę historię. Jeśli nie pamiętacie, pytanie widnieje pod Uwaga!!!  ; -) Mam nadzieję, że ta nowa historia wam się również spodoba. Trzymajcie kciuki i zapraszam.

Historia zawsze może się zmienić. 
http://history-can-always-change.blogspot.com/

12.04.2015

Coś na pocieszenie i mam nadzieję, że nie chcecie mnie już zabić. ;-D

Jakiś czas temu, znalazłam bloga gdzie są zamieszczone dwa rozdziały DA. Są naprawdę warte przeczytania. Sama uśmiałam się jak nie wiem. Na blogu były zamieszczane różne rzeczy o DA i Sadze szeptem.
Oto link do strony.

http://szeptem-o-darach-aniola.blogspot.com/search/label/Opowiadania%20-%20Dary%20Anio%C5%82a

Są  tam zamieszczone niestety tylko dwa rozdziały, ale są warte uwagi, a przynajmniej według mnie.


PS.    Info:

Ta informacja jest bardziej skierowana do osób, które przeczytały Sagę Szeptem.
Na tym samym blogu,  jest zamieszczony jeden i tylko jeden rozdział (oraz mały dodatek), ale według mnie jest wart uwagi. Przynajmniej ja tak sądzę.

Link:

http://szeptem-o-darach-aniola.blogspot.com/search/label/Opowiadanie%20Szeptem.

Wiem, że mnie zabijecie!!!

Wiem, że mnie zabijecie, ale zawieszam tego bloga. Nawet nie myślcie, że go OPUSZCZAM!!!!
Ostatnio kompletnie nie mam pomysłów na dalsze rozdziały i trudno mi coś napisać. - Chodzi mi o tego bloga. - Naprawdę was przepraszam. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział.
Jeśli macie jakieś pomysły to śmiało piszcie, bo w mojej główce sama pustka.



Proszę, tylko nie zostawiajcie mnie!!!
                                        ♥♥♥

10.04.2015

Przepraszam!!!!!


Przepraszam, ale dziś chyba nie będzie rozdziału. Nic nie mogę napisać. :-( Mam nadzieję, że mi wybaczycie. To coś na osłodę. 




                    Błagam was o wybaczenie. 

7.04.2015

Coś dla fanów serialu DA.

Wiem,  że wielu z was szuka informacji na temat serialu da. niedawno  znalazłam bloga, na którym są zamieszczane informacje na ten temat.
oto link:
http://dary-aniola-serial.blog.pl/



2.04.2015

Rozdział 11



Clary




Kompletnie mnie zatkało. Nie wieżę w to! Jak on mamie?! mógł zrobić coś takiego Myślałam że moje życie nie może już być bardziej skomplikowane, najwyraźniej się myliłam. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ojca, Elina z resztą też. Dużym zaskoczeniem jest to, że to moją siostrą ale jednak nie aż takim jak fakt, iż Valentine zdradził Jocklin. Mimo, że jej nie znałam i nigdy nie miałam matki nawet kogoś kto by ją próbował zastąpić to poczułam ukucie w sercu. Pojmuję co to jest prawdziwej miłości, sama jej doznaje przy Jace’ie ale to potoczenie sytuacji jest okrutne.

Czułam jak serce mi wali, a po kilku sekundach poczułam się słabo. Nagle w moich żyłach poczułam coś dziwnego. Gwałtownie zerwałam się z kolan męża. Jace chciał mnie chwycić i zatrzymać, ale mu się nie udało. Zapewne wyczuł do czego to doprowadzi. Podeszłam do ojca i spoliczkowałam go nim się zorientowałam co zrobiłam.

- Jak mogłeś jej to zrobić! – Warknęłam.

Wszyscy się na mnie spojrzeli z niedowierzaniem. Valentine spojrzał na mnie złowieszczo, ale się powstrzymał przed jaką kol wiek reakcją. Pokręciłam głową z lodowatym spojrzeniem.

- Jak mogłeś? – Wyszeptałam i szybko wyszłam z salonu trzaskając drzwiami.





Jace






Stałem jak wmurowany. Clary moja Clary coś takiego zrobiła. W sumie wiedziałem, że dojdzie do rękoczynów ale czegoś takiego się nie spodziewałem. Po prostu jestem w szoku.

- Zasłużyłem sobie. – Nagle odezwał się Valentine. – Clary jest jak jej matka. – Westchnął z tęsknotą.

W momencie kiedy odzyskałem władzę nad kończynami wyszedłem za śladami Clery. Od razu wiedziałem gdzie ją znajdę.

Tak jak przypuszczałem Clary była w ogrodzie, a dokładniej w części różanej. Siedziała na trawie przy grobie matki i coś szeptała, niestety nie rozumiałem co. Podeszłem do niej bliżej. Usłyszałem jak cicho płacze. Każdy jej ból i cierpienie jest moim bólem oraz cierpieniem. Kiedy stałem przy niej, od razu ją przytuliłem. Dziewczyna nie protestowała, tylko wtuliłam się we mnie.

- Ćiii. – Szepnąłem kojąco. – Wszystko będzie dobrze.

Czułem jak moja koszulka przesiąka jej łzami. Nim się odezwała, jeszcze przez jakiś czas, łzy spływały po jej policzkach.

- On mi tego nie wybaczy.- Chlipnęła.

- Skarbie nie mów tak. – Przytuliłam ją mocniej i znacznie bardziej opiekuńczo.

- Ale to prawda. – Jęknęła.

Odsunąłem ją delikatnie na kilka centymetrów, nie wypuszczając z objęć. Spojrzałem w jej lśniące szmaragdowe oczy i czule pogładziłem po policzku. Clary wtuliła się w moją dłoń.

-Posłuchaj. – Spojrzała na mnie. – On ci już wybaczył. – Po jej policzku poleciała ostatnia łza i nareszcie, to na co tak długo czekam. Moja ukochana się uśmiechnęła, nie ważnie, że nieśmiało ale jednak! Odetchnąłem z ulgą, a Clary ponownie się we mnie wtuliła.

- Dziękuję. – Szepnęła mi do ucha.

- Za co? – Zdziwiłem się.

- Że przy mnie jesteś. – Powiedziała słodko i mnie namiętnie oraz przepraszająco pocałowała.

Moje serce przyspieszyło. Wiedziałem, że gdybyśmy nie byli w ogrodzie doszło by do czegoś więcej i nie tylko ja to czuję. Nasze oddech się mieszały, a usta i języki toczyły walkę. Czułem i ledwo słyszałem jak zderzamy się zębami. Dopiero po jakimś czasie się od siebie okleiliśmy. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, widząc jej szeroki uśmiech.





Isabel






Nie mogłem w to uwierzyć. Clary właśnie spoliczkowała samego Valentina Morgensterna! Gdybym tego nie widziała, w życiu bym w to nie uwierzyła. W sumie jej się nie dziwię. Gdybym dowiedziała się o zdradzie własnego ojca, nie wiem czy bym się inaczej zachowywała. To trochę obywające, ale i zrozumiałe.

- Izz. – Podskoczyłam na dźwięk głosu Jonathana. – Możemy porozmawiać?

Spojrzałam na niego jak, na jakiegoś idiotę, ale wiedziałam, że to w końcu nadejdzie prędzej czy później. W sumie wolałam to później ale no cóż, też chciałam mieć to z głowy.

- Okej.

Wyszliśmy z salonu zostawiając Aleca i Valentina z Eliną. Skierowaliśmy się w stronę jego sypialni. Nie odezwaliśmy się ani słowem. Cieszyłam się że nie dzieli na stałe jednego łóżka z tą idiotką. Chłopak zamknął za nami drzwi i staną przede mną.

- Zizi. – Zaczął delikatnie. – Ja naprawdę nie wiedziałem. – Wziął drżący i głęboki oddech. Jakoś mi trudno
w to uwierzyć. – Błagam Izz. – Podszedł do mnie jeszcze bliżej i złapał za dłonie. - Uwierz mi. Musisz to zrobić.

- Jonathan, to nie jest takie proste. – Powiedziałam głosem niewiele cichszym od szeptu. – Dobrze wiesz o tym.

- Isabel. – Powiedział łagodnie. – Co cię przekona do tego, że cię kocham?

Zatkało mnie kompletnie. Czy ja dobrze usłyszałam. On powiedział, że mnie kocha? Nie, to musi być jakiś sen i to cudowny. Ale nie chce mi się w to wierzyć.

- Jonathan, ty tak naprawdę nie…

- Isabel…Nie przerywaj mi. – Nagle poczułam jak chwyta moją twarz i składa na ustach agresywny, a zarazem namiętny pocałunek. Od razu mięknę w jego ramionach.- Teraz mi wierzysz Isabello Lighwood?

-Kocham cię. – Powiedział kiedy odsunął kilka milimetrów swoją twarz od mojej. – Kocham cię. – Powtórzył i ponownie pocałował.

Ten pocałunek był znacznie słodszy o poprzedniego. Przez ostatnie dni dużo myślałam, ale jednego jestem pewna? Kocham go. Odsunęłam się ledwie od niego.

- Ja ciebie też kocham Jonathanie Morgenstern. – Znów go pocałowałam i wyczułam uśmiech na jego ustach. W jednej z tych cudownych chwil, poczułam jak chwyta mnie pod kolana i podnosi. Wydałam z siebie zdławiony okrzyk. Chłopak położył mnie, delikatnie na łóżku, ściągnął koszulkę przez głowę i przykrył swoim ciałem. Wpatrywałam się w niego jak urzeczona. Uśmiechnęłam się szeroko, zaplątałam swoje ręce na jego szyi i przyciągnęłam go do siebie.





Jace






- Wracamy do środka? – Zapytałem, spoglądając w jej piękne oczy.

Nic nie odpowiedziała tylko się słodko uśmiechnęła. Chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę domu. Pod naszymi stopami szeleściły liście, a na dworze robiło się coraz chłodniej. No cóż, to przecież jesień.
W salonie zastaliśmy zupełnie inną atmosferę. Valentine i Elina rozmawiali ze sobą w najlepsze. Izz i Jonathana nie było ale za to Alec z kimś pisał szerząc się do komórki. Powinien dziękować Clary za tą runę na komórce. W sumie się przydaje. Moje kochana żona narysowała na telefonach runę dzięki której w Idrys działają nie zakłócając działania wież. Puściłem rękę dziewczyny. Clary od razu na mnie spojrzała. Pokazałem jej brodą na mojego prabatii, ona tylko pokręciła głową z lekkim uśmieszkiem. Zacząłem po cichu podchodzić do Aleca od tyłu. Kiedy stanąłem za nim szybkim ruchem wyrwałem mu komórkę.

- Jace!!! Oddaj! – Zaczął mnie gonić i próbował zabrać aparat. Niestety wykonywałem uniki i mu się nie udało.

- Już za tobą też tęsknię mój zielony groszku… – Przeczytałem starając się zrobić to jak najsłodziej. – Och co za rozkosz. – parsknąłem.

- Jace. – Pouczył mnie ponownie szatyn. Zignorowałem go.

- Cały czas, czuję i widzę cię a zwłaszcza po ostatniej nocy. To jak…- Otworzyłem oczy widząc dalszy ciąg wiadomości. – Dobra tego nie przeczytam przy dziecku.

- Stary nie bądź już taki!

- O ho. Ktoś tu się wkurzył! – Zaśmiałem się rzucając mu ten telefon.





Clary





Usiadłam przy ojcu i go przepraszająco przytuliłam. Szczęście mimo moich obaw odwzajemnił ten gest.

- Przepraszam cię tatusiu. – Szepnęłam do jego ucha. – Tak bardzo przepraszam. – Chlipnęłam. Poczułam jak gładzi mnie po plecach i po głowie. – Naprawdę, nie chciałam tego powiedzieć.

- Spokojnie mój płomyczku. Moje serce przyspieszyło. Nie nazywał mnie tak odkąd skończyłam dziesięć lat. Stwierdził wtedy, że nie wypada, skoro jestem już taka duża. – Wiem, że nie chciałaś. – Odsunęłam się od niego. Ojciec starł kciukiem łzy płynące po moich policzkach. – Jesteś jak twoja matka. Nie tylko z ciebie jej kopia, ale charakterek też odziedziczyłaś po niej oraz talent plastyczny. Równie pięknie malujesz co ona. Czasem myślę, że po mnie masz jedynie talent wojowniczy. – Uśmiechnęłam się przez łzy.

- Bo tak jest… - Zaśmiałam się. – Czy tobie z tym nie jest ciężko?

- Z czym kochanie? – Mężczyzna zainteresował się moim pytaniem.

- Z tym jak bardzo ją przypominam. Nie odczuwasz bólu lub tęsknoty, patrząc na mnie? … Chociaż małej? – Spuściłam wzrok bojąc się odpowiedzi.

- Mój mały płomyczku. – Jego głos wydaje się taki delikatny. Valentine podniósł moją brodę, zmuszając mnie tym, abym na niego spojrzała. Wykonuje to. – Tęsknie za twoją matką. Oczywiście, że tak jest. Czy odczuwam bul i tęsknotę?... Oczywiście, że tak. Kochałem tą kobietę przez lata. Była moją żoną i dała mi dwójkę cudownych dzieci. Patrząc na ciebie widzę ją. To zmniejsza mój ból. Powiedziałem, że nie okazała się miłością mojego życia, ale to nie oznacza, że niebyła ważną częścią mnie. Kastenia też dała mi cudowną córkę. – Uśmiechnął się do Eliny. Po sekundzie zrobiłam to samo. Dziewczyna odwzajemniła ten gest. – Kochałem tą syrenę i żywię to uczucie do dzisiejszego dnia. Kocham je obie, ale najważniejsze miejsce w moim sercu zajmują moje dzieci.

Te ostatnie słowa sprawiły, iż moje serce urosło o kilka rozmiarów. Mimo pozorów, kocham tego człowieka. W końcu to on mnie wychowywał i dbał o moje bezpieczeństwo. Chociaż byłam w złotej klatce, prawie całe życie nie winie go za to.

- Clary, mam małą prośbę. – Po dłuższej chwili odezwał się ojciec.

- Hym…

- Pokazała byś Elinie jej pokuj? – Uśmiechnęłam się do ‘’siostry” i wstałam.

- Jasne. Z przyjemnością. – Blondynka również wstała.
Przy drzwiach stanęłam i zerknęłam na chłopaków. Jace i Alec wygłupiali się i drażnili nawzajem. Zachciało mi się śmiać, ale stłumiłam to.





Elina






Szłyśmy korytarzami pogrążone w rozmowie. W sumie to ja zadawałam pytania, a Clary odpowiadała. Rudowłosa jest bardzo miła i wydaje się taka delikatna oraz bezbronna. Już się zorientowałam, że to są pozory które występują mimo jej woli.

- Jakieś jeszcze pytania? – Zapytała z uśmiechem. Pokręciłam w odpowiedzi głową.

- Na razie to nie. – Dodałam po chwili.

- Jak byś jednak jakieś miała to śmiało wal.

- Będę pamiętać.

- To super.

Przeszłyśmy jeszcze jakiś kawałek przez korytarz i zatrzymałyśmy się pod jakimiś drzwiami. Clary uśmiechnęła się zachęcająco do mnie. Przez jakiś czas patrzyłam na drewniane drzwi, a nerwy powodowały, że zaczęłam się lekko trząść. Czym ja się tak denerwuję? Przecież to tylko pokój!

-Mam nadzieje że ci się spodoba. – Szepnęła Clary. – Pamiętaj, że zawsze możesz wybrać inny. - Tylko przytaknęłam.

Wzięłam głęboki oddech i niepewnie otworzyłam drzwi. Zatkało mnie kompletnie. Sypialnia jest przepiękna. Królują w niej odcienie fioletu i brązu oraz czerń. Wszystko dopełniają srebrne akcenty. W rogu pokoju zaraz za łóżkiem znajdują się dwa wąskie okna, niedaleko który wbudowany w ścianę obok drzwi w rogu jest kominek. Na przeciwko łóżka znajdują się drzwi prowadzące na balkon a obok nich widnieje ogromna szafa.

- WOW! – Nic innego nie byłam w stanie powiedzieć.

-Bardzo się cieszę, że ci się podoba. – Odwróciłam się do siostry i zobaczyłam, że najwyraźniej jej ulżyło. Pewnie się denerwowała. – Zaraz kogoś poproszę aby przyniósł twoje rzeczy.

Po kilku chwilach Clary wyszła, a ja ruszyłam w głąb pomieszczenia. Drzwi znajdujące się za kominkiem prowadzą do cudownej łazienki. Dużo w niej ciemnego drewna które dopełnia fioletowy marmur. Duże lustro wisi w dużej części łazienki. Sama łazienka jest wielkości mojego starego pokoju, nie mówiąc o całości. Nagle rozbrzmiało pukanie do drzwi. Wróciłam do sypialni w której zastałam jakąś kobietę w fartuszku rozpakowującą moje rzeczy. Kompletnie byłam zdezorientowana. Nieznajoma odwróciła się i sympatycznie uśmiechnęła.

- Kim pani jest? – Wydałam z siebie piskliwy głos.

- O przeprasza. – Kobieta wyprostowała się. – Jestem Katerine Wilter. Służę w posiadłości Morgensternów. – Przytaknęłam. – Pani Herandale prosiła o dostarczenie panienki bagażu. – Służy? Pani Herandale? Chyba chodzi jej o Clary.

- Dziękują, ale wolała bym się sama rozpakować. – Odparłam cicho.

- Rozumiem. – Uśmiechnęła się przyjaźnie. – Proszę pamiętać, że kolacja odbędzie się za pół godziny. Dziś zostanie podane w ogrodzie… Obowiązuje struj wieczorowy.
Dygnęła i wyszła pospiesznie oraz cichutko z pokoju. Westchnęłam ciężko i zaczęłam przeglądać zawartość walizek. Nie znalazłam nic odpowiedniego. Pokręciłam głową.





Clary





Po długiej wspólnej kąpieli zaczęliśmy się szykować do kolacji w mojej starej sypialni w posiadłości Morgenstern. Dobrze że mamy tu jeszcze kilka ubrań. Jace ubrany w czarne dżinsy, kremową koszulę, ciężkie buty oraz czarną marynarkę. Sama wybrałam kremową sukienkę przed kolano z zamkiem z przodu i po bokach z dłuższymi zakończeniami. Do tego dobrałam sandałki na obcasie i grubą bransoletę.

Podkręciłam bardziej moje rude loki, zrobiłam ciemny, ale i nie za mocny makijaż. Nagle poczułam jak Jace obejmuje mnie od tyłu i całuje w szyję. Jęknęłam cichutko rozkoszując się cym.

- Nawet nie wiesz jak bardzo, nie mogę się doczekać końca kolacji i okazji aby to z ciebie ściągnąć. – Szepnął mi do ucha. Odwróciłam się do niego przodem, nadal będąc w jego objęciach.

- Naprawdę?

- O tak… - Przerwało blondynowi pukanie do drzwi sypialni.

- Proszę! – Zawołałam.
Do pokoju weszła Elina. Nie była przebrana do kolacji. Zgaduję, że…

- Nie masz się w co ubrać? – Pytam ostrożnie, tak aby jej nie urazić. 

- Tak, ale jeśli… Podeszłam do niej bliżej i pociągnęłam za rękę w głąb pokoju.

- Mała. – Odezwał się Jace. – Jeśli tak to dobrze trafiłaś. – Uśmiechnął się do blondynki. – Clary w szafie ma centrum handlowe. – Stwierdził z łobuzerskim uśmiechem, kładąc się na łóżku.
Chwyciłam ozdobną poduszkę leżącą na fotelu i rzuciłam nią w niego. Chłopak złapał ją w powietrzu i wsadził, ją sobie pod głowę.

- Och, kochanie skąd wiedziałaś? - do garderoby. Pokręciłam głową i weszłam razem z siostrą

- WOW! – Zaczęła rozglądać się do okoła. – Ile tu rzeczy! – Jęknęła.

-Nie żartuj.

-Większość ubrań zostało już przeniesione do posiadłości Herandalów.

- Naprawdę? Tu tak nie wygląda. Zaczęłyśmy przeglądać ubrania i natrafiłyśmy na coś idealnego.

Czerwona, prosta sukienka.

- Co myślisz o niej? – Ściągnęłam kreację i podałam dziewczynie.

- Jest idealna! – Pisnęła.

- Wiem. Możesz ją zatrzymać. – Powiedziałam, poszukując odpowiednich butów.

Znalazłam śliczne, lakierowane szpilki, które podałam dziewczynie.

- Dziękuję Clary. – Powiedziała nieśmiało wycofując się z garderoby.

- Czekaj! Jeszcze dodatki. – Dziewczyna wyszczerzyła oczy.

- Naprawdę?

- Jasne. – Zaczęłam szperać w szufladach i znalazłam idealny ciężki naszyjnik i całe mnóstwo splątanych bransoletek.

– A teras leć się przebrać do łazienki, a potem cię uczeszemy i umalujemy. Ja w międzyczasie zrobię coś z…

- Jace? - Owszem, a teraz leć.




Isabell




Po cudownych chwilach i doznaniach spędzonych z Jonathanem, naszła nas rzeczywistość. Szybko wykonałam toaletę i ubrałam się w granatową sukienkę na szerokich ramiączkach. Była dłuższa z tyłu i miała złoty, cienki paseczek. Do stroju dobrałam złote czółenka i złoto, granatowo, czarną biżuterię oraz złotą kopertówkę. Kontem oka zerknęłam na zegarek. 19:58. Mam dwie minuty! Szybko poprawiłam fryzurę oraz makijaż i popędziłam przez korytarze.

Po drodze wpadłam na Jonathana idącego pd rękę z Emilii. Ta dziewczyna, chyba gorzej już nie mogła się ubrać. Luźna czerwona
sukienka za kolano, srebrne sandały na koturnie i opaska do tego bladoróżowa pomadka a poznacie pomalowane na szaro. W ręku trzyma różową torebeczkę i okulary przeciwsłoneczne. Myślałam, że zaraz parsknę śmiechem. Nigdy nie widziałam kogoś gorzej ubranego. Napotkałam figlarne spojrzenie Jonathana. Chłopak przez sekundę usta w kształcie O.

- Isabell, co za urokliwa kreacja. – Emilii zaczęła sarkastycznie i nie ukrywała, że najchętniej by mnie zabiła. Jej wzrok mówił sam za siebie.

- Przynajmniej nie mam na sobie namiotu. – Odgryzłam się.

Zauważyłam, że blondyn próbuje powstrzymać wybuch śmiechu.

Kiedy dotarliśmy na miejsce usiadłam przy ukochanym. Wiedziałam, że jego ‘’dziewczynie” się to nie spodoba, ale miałam to gdzieś. W czasie deseru, poczułam jak kładzie dłoń na moim udzie poszukując mojej. Złączyłam nasze dłonie i poczułam dziwne przyciąganie do niego.

- Też to czuję. – Dyskretnie szepną mi do ucha, a moje serce przyspieszyło.

Mam już dość się ukrywani, ukrywania tego co do niego czuję. Nagle rozbrzmiał dźwięk uderzania łyżeczką o kieliszek. Wszyscy przenieśliśmy spojrzenia na Valentina. Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo.

- Synu, z tego co mi wiadomo chciałeś dziś zabrać głos.

Ostrożnie spojrzałam na chłopaka, a ten uśmiechnął się do mnie tajemniczo. Odsunął krzesło i wstał. Po czym zaczął grzebać w klapach. Kiedy wyjął małe pudełeczko z marynarki uklęknął przede mną na jedno kolano.

- Isabello Ligchwood, mam dość ukrywania tego, że cię kocham i proszę cię nie błagam. Uczyń mi ten zaszczyt zostań moją żoną.

Otworzył pudełeczko ukazując przepiękny złoty pierścionek w którego centrum znajduje się różowy Ametyst. Kompletnie mnie zatkało. Otworzyłam usta aby coś powiedzieć, ale zaraz po tym je zamknęłam. Weź się w garść. i Podniosłam wzrok i napotkałam Emilii tak wściekłą i czerwoną na twarzy, że aż dostałam ciarek na plecach. Ponownie spojrzałam na ukochanego i teraz wiedziałam co powiedzieć…

-Dobrze. – Szepnęłam i go pocałowałam...




Mam nadzieję że rozdział wam się podoba. Planowałam, że będzie jeszcze dłuższy ale cóż, bywa. Przepraszam że prawie tydzień nic nie dodawałam i za błędy których na sto procę jest Multi. Pamiętajcie, iż jutro jest piątek co oznacza kolejny rozdział. ;-) Na stówę będzie!!! Spodziewam się że ta akcja jest beznadziejna i rozgrywa się szybko, ale cóż mi to nie przeszkadza. Szczerze jestem z tego rozdziału zadowolona bo jest najdłuższym jaki napisałam. 11 stron w Wordzie. ;-D