27.12.2016

Rozdział 12


                                         Clary






Mury Iceberg Rose nie zmieniły się w żadnym calu. Wszystko pozostało tak, jak pozostawiliśmy po ostatniej naszej wizycie. Te same mury i malowidła, na co poniektórych ścianach, te same zdobienia na prawie wszystkim, wyglądające na nowe. No i oczywiście to samo rześkie powietrze oraz wspomnienia, wspomnienia, które pozostaną na zawsze.

Przechodzę przez główne drzwi wejściowe i wychodzę do ogrodów. Sofie na pewno by była zachwycona, wszystkim, co znajduje się wokół. Mimo późnej jesieni na dworze nie było strasznie zimno. Pogoda była idealna na krótki spacer. Od momentu, gdy tu przybyliśmy, mam wrażenie, że coś przeoczyłam i wciąż to robię.

Usiadłam na trawie i podkuliłam nogi do piersi, po czym owinęłam je rękoma i odchyliłam głowę do tyłu, zamykając oczy.

Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego choć raz odpowiedź nie może przyjść sama lub być oczywistą? Westchnęłam i przetarłam twarz dłonią.

- Dlaczego siedzisz sama? - Elina usiadła obok mnie, na co uśmiechnęłam się słabo.

- Rozmyślam.

- Nad tym, jak dotrzeć do tego starego próchna czy dorwać rudzielca? - Uniosłam brwi na słowa siostry. Nie sądziłam, że coś takiego powie, ale mimo wszystko rozbawiła mnie.

- Jedno i drugie. - Mrugnęłam, do blondynki wstając.

Wyciągnęłam dłonie do Eliny. Chwyciła je i pociągnęłam dziewczynę do góry, dzięki czemu stanęła na równych nogach.

- Dzięki.

Mimo że prawdę o Elinie, znam już jakiś czas, to nadal nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że mam siostrę, wydaje się to czasem takie nierealne. Ale muszę przyznać, że życie naprawdę umie zaskakiwać, wiele chwil sprawiło, iż jestem, tam, gdzie jestem, a przeznaczenie z każdą chwilą daje silniejszego kopa. Może nadszedł odpowiedni moment, by spróbować ponownie obudzić w sobie siły? Zawsze jest szansa, iż dzięki temu dowiemy się czegoś więcej.

Wchodząc do ciepłego wnętrza Iceberg Rose, lekko się wzdrygnęłam. Różnica temperatur jest diametralna. Ciepłe powietrze otulające moją skórę sprawiało niezwykłą przyjemność. Odwinęłam szal i powiesiłam go na poręczy schodów z myślą, iż później go zabiorę, wracając do sypialni.

Udało mi się ujrzeć kontem oka, jak Elina wdrapuje się po schodach, a po chwili znika za ścianą.

Wolnym krokiem przemierzam korytarz, napotykając na każdym kroku członka służby próbującego doprowadzić posiadłość do stanu używalności. Minęło trochę czasu od naszego poprzedniego pobytu w tym miejscu. Warstwa kurzu i pajęczyn przez ten czas stała się zaskakująca. Okna zostały po roztwierane, a niektóre rzeźby wyniesione, by je doczyścić.

Dźwięk pianina dobiegający z biblioteki był cudowną muzyką sprawiającą lekkość na duszy. Ostrożnie otworzyłam drzwi ukazujące ogromne pomieszczenie pokryte regałami biegnącymi do samego sufitu. Wszystkie pułki są wypełnione wszelakimi książkami, a ogromne okna znajdujące się naprzeciw drzwi dodają niepowtarzalnego klimatu. Na środku pomieszczenia znajdują się gabloty z różnego rodzaju bronią białą, a niedaleki ich są fotele. Pomieszczenie to jak w większości domu trochę się zmieniło. Nie mam pójścia kogo to zasługa, ale wydaje mi się, że teraz, jest tu o wiele lepiej.

- Hej. - Usłyszałam szept tuż przy uchu.

- No hej. - Odwróciłam się przodem do Jace'a kładąc dłonie na jego wyrzeźbionej kładce piersiowej. - Dlaczego tu siedzisz?

- Myślę.

- Coś więcej?

- Myślę jak by tu skopać kilka tyłków. - Zaśmiałam się cicho.

Wtuliłam się w blondyna. Otulił mnie swymi silnymi ramionami dzięki, którym poczułam bezpieczeństwo oraz siłę, jak i nadzieję. Wzięłam głęboki oddech, by poczuć zapach krwi, pieprzu i słońca. Zapach Jace'a.

- Co ja takiego przeoczam?

- Czasem potrzeba więcej czasu, by się we wszystkim połapać. - Odsunęłam się odrobinę od blondyna i spojrzałam mu w oczy.

- My nie mamy czasu. - Szepnęłam.

- Ale zawsze jest jakieś wyjście. - Ucałował mnie w czoło.



***




Gdy weszłam do sypialni, mój wzrok automatycznie padł metalową szkatułkę stojącą na stoliku kawowym. Podeszłam do ławy, podniosłam pudełko i uniosłam wieko ukazujące naszyjnik w kształcie oka Horusa. Gdy wzięłam ozdobę do ręki, poczułam, jak pochłania mnie znajoma otchłań.

Wszędzie były drzewa i mrok. Poczułam wewnątrz spokój i radość. Nareszcie.

- Gdzie jesteśmy? - Za plecami usłyszałam głos siostry. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam.

- Tam gdzie powinnyśmy. - Zmarszczyła brwi. - W wymiarze Izydy. - Pokiwała głową.

Ruszyłam do przodu między drzewami znajomą drogą. Szłam tędy nie jeden raz. Wszystko pozostało tak, jak pamiętam. Szłyśmy dobre kilka minut w kompletnej ciszy, mimo pozorów nie była niezręczna.

Gdy dostałyśmy do rezydencji, odetchnęłam z ulgą. Pamiętam, gdy pierwszy raz tu dotarłam, byłam kompletnie wystraszona i zdezorientowana. Teraz czułam szczęście i prawdziwą nadzieję na to, że wszystko się nareszcie skończy. Musi się tak stać.

Weszłyśmy ostrożnie do wnętrza budynku. Wszędzie było pełno liści, Tynk ze ścian powoli odpadał, a na suficie w niektórych miejscach widoczne były fragmenty belek nośnych.

- Nareszcie przybyłyście. - Rozniósł się delikatny kobiecy głos. Spojrzałam w stronę osoby mówiącej. Okazało się, że przed nami we własnej osobie stoi Izyda. Długa zwiewna suknie opatulała jej blade ciało, a twarz ukazywała zmartwienie przemieszane z radością i ulgą. - Nie zostało nam wiele czasu dziewczęta.

- Co się dzieje? - Elina raz spoglądała to na mnie to na szatynkę.

- Ostateczne starcie się zbliża. - Oznajmiła Izyda, odwracając się i wchodząc do głównego pomieszczenia posiadłości. Chwyciłam siostrę za dłoń i razem podążyłyśmy za kobietą.

To pomieszczenie tak naprawdę nie różniło się niczym od holu może oprócz wielkości i tego, iż na samy środku na podłodze widniał krąg. Nie pamiętam, by tu był wcześniej.

- Izydo co się dzieje?! - Tym razem to ja zadałam pytanie. Kobieta westchnęła i przymknęła oczy.

- Dylan się zbliża moje dzieci. Musicie wykorzystać całą swą moc, by raz na zawsze go unicestwić. - Rozszerzyłam powieki. Wyraźnie słyszałam, jak Elina wciąga ze świstem powietrze. - Udawało mi się przez tak długi czas blokować wasze zdolności, lecz to właśnie teraz wszystko się rozstrzyga. Minie trochę czasu nim się tu przedostanie, ale nie ma go zbyt dużo. Musicie się przygotować na wszystko.



***


Jace 




Nagle na zewnątrz zaszły obłędnie ciemne chmury i nie wiadomo skąd rozszalała się ulewa. Wszyscy spojrzeliśmy się na siebie ze zdziwieniem. Tu praktycznie nigdy nie pada, a jak już jest to konieczne to nie tak. Rzucone zaklęcia o to dbają.

- Co się dzieje? - Isabell podeszła do okna.

Przeniosłem spojrzenie na Magnusa przybyłego tu przed kilkoma minutami, z nadzieją, iż wie, co się rozgrywa. Alec chwycił czarownika za dłoń, dodając mu otuchy. Co za widok.

- Wyraźnie wyczuwam obecność silnej magi. Niestety nie mogę, zlokalizować skont dobywa, ale nie przynosi niczego dobrego. - Jego kocie źrenice znacznie się powiększyły i przybrały lekko ciemniejszą barwę.

Nagle do salonu wbiegł Jonathan. Jego wzrok błądził wszędzie, aż napotkał Isabell i odetchnął z ulgom.

- Clary i Elina są nieprzytomne. - Oznajmił, a ja rzuciłem się pędem do drzwi z namysłem udania się do żony. Gdy przebiegałem obok Morgensterna, chwycił mnie za ramię. - Jace to nie wszystko. Z jeziora wyłaniają się demony. Nie mam pojęcia, jak się przedostają przez barierę, ale to robią.

Miałem wrażenie, że zaraz cały mój świat się zawali. Nie wiadomo ilu mamy przeciwników, a nas jest piątka. Piątka przeciwko światu. Trochę nierówne szanse.

- Idzie do zbrojowni, ja zobaczę, o co chodzi z dziewczynami. Alec przynieś mi broń, Magnus postaraj się opóźnić wtargnięcie do posiadłości. - Wszyscy kiwnęli głowami.

Magnus od razu zabrał się do roboty. Wyraźnie było widać, jak porusza wargami, a fala magi wypływa z niego niczym strumień.

- Sypialnia. - Rzucił Jonathan, nim wybiegł z salonu.



***



Wparowałem do sypialni z hukiem. Dziewczyny zostały położone na łóżku i wyglądają jak kłody. Wyglądają identycznie, były wyprostowane, a ich ręce ułożone wzdłuż ciała. Rozglądałem się po pokoju, do momentu aż mój wzrok nie napotkał metalowej szkatułki. Podszedłem do niej i już wiedziałem, co się dzieje. Izyda. Dokładnie tak samo się działo wcześniej, no może z taką różnicą, iż Clary z reguły klęczała, wpatrując się w naszyjnik lub leżała na podłodze z nim w ręku.

Wyjrzałem przez okno i dostrzegłem, że na niegdyś idealnie przyciętym zielonym trawniku roi się od różnego rodzaju demonów, a z jeziora wychodziło ich coraz więcej.

Pobiegłem do garderoby. Podniosłem siedzisko ogromnej pufy znajdującej się na środku pomieszczenia i wyjąłem z niej cały asortyment broni. W ekstremalnym tempie przebrałem, się w strój bojowy i uzbroiłem.

- Jace! - Do sypialni wtargnął Alec. - Za niedługo przebrną przez barierę, którą tworzy Magnus.

- Dzięki. - Klepnąłem Parabatai po ramieniu i przeszedłem obok niego. - Teraz wszystko w rękach Dziewczyn i Aniołów. My musimy je tylko bronić. - Szepnąłem. - Alec nałóż mi runy. - Wyjąłem Stele za paska oraz podałem chłopakowi i uniosłem bluzkę.

Alec westchnął i zaczął palić moją skórę, tworząc niezbędne runy. Po wykonanej czynności odwdzięczyłem się mu tym samym. Naznaczenie runami przez Parabatai tworzy je silniejszymi.



***


Clary




- Pamiętaj, skup się i całą swoją energię przenieś do dłoni. - Poinstruowała siostrę. - jeżeli dobrze pudzie uda nam się sprowadzić Dylana do tego kręgu. Wyobraź sobie tę postać ze snu. Przywołaj ją. Ja zrobię to samo. - Dziewczyna skinęła głową.

Zamknęłam oczy i zaczęłam się koncentrować. Przywoływałam każde wspomnienie, jakie posiadam z Dylanem w roli głównej. Czułam, jak całe energia mieści się w mych dłoniach. Wyczuwałam każdy najmniejszy impuls, jaki mózg przesyłał do rąk.

Otworzyłam powieki i ujrzałam ogromną kulę energii, jaka z nas spływa. Patrząc na Elinę, czułam tylko dumę. Bez dużego przygotowania radzi sobie z tym wszystkim. Jest to godne podziwu.

- Skupcie teraz całą swoją uwagę na tym, jak wygląda Dylan i spróbujcie go tu sprowadzić. Gdy się pojawi, zaatakujcie go z całych sił. - Kiwnęłyśmy jednocześnie głowami i spojrzałyśmy sobie w oczy. W spojrzeniu siostry wyłapywałam strach i obawy, ale również determinację.

Z całych sił próbowałyśmy wykonać polecenie Izydy, ale Dylan był dla nas za silny. Przynajmniej odnosiłam takie wrażenie. Miałam ochotę się poddać, ale wiedziała, że nie mogę tego zrobić. Musimy się go pozbyć z naszego życia raz na zawsze.

Cała energia zaczęła przybierać, postać mężczyzny z moich snów, a może raczek koszmarów.

Kontem oka widziałam, jak Izyda coś szepcze, patrząc w sufit.



***


Jace




Demony zaczęły przedzierać się do posiadłości. Zauważyłem u pozostałych kilka zadrapań, ale najprawdopodobniej zdobyli, zabijając potwory podążające do dziewczyn.

Magnus tworzył coś na rodzaj kopuły wokół siebie i dziewczyn siedząc po turecku na łóżku. Cały czas poruszał ustami, a kopuła nabierała coraz bardziej intensywny kolor. Wraz z Jonathanem Byłem w sypialni przy dziewczynach za to Isabel i Alec walczą na korytarzy, nie opuszczając demonów do dziewczyn. Bez przerwy dobiegały do nas różnego rodzaju wyzwiska i krzyki Łowców walczących za drzwiami.

W pewnym momencie szyby w oknach zostały rozbite i do pokoju przedostawały się wszelkiego rodzaju i maści podziemni. Od razu rzuciliśmy się do ataku. Wykonywaliśmy różnego rodzaju wykopy, salta, zamachy i uniki. Miałem wrażenie, jak by ich bez przerwy przybywało, a w żadnym stopniu ubywało. Było ich zdecydowanie za dużo.

Poczułem ostre pazury wbijające się w ramię. Wyrwałem się za szponów demona i wbiłem w niego Serafickie ostrze. Ten dzień nie mógłby być gorszy. Jęknąłem w duchu i zamachnąłem się do kolejnego ciosu.

Po kilku minutach chmury na niebie rozstąpiły się, wpuszczając promienie światła. Po kilku sekundach ukazały się Anioły z chodzące na ziemię. Wielkie mocne skrzydła okalały każdego z nich. Gy schodzili coraz niżej, rozgramiały coraz to większe ryki demonów. Wiele z nich rzucało się na stróży będących jeszcze w powietrzu. Wyciągali za pleców ostrza i zaczynali walkę z demonami. Ten widok był czymś, czego w najśmielszych snach bym się nie spodziewał. Sama góra pofatygowała się z pomocą.

Zerknąłem na żonę, która była dalej w transie i przystałem do dalszej bitwy.



***


Clary






Gdy Dylan stanął przed nami, wzięłam głęboki oddech i pokiwałam głową, dając znak. Zaczęłyśmy całą mocą atakować Dylana, ale czułam, że jest za silny. Mężczyzna tylko się głupio śmiał i krzyczał, że jest niepokonany. Z całej siły z myślą o jego śmierci uderzałyśmy go strumieniami magii. Cały czas czułam, jak zaczynam opadać z sił.

Spojrzałam na Izydę błagalnie z nadzieją, iż nam jakoś pomoże. Kobieta skinęła głową i rozłożyła ręce po obu stronach ciała, odchyliła głowę do tyłu i zaczęła wykrzykiwać słowa w nieznanym mi języku. Z jej dłoni zaczęło wydobywać się jasne światło, które podążało w moją i Eliny stronę. Gdy poczułam, że mnie przenika, wzięłam głęboki oddech i skierowałam całą swoją uwagę na wroga. Widziałam zaskoczenie malujące się na jego twarzy i to jak wszystko go przerasta. Po chwili rozbrzmiał jego donośny krzyk i zobaczyłam tylko jak rozpad się na kawałeczki.

Upadłam na kolana, oparłam dłonie na nich i spojrzałam na kobietę leżącą po drugiej stronie pomieszczenia. Izyda powoli zamieniała się złoty proch, który unosił się i wylatywał przez okno, unosząc się wysoko poza horyzont.



***


Jace






- Jonathan uważaj! - Chłopak wybił się wysoko i wylądował po drugiej stronie pokoju, po drodze pozbywając się kilku brzydali.

Gdy już się odwracałem by pozbyć się kolejnego nieproszonego gościa, ten zawył i zaczął się wycofywać z pomieszczenia. Spojrzałem zdezorientowany na szwagra, a ten tylko wzruszył ramionami. Odwróciłem się do Magnusa, który opuścił pole chroniące dziewczyny i podszedł do nas.

- Myślicie, że to jakaś zasadzka? - Jonathan podszedł do roztrzaskanego okna.

- Nie. - Czarownik pokręcił głową. - Cała magia, która z nimi przybyła znikła. Jak by rozpłynęła się w powietrzu.

Spojrzałem na dwie kobiety leżące na łóżku i zaśmiałem się cicho pod nosem.

- Udało im się.




Pamiętaj! Czytasz, komentuj! 


10.09.2016

Zwiastun.

Hej dziś przychodzę do was z czymś innym.
Rozdział oczywiście się pisze, ale zrobiłam zwiastun na tego bloga do części pierwszej i mam nadzieje, że wam się spodoba. To moja pierwsza praca tego typu.
: P
PS. Dlaczego nie było żadnych komentarzy pod ostatnim rozdziałem?



1.09.2016

Rozdział 11

Wiem, że zawaliłam, a ten rozdział miał być dużo wcześniej, ale nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Mam nadzieje, że komuś spodoba się ten rozdział i ogarniecie, o co w nim chodzi.

Pamiętajcie o tym, że wielkimi krokami zbliżamy się do ostatecznego końca. Oczywiście mam jeszcze w planach autokorektę pierwszych rozdziałów. Czytając je, skręca mnie w środku od tego, jak są napisane. Jednak że to dopiero później. 

Jak minęły wam wakacje? Bo mi zaskakująco szybko. :p

Znów powrót do szkoły! : (


_____________________________________________________

Clary 



Czułam jak ktoś smera mnie po policzku, a następnie po szyi. Leniwie otworzyłam zaspane oczy. Pierwsze co zobaczyłam, była mała Sofie smacznie śpiąca z każdą kończyną ustawioną pod innym kontem i wykrzywionymi ustami, z których wypływał stożek śliny.

- Hej. - Wyszeptał Jace. Zawsze i wszędzie poznałabym jego głos.

Delikatnie, tak by nie zbudzić małego śpiocha, przekręciłam się w stronę męża, mówiąc:

- Hej.

Młody mężczyzna siedział na fotelu podsuniętym pod samo łóżko. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego twarz, by wiedzieć, że coś tu jest nie tak. Sposób, jaki przypatrywał mi się, to jak marszczył czoło i brwi. Cały wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.

- Jace co się stało. - Zaczęłam się podnosić na łokciach do pozycji siedzącej, bez przerwy uważając na córkę śpiącą przy moim boku.

Wzrok blondyna był utkwiony w niemowlaku zmieniającym swoją pozycję ułożenia. To taki uroczy widok. Ale nie odwrócił mojej uwagi od ukochanego. Wyraźnie widzę, że coś go trapi. Nie ukryje tego. Za dobrze go znam, by było inaczej.

- Dawno zasnęła? - Spojrzenie przeniósł na mnie, na co przewróciłam oczami. Jeśli chce odwracać kota ogonem, to proszę bardzo, ale nie ze mną te numery.

- Jace powiesz, o co chodzi?

- A czemu ma się coś dziać? - Oparł łokcie na kolanach a głowę na dłoniach.

Jego odpowiedź, jak i zachowanie ciała upewniły mnie w swojej racji. Pokręciłam głową i wstałam z łóżka. Widząc moje poczynania Jace, automatycznie się wyprostował i uważnie śledził każdy mój ruch. Wykorzystując okazję, usiadłam na kolanach męża i oparłam głowę o jego silne ramię, dzięki czemu się rozluźnił i oplótł mnie ramionami.

- Skąd zawsze wiesz, gdy coś mnie trapi? - Zapytał niewiele głośniej od szeptu.

Zaśmiałam się cicho na jego pytanie. Wygięłam się, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Praktyka czyni mistrza kochanie. - Zmarszczył czoło. - Przeważnie tak jest, że zamiast powiedzieć mi, o co chodzi, owijasz w bawełnę. A poza tym twój wyraz twarzy sam mówił za siebie.

- Czytasz we mnie jak w otwartej księdze. - Skwitował, cicho się śmiejąc.

- Jeszcze nie zupełnie. A teraz powiedz mi, co się dzieje.

Jace wziął głęboki oddech i odchylił głowę, pocierając twarz dłoniom. Jego zachowanie sprawiło, iż moje serce przyspieszyło, a myśli krążyły po głowie, nie ustępując ani na chwilę. Zupełnie nie wiem czego się spodziewać, przez co niepokój zaczął się nasilać.

Wyprostowałam się i głośno przełknęłam. Mój wzrok jak opętany krążył po Jacie. W tej jednej chwili zaczął mi się wydawać tajemniczy, a zarazem emitujący nieograniczaną pewnością siebie i swoich czynów. Ten jeden człowiek potrafi jednym spojrzeniem wywołać lęk u wroga, a gdy trzeba, staje sam przeciwko całemu światu.

- Wracamy do Iceberg rose. - Oznajmił, wstając z fotela, przez co i ja musiałam się podnieść.

- Ale jak to?

Jace stanął przed szafą i odwrócił się w moją stronę, jednocześnie otwierając ją z jednej strony.

- Sądzimy, że tamto miejsce może być kluczem. To tam pierwszy raz odkryłaś swoją moc, więc zapewne jakoś nam pomoże.

Jego słowa uderzyły we mnie niczym lodowaty podmuch wiatru, który muska całe ciało, przyprawiając o gęsią skórkę oraz dreszcze. Nadal nie rozumiałam co tamto miejsce, ma wspólnego z Izydą. Chociaż nie. To tam ona mnie po raz pierwszy odwiedziła, od tamtej chwili moje życie stało się zdecydowanie inne. To ona je zmieniła. Dzięki niej poznałam zatajone prawdy o mojej rodzinie i zyskałam siostrę, bez której obecnie nie wyobrażam sobie życia.

Przeniosłam wzrok ze ściany na Jace'ego wrzucającego nasze rzeczy do walizek.

- Wystarczy spakować najpotrzebniejsze ubrania. - Podeszłam do męża i położyłam mu dłoń na ramieniu, by chociaż trochę go uspokoić. Chodził niczym zaprogramowana maszyna z ludzkimi odruchami w formie podenerwowania.

- Oraz broń. - Dodał. - Całe mnóstwo broni. - Wyszczerzył zęby w uśmiech.







Isabell



Przechodząc korytarzem, usłyszałam, jak otwierają się drzwi windy, z której wyszli moi rodzice. Jak zawsze ubrani w ciemne kolory stroju bojowego. Typowa para wracająca z polowania. Gdzieniegdzie małe zadrapania czy rany oraz miejscami poddarty z lekka ubiór.

Marysie z podniesioną głową wkroczyła na korytarz, przeczesując palcami oklapłą fryzurę. Ojciec w przeciwieństwie do niej wyraźnie zmęczony zaczął zdejmować z siebie kilogramy broni, jaką nosił na sobie podczas walki z demonami.

- Musimy porozmawiać. - Oznajmiłam, zatrzymując tym rodziców, którzy spojrzeli na siebie, szukając w swoich spojrzeniach odpowiedzi na zadawane wzajemnie nieme pytania.

- Jesteś w ciąży?!- Wypaliła matka z szokiem. Uniosłam brwi, słysząc to idiotyczne pytanie.

- Nie mamo, ale mając do wyboru ciążę i to wszystko, co dzieje się teraz wybrałbym tycie.

Przecież każdy głupi by to wybrał. Przyznaje, że przed tym związkiem Clary i Jace'ego moje życie było codzienną rutyną powtarzających się zdarzeń i przebiegów dnia, ale w sumie tego, co się dzieje obecnie, nie zamieniłabym na nic innego, lecz jeśli to, że miałabym się obżerać jak świnia i doganiać masą słonia miałoby pomóc, to byłam skłonna na to przystać.

- Isabello...

- Mamo po prostu porozmawiajmy. To bardzo ważne. - Westchnęłam.

Kobieta skinęła głową i zaczęła kierować się do swojego gabinetu. Wraz z ojcem potulnie ruszyliśmy za nią.

Przekraczając próg „królestwa” swojej matki, moje serce waliło jak nigdy. Marysie bez niczego usiadła za mahoniowym biurkiem.

Nie wiem czemu, czułam się jak pięciolatka czekająca na karę za swoje przewinienia. Spojrzenia przeróżnych istot widniejących na obrazach spoglądały na mnie. Przynajmniej od zawsze miałam takie wrażenie.





Clary




- Nie jestem pewien co do tego. - Westchnął Jace, kołysząc w ramionach Sofie, uspokajając ją, podczas gdy ja zapinałam torbę z rzeczami małej.

Podeszłam do niego i przejęłam gaworzące maleństwo, które od razu zaczęło się bawić moimi włosami.

- Ale ja jestem. - Westchnął, a ja spojrzałam na niego. - Nie chcę by Sofie, miała z tym wszystkim styczność. Mam zamiar zakończyć to raz na zawsze i nie obawiać się o bezpieczeństwo swoich dzieci, rodziny. - Czułam, jak łzy zaczynają zbierać się w moich oczach. - Chcę żyć bez poczucia zagrożenia ze strony psychicznego wroga.

- Oni zawsze są psychiczni kochanie. - Na jego słowa zaśmiałam się przez łzy spływające po mojej twarzy.

Spojrzałam na małą kruszynkę ciągającą mnie za loki i lekko pokręciłam głową. Obecnie nie umiałam wyobrazić sobie życia bez mojego maleństwa. To takie nie realne, wręcz dla mnie niemożliwe do wyobrażenia. To jest jedno drobne maleństwo, które wiele zmieniło.

Westchnęłam głęboko i wsadziłam córkę do łóżeczka, w którym od razu chwyciła jedną z zabawek, natarczywie ją gryząc. Zapewne swędzą ją dziąsła, co może oznaczać ząbkowanie. Dziewczynka bacznie obserwowała każdy nasz ruch. Można by pomyśleć, że ocenia nasze postępowania na swój własny sposób, aprobując je lub nie.

Usiadłam na jednej z puf, chowając głowę w dłoniach, jednocześnie opierając łokcie na kolanach.

- Celine zgodziła się zaopiekować Sofie na czas nasze j nieobecności. - Wypaliłam na jednym wdechu.

Jace oniemiały spojrzał na mnie.

- Kiedy zdążyłaś spiskować z moją matką?

Zacisnęłam wargi, spoglądając na jego pokerową twarz skierowaną ku mnie. Nienawidziłam momentów takich jak ten. Brak możliwości wyczytania emocji, jakie po nim krążą były niczym cios. Nie można było przewidzieć jego kolejnego ruchu czy zgadnąć myśli.

- Gdy byłeś w zbrojowni. - westchnęłam, wstając i kierując się do drzwi. Posłałam słaby uśmiech mężowi.


Pamiętaj! Czytasz, komentuj! 

5.07.2016

Rozdział 10

Na samym początku chcę przeprosić za brak rozdziałów przez ostatnie trzy miesiące.
Przez ten okres tak naprawdę nic nie napisałam. Jednym słowem dobiegła mnie ogromna blokada.
Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba.
Z góry uprzedzam, że najprawdopodobniej ta historia zakończy się w ciągu tych wakacji.
Ale niczego nie jestem pewna.
Na nominację postaram się odpowiedzieć jak najszybciej.
Żeby nie było niespodzianek ustawie je tak, że będą się wyświetlać z inną datą, co będzie skutkować tym iż będzie to tak wyglądać, jak bym odpowiedziała na nie przed napisaniem tego rozdziału. Będą widnieć z datą o dzień wcześniejszą od opublikowania tego postu.
Nie było mnie tu przez dłuższy czas i zależy mi, aby jak najwięcej czytelników zapoznało się z tym rozdziałem. ;)

Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba. 
PS. Ten rozdział pisałam od wczorajszego poranka. :-)
_________________________________________________________________



Clary


-... Niech powstaną wszelkie bramy złota, niech Aniołowie znów powrócą do nas, niech ojciec broni dzieci swe. Co już powstało może w popiół się obrócić, Powstrzymać zamieć, które na Anielskie dziecię się szykuje. Z miłości zrodzone, miłością obronione. - Powtórzyłam słowa Izydy, które przekazała mi w podczas snu. Nie wiem jakim cudem je zapamiętałam, ale jakoś utkwił mi w głowie.

Cały czas czułam na sobie wszystkich wzrok. Byli cicho. Ramię Jace'ego mocniej mnie oplatało. W duszy mu dziękowałam za ten gest. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby go nie było przy mnie. Już nie umiem sobie wyobrazić życia bez niego. Ten człowiek wywróciłam cały mój świat do góry nogami i sprawił, że jestem mu za to dogodnie wdzięczna.

- Nie wiem co o tym myśleć. - Odezwał się Jonathan siedzący na fotelu z Isabell na kolanach, która wtulała się w niego.

- Nic nie musisz. - Zaczęłam. - Po prostu znów będę musiała zacząć wszystko od początku i sprawić, że moc obudzi się we mnie na nowo. Skoro raz mi się udało to i za kolejnym też powinno.

Nie byłam pewna swoich słów, ale czuję, że może mi się udać. Taka cicha pewność rosnąca w środku. Trudno jest mi określić to uczucie, ale wiem, że może mi się udać.

Wiele przetrwałam w życiu, ale mimo decyzji, które nie wszystkim się podobały, otrzymywałam wsparcie od najbliższych. Osób, które mnie kochają. Nie chcę ich ponownie narażać na niebezpieczeństwo, ale na tyle dobrze ich już znam, aby wiedzieć, że mogę ich błagać ile sił, aby nie mieszali się do tego, a oni i tak zrobią swoje i nie zostawią mnie. Są wspaniałymi przyjaciółmi, są rodziną.

- W sumie może się udać. - Jace poprawił się na kanapie i spojrzał na mnie. Chwycił moje dłonie i lekko zaczął gładzić opuszkami swoich palców moje knykcie. - Raz dzięki temu wszystkiemu zwyciężyliśmy. - Uniósł kąciki ust, jednocześnie tym małym gestem upewniając mnie wiarygodności jego słów.

- Jace, ale wiesz co się wówczas działo. - Zaczęłam już wątpić w możliwość powiedzenia się tego wszystkiego. Gdy przed oczyma stanęło mi to wszystko, co musiał przeżywać, kiedy ja odpływałam do innej rzeczywistości, moja pewność co do tego wszystkiego znacznie zmalała. - Nie chcę, byś znów tak cierpiał. - Spojrzałam w jego złote tęczówki błagalnie.

Wszyscy obecni w bibliotece bacznie nam się przypatrywali. Pamiętam jak kiedyś, takie sytuacje mnie krępowały, ale już tego jakoś nie odczuwam. Głębszy kontakt ze światem zmienił mnie. Życie w zamknięciu nie było czymś przyjemnym. Ta samotność, jaka mi doskwierałam, potrafiła zepsuć nawet najpiękniejszy dzień.

- Clary. Kocham cię jak wariat i wiem, że nie pokocham tak mocno nikogo innego. Dzięki temu jestem w stanie znieść największy ból, jaki może mi zgotować los. Jesteś dla mnie wszystkim wraz z Sofie. - Widząc te oczy i słysząc słowa, jakie płynęły z ust Jace'ego wiedziałam, że mówi prosto z serca. Teraz nawet mi nawet nie przeszkadzała widownia. Rzuciłam się w ramiona męża, chcąc pozostać tam na wieki. - Tak bardzo cię kocham Clary. - Szepną. Tyle wystarczyło, by po moich policzkach zaczęły płynąć strumienie łez.

Dzięki temu mężczyźnie jestem w stanie zrobić wszystko. Wystarczy kilka jego słów, aby mnie przekonać, że jestem w stanie zrobić wszystko. Zapewnienie o jego miłości potrafi zdziałać cuda. Można pragnąć czegoś jeszcze?

- Jeśli skończyliście to przedstawienie, może pomyślelibyśmy jak by tu poćwiartować wujaszka? - Wszyscy spojrzeliśmy na mojego brata.

- Ty to wiesz jak zepsuć romantyczną chwilę. - Skarciła go Isabell.

- Czyli według ciebie jestem mało romantyczny?

- Czy ja coś takiego powiedziałam?!

Brunetka tylko westchnęła z politowaniem i pokręciła głową.

- Możemy skoncentrować się na tym tekście? - Elina usiadła oboi mnie, chwytając ozdobną poduszkę, którą położyła na swoich kolanach.

- A nad czym tu myśleć? - Warknęła Jo, przysiadając na oparciu tuż przy Jace'ie. - Ona będzie się wygłupiać, próbując ożywić w sobie magię. - Roześmiała się.

- Mogłabyś sobie darować. - Warknęła Izz.

- Mówię tylko prawdę. - Wzruszyła ramionami. - Naprawdę nie widzicie, że ona udaje. - Westchnęła. - Nigdy nie sądziłam, że będziesz taki ślepy, Jace. - Blondyn odwrócił się w jej stronę. Czułam jak paznokcie z coraz większą siłą, przebijają, się przesz moją skórę. Mam jej serdecznie dość. - No co? Przecież było nam tak dobrze razem. Co się zmieniło? - Położyła dłoń na ramieniu blondyna i zaczęła nią ruszać.


Jace



Dłoń Jo zaczęła wędrować po moim karku. Nawet nie wiem, w którym momencie ją tam umieściła. Już otwierałem usta, by coś powiedzieć, gdy usłyszałem trzask drzwi. Szubko, zerwałem się na nogi i dostrzegłem, że to Clary wyszła. Bez słowa popędziłem za nią.

Dogoniłem ją dopiero przy schodach. Chwyciłem jej ramię i delikatnie odwróciłem przodem do siebie. Z jej twarzy dało się czytać jak z otwartej księgi. Wyraźnie dostrzegłem złość i smutek. Nie dziwię się jej. Sam z pewnością znacznie gorzej bym na jej miejscu zareagował. Cóż to nie jest pierwsza sytuacja, gdy dogania mnie moja przeszłość a z nią moja była. Nie nawiedzę patrzeć na cierpienie Clary. Jest to naprawdę bolesne.

- Clary. - Szepczę, delikatnie głaszcząc dłonią twarz ukochanej, ale mimo to ma wciąż spuszczony wzrok, - Przepraszam.

- Nie masz, za co to...

- Mam. Powinienem wcześniej jakoś zareagować. - Jo doprowadza mnie do białej gorączki, a strategia, by ją ignorować, w ogóle nie pomaga.

Położyłem dłonie na ramionach Clary i zacząłem nimi zjeżdżać po jej rękach, aż natrafiłem na mocno zaciśnięte dłonie. Niepewnie spojrzałem na dziewczynę. Delikatnie rozprostowałem je. Były całe we krwi. Wyraźnie było widać ślady po paznokciach, które wbijała w skórę.

- Clary. I co ja mam z tobą zrobić. - Wzruszyła ramionami. - Jesteś zazdrośnicą. - Kącik jej ust lekko się uniósł.

- Jeśli chodzi o ciebie to zawsze. - Spojrzała na mnie tymi wielkimi oczami. Oczami, w których się już dawno zakochałem.

- Choć, trzeba coś z tym zrobić.


Isabell 



Po tym, jak Jace wybiegł za Clary, Jo się rozsiadła na kanapie jak by nigdy nic. Naprawdę jest mi szkoda Clary i Jace'ego. Do tej pory tyle przeszli i jeszcze wiele ich czeka. Wszyscy próbujemy im pomóc, tak jak się tylko da, ale zawsze coś im staje na szczęściu. To takie smutne,

- Jo, mam do ciebie ogromną prośbę. - Spojrzała się na mnie pytająco.- Z racji swojej odwal się raz na zawsze od Jace'a i Clary.

- Niby dlaczego? Zazdrosna jesteś?

Ona naprawdę zaraz doprowadzi mnie do białej gorączki. Sam fakt tego, że jej nie trawię, sprawia, iż nabieram ochoty na mały trening z nią. Nie mówię, że wyszłaby z tego żywa. Mój plan tego nie przewiduje.

- Niby o co? Powiedziałabym to raczej o tobie. Kleisz się do Jace'a od kąt tu wrócił. - Wstałam z kolan Jonathana i dostrzegłam kątem oka, że Alec siedzący na parapecie się wyprostował i lekko nachylił w naszą stronę, opierając łokcie na kolanach, a na dłoniach głowę. - Ale jeśli nie zauważyłaś, nie wrócił sam...

- No co ty. - Blondynka również się podniosła i stanęła dokładnie naprzeciw mnie. Dzieliło nas mniej niż metr. - Wiesz, ślepa nie jestem tak jak on. Widzi wszystkoisto przez swoje różowe okularki i nie dostrzega tego, że osoba, która go kocha naprawdę, jest obok. Czyli ja. - Wskazała na siebie kciukiem.

- Nie mylisz czasem obsesji z miłością?! - Warknęłam.

- Jakiej obsesji. To przecież widać, że wariuje na moim punkcie. - Wyszczerzyła zęby w szeroki uśmiech, odwróciła się na pięcie i wyszła z biblioteki, wcześniej zarzucając włosami.

Naprawdę nie rozumiem tej dziewczyny i zapowiada się, że nigdy nie zrozumiem.

- Mam jej dość. - Jęknęłam, opadając na kolana Jonathana.

- Ciekawe dlaczego? - Sarkazm wylewał się litrami z ust mojego brata.


Jace




- Usiądź i podaj mi dłonie. - Poleciłem Clary. Na szczęście mnie posłuchała.

Dziewczyna przysiadła na skraju łóżka i podała mi dłonie. Powoli przyłożyłem w miejsce ran Stele i zacząłem najdelikatniej jak potrafiłem rysować Iratze. Po kilku chwilach rany na dłoniach Clary, zaczęły się goić.

- Dzięki. - Mruknęła rudowłosa.

Delikatnie pogładziłem jej twarz, lekko się przy tym uśmiechając. To niewiarygodne jak ta drobna i delikatna dziewczyna mnie zmieniła. Kiedyś niezwracający na uczucia innych chłopak, który dbał tylko o swój interes, zmienił się w szalenie zakochanego i opiekuńczego mężczyznę z obsesją na punkcie własnej rodziny. Może i to dla niektórych mało wiarygodne, ale tak jest. Moja historia pokazuje jak bardzo, można się zmienić. Wystarczy chcieć i mieć dla kogo. Mnie wystarczyło jej jedno spojrzenie i już byłem pewien tego, że jest tą jedyną. Fakt, że i tak bym musiał ją poślubić, jedynie wszystko ułatwiło. Gdyby nie ta umowa to zapewne nadal byśmy się nie spotkali, a ja żyłbym dawnym, życiem, nieprzejmująca się niczym.

- Nie masz za co. - Nachyliłem się i złożyłem pocałunek na czole żony.

Do moich uszu dobiegł płacz. Lekko się uśmiechnąłem i pokręciłem głową.

- Zajrzę do małej, a ty się połóż.

Już wychodziłem, gdy dobiegły do mnie słowa Clary:

- Jace, nie. - Odwróciłem się do niej przodem. - Ja do niej zajrzę, a ty zejdź na dół i sprawdź, czy jeszcze się nie pozabijali. - Zaśmiałem się pod nosem na jej słowa.

Clary energicznie się podniosła z łóżka i ruszyła do drzwi. Gdy przechodziła przez ich framugę, chwyciłem jej przedramię i pociągnąłem do siebie. Zanim otworzyłem usta ta mnie ubiegła.

- Obiecuje, że się położę, tak szybko ja tylko będę mogła. - Wykrzywiła usta w lekki uśmiech i pocałowała mnie. Czuć było w tym geście miłość i pasję.

Nim zdążyłem jakoś zareagować, zniknęła w pokoju Sofie, Westchnąłem z rezygnacją i ruszyłem do biblioteki. Oby reszta tam jeszcze była.



Na miejscu okazało się, iż jedyną osobą, jakiej brak jest Jo. W sumie to i dobrze. Na dziś wykończyła limit mojej cierpliwości i dobroci. Moja dobroć w stosunku co do niej jest na wyczerpaniu mam ogromną nadzieję, że w końcu da sobie spokój z tymi podchodami i przejrzy na oczy. Przecież nie ma na co liczyć od mojego pierwszego dnia w posiadłości Morgenstern. Tam całe moje docelowe życie zostało zmienione o sto-osiemdziesiąt stopni.

- Coś ciekawego się działo pod moją nieobecność cukiereczki?

Wszyscy spojrzeli na mnie z politowaniem. Czyli coś mnie ominęło.

Jak by nigdy nic zająłem poprzednie miejsce, rozkładając nogi na całej długości kanapy. Gdyby nie to, że Elina, widząc, co robię, zmieniła miejsce, bym się nie zmieścił. Nic na to nie poradzę, że natura chojnie mnie wyposażyła. Idealnym trzeba się urodzić, a niestety są ludzie, którzy próbują dążyć do tego, co ja mam. Z góry wiem, że to bez sensu. Niepotrzebna Syzyfowa praca. No przecież nikt nie dorówna mi. Jestem po prostu za doskonały.

- Dobra wymyśliliście już coś? - Przejechałem wzrokiem po każdym z osobna. - Sądząc po waszych minach, nic nie macie.

- Sam mógłbyś też coś wykombinować, skoro taki mądry jesteś. - Mruknął, Ale'c.

- Przecież zawsze to ja myślę. Dla odmiany moglibyście wyprężyć te móżdżki. - Założyłem ręce za głowę. No naprawdę czy to ja zawsze mam wykonywać całą robotę?

- Czas powrócić tam gdzie słuch pierwszy raz cię nie zawiódł. Gdzie twoja magia ożyje na nowo, a krąg powinność swą wypełni. - Zacytowała Elina. Po chwili namysłu dodała: - Gdzie Clary, pierwszy raz użyła mocy... albo inaczej, gdzie ją odkryła?

To jedno pytanie sprawiło, że sporo z tego wszystkiego stało się jaśniejsze. Przecież to taka oczywista odpowiedź. Dlaczego sam na to nie wpadłem?

Szybko zmieniłem swoje ułożenie i usiadłem normalnie na kanapie i spojrzałem na resztę towarzyszących mi osób.

- Iceberg rose. - Powiedzieliśmy równocześnie z Ale'cem, Jonathanem oraz Isabell.

W okamgnienia stanąłem i zacząłem kierować się do drzwi, mówiąc:

- Zawiadomię resztę. - Valentine powinien wiedzieć, jak i moi rodzice. Lightwoodów poinformuje się zaraz, jak wrócą z polowania.

- Co to jest Iceberg rose? - Zapytała Elina.

- Jedna z posiadłości Morgenstern w Irlandii... - Udało mi się jeszcze usłyszeć kawałek odpowiedzi Isabell, zanim zniknąłem za ciężkimi drewnianymi drzwiami.



Pamiętaj! Czytasz Komentuj!

Liebster Blog Award

Nie spodziewałam się tej nominacji, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przez ostatnie trzy miesiące nic się na tym blogu nie pojawiło. Więc bardzo dziękuję za nominację:  Zastępczyni Upadłych Aniołów, jak i Demonica Edomu. Odpowiem na pytania tylko Demonica Edomu , ponieważ na blogu Zastępczyni Upadłych Aniołów nie znalazłam pytań do nominacji.

Dla przypomnienia: Nominacje są otrzymywane od innych blogerów, za „dobrą robotę". Jest dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów. Należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała, dalej ty nominujesz 11 osób, oczywiście informujesz ich o tym oraz zadajesz 11 pytań. Nie nominujemy bloga osoby, która cię nominowała.



Pytania od Demonica Edomu:


1. Ile masz lat?
   *17
2. Twój ulubiony film?
   * Nie umiem zdecydować. Za dużo by wymieniać, ale przede wszystkim:

  • Zaklęty w smoka
  • Titanic
  • Wszystkie części Niezgodnej
  • Wszystkie części Igrzysk Śmierci
  • Dziewczyny z St. Trinian 1 i 2
  • Przyjęty
  • Pitch Perfect 1 i 2
  • Większość filmów z  Adamem Sandler'em
  • Wszystkie filmy kopciuszko podobne 
  • Ubóstwiam filmy marvel'a 
  • Mroczne Cienie
  • Wszystkie filmy ekranizacji Trylogii czasu. ( W końcu wyszła 3. !!!)
  • Siódmy Syn
  • Noc w muzeum 1,2 i 3
  •  Nie kłam, kochanie
  • Step Up ( wszystkie części)
  • Penelope
  • Czarownica
  • Wszelkiego rodzaju ekranizację Sissi
  • 2012 
  • Joe Black
  • Pompeje
  • Harry Potter
  • Dziewczyna w czerwonej pelerynie
  • Błękitna głębia
  • Czego pragnie dziewczyna
  • Dziewczyny z drużyny 
  • Bestia
  • Jestem numerem cztery
  • Ostatnia Piosenka
  • Porwanie
  • Sydney i siedmiu nieudaczników
  •  Madagascar
  • Za jakie grzechy
  • Shrek
  • Legalna blondynka 1 i 2
  • Percy Jackson
  • Dziewczyna z Alabamy
  • Mama na obcasach
  • Eragon
  • Większość ekranizacji Piękna i Bestia
  • Fałszywa dwunastka 1 i 2
  • Listy do Julii 
  • Oświadczyny po irlandzku
  • 17 again
  • Ilu miałaś facetów?
  • Alvin i wiewiórki 1, 2, 3 i  4
  • Narzeczony mimo woli
  • Journey 1 i 2 ( Podróż do Wnętrza Ziemi i Podróż na Tajemniczą Wyspę)
  • Królewna Śnieżka
  • Królewna Śnieżka i łowca
  • Podstępne druhny
  • Bajkowe Boże Narodzenie
  • Diabeł ubiera się u Prady
  • Pamiętnik księżniczki 1 i 2
  •  Piraci z Karaibów
  • Och, życie
  • So Undercover
  • Pokojówka na Manhattanie
  • Kod Da Vinci
  • Anioły i Demony
  • Pan i Pani Kiler 
  • Alex Rider: Misja Stormbreaker
  • 21 - The Movie
  • Błękitna fala
  • Agent XXL
  • Wyznania zakupoholiczki
  • Duże dzieci
  • Pakt milczenia
  • Wredne dziewczyny 1 i 2
  • Dary Anioła: Miasto kości 
  • Książę i ja 1, 2 ,3 i 4
  • Bibliotekarz 
  • Długo i szczęśliwie
  • Twoje, moje i nasze
  • Monte Carlo
  • Zbuntowana księżniczka
  • Zmierzch
  • Poślubiona
  • Siódmy zwój
To jest większość moich ulubionych filmów. 


3. Twoja reakcja na pierwszy komentarz?
  * Ogromny banan na buzi i uczucie spełnienia.

4. Jakie masz zainteresowania?
   * Niech to pozostanie moją słodką tajemnicą. :D

5. Twoje ambicję?
6. Ulubiony napój?
  * Woda Żywiec Zdrój

7. Ulubiony smak lodów?
  * Trudny wybór ale na pewno cytryna, mango, pomarańcza,

8. Twoje największe marzenie?
   * Wydać książkę. Wiem oklepane.

9. Ulubiona potrawa?
   * Spaghetti i pierś z kurczaka

10. Na czym ci się najlepiej piszę?
    * Tak szczerze to na Wattpadzie bądź na kartce papieru.

11. Ile masz blogów?
    * Tak ogólnie to z 7
`


Moje pytania: 


  1. Twoje ulubione książki?
  2. Twój Ulubiony serial?
  3. Ulubiona piosenka.
  4. Gdzie spędzasz wakacje?
  5. Jakie masz największe marzenie?
  6. Ile średnio piszesz rozdział tak, aby być z niego zadowolonym?
  7. Ulubiony deser?
  8. Góry czy morze?
  9. Ulubiona pora dnia i roku?
  10. Blog ff, który w jakiś sposób zagłuszył pustkę po zakończeniu czytania ulubionej książki?
  11. Kim chciał/ała, byś być w przyszłości?

Nominuję:



                    30.04.2016

                    Rozdział 9


                    Rozdział napisałam, mając jedynie słowa wypowiedziane przez Izydę, więc mam nadzieję, że wam się spodobał i życzcie mi szczęścia przy napisaniu kolejnego!

                    ______________________________________________ 



                    Clary




                    Ciemność, cisza i złe przeczucie w jednym. Wrażenie pustki, które jest każdemu znane i ten moment, który się nasila. Próbowałam znaleźć choć jeden promień światła, ale nic z tego. Moje obawy z każdą chwilą się pogłębiały. Brak możliwości kontrolowania tego, co się może stać. Tysiące myśli napływało naraz do mojej głowy i wszystkie krążyły wokół jednego: złych przeczuć.

                    Złote światło wyłoniło się przede mną, a jego blask oślepiał. Zarysy kobiecej sylwetki zaczął się pojawiać wprost przede mną. Przymrużyłam oczy, zastanawiając się, co mnie spotka, kto to może być?

                    Kobieta po chwili stała się znacznie wyraźniejsza i już wiedziałam, że przeszłość powróciła i muszę zacząć od nowa swoją podróż w innym wymiarze, przynajmniej mi się tak zdawało. Przede mną we własnej osobie stała Izyzyda. Po walce z Dylanem myślałam, że to już koniec z naszymi spotkaniami, ale najwyraźniej się pomyliłam.

                    W momencie, gdy otwierałam usta, aby już coś powiedzieć, przemówiła tym swoim śpiewnym i delikatnym głosem.

                    - On powrócił moje dziecko. Szlak powstaje na nowo, życie anielskie zagrożone, ratuj je piersią swą, a aniołowie poszerzą swój krąg. Czas powrócić tam gdzie słuch pierwszy raz cię nie zawiódł. Gdzie twoja magia ożyje na nowo, a krąg powinność swą wypełni. Niech powstaną wszelkie bramy złota, niech Aniołowie znów powrócą do nas, niech ojciec broni dzieci swe. Co już powstało może w popiół się obrócić, Powstrzymać zamieć, które na Anielskie dziecię się szykuje. Z miłości zrodzone, miłością obronione. - Miałam wrażenie, że wszystko mówiła na jednym tchu, ale emocje, jakie przez to przekazywała, potrafiły przyprawić o gęsią skórkę.

                    Po wypowiedzeniu ostatnich słów bez niczego znów zaczęła znikać, a ja zbudziłam się, siadając gwałtownie.

                    Położyłam dłoń na klatce piersiowej, w miejscu gdzie moje serce najmocniej obijało się o żebra. Tuż pod dłonią czułam, jak mocno uderza.

                    Spojrzałam na Jace'ego spokojnie śpiącego z głową wtuloną w moją poduszkę. Miał lekko rozchylone usta i potargane włosy na wszystkie strony. Można by pomyśleć, że piorun go trzasnął.

                    Spojrzałam w stronę okna, z którego widać betonowy las. Można mieć wrażenie, że budynek leży na budynku. Wpatrując się tak w ruch uliczny, który nawet w środku nocy nie staje się mniejszy, pierwszym pytaniem, jakie mogłoby przyjść do głowy to: czy ludzie nie śpią w ogóle? Ale wiem, że życie Przyziemnego może wydawać się łatwe i kolorowe, ale takie nie jest. Wystarczy spojrzeć na te udręczone dusze uwięzione w ciałach ludzi, którzy nie widzą nic poza zyskiem materialnym, ale tak już jest. Wyścig szczurów jest nieuchronnym elementem życia Przyziemnego.

                    W głowie zaczęłam słyszeć słowa Izydy przekazane w śnie. Najbardziej zaczęły zastanawiać mnie słowa mówiące o miejscu, w którym proza pierwszy słuch mnie nie zawiódł, ale nie mam pojęcia, o co może chodzić. Całe życie słuch miałam wręcz idealny, więc to jest jedna z wielu zagwozdkę, jakie przyniósł mi ten sen. Będę musiała o nim powiedzieć, Jace'owi. Nie chcę mieć powtórki z rozrywki. Do tej pory pamiętam, jaki był wkurzony, gdy dowiedział się o koszmarze z Dylanem. Ale jednak w ciąż nie rozumiem, dlaczego był zły. Przecież i tak nie mógł wpłynąć na to, co mi się śni.

                    Płacz dobiegający zza ściany przerwał moje rozmyślania, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Pewnie normalny rodzić byłby naburmuszony faktem, iż musi wstać do dziecka w środku nocy, ale spójrzmy faktom w oczy, nie jestem normalnym rodzicem.

                    Szybko wstałam z łóżka, tak by nie obudzić Jace'a i popędziłam ile sił w nogach w stronę pokoju córki. Delikatnie otworzyłam drzwi i równie delikatnie je przymknęłam. Podbiegłam do łóżeczka i spojrzałam na czerwoną od płaczu twarz Sofie. Uśmiechnęłam się do maleństwa i ostrożnie wzięłam na ręce. Na początku delikatnie kołysałam ją, aby się trochę uspokoiła, a następnie przysiadłam na pufie i zaczęłam ją karmić piersią, wcześniej podnosząc bluzkę, która robiła mi za piżamę. Dziewczynka od razu przyssała się do mnie, lekko mnie podgryzając dziąsłami.

                    Od razu się uspokoiła.

                    Po kilku chwilach dziewczynka odkleiła się ode mnie i wpatrywała uważnie w moją twarz, podnosząc rączkę do góry, którą położyła tuż pod moim sercem.

                    - I co ja mam z tobą zrobić? - Lekko się zaśmiałam, podnosząc się z Sofie na rękach.

                    Położyłam małą do łóżeczka, na co zaczęła gaworzyć. Nie zwracając na to większej uwagi, poprawiłam ubranie.




                    Jace



                    Nagle poczułem, jak coś szarpie mnie za włosy. Delikatnie, ale jednak. No ludzie co za idiota to robi. Jak zepsuje mi fryzurę, to go chyba uduszę. Kiedy znów zostałem pociągnięty za włosy, ale tym razem mocniej szybko oprzytomniałem i otworzyłem oczy, zaciskając szczękę.

                    Mój wzrok napotkał duże zielone oczy przyklejone do roześmianej twarzy. Na ten widok automatycznie się uśmiechnąłem.

                    - Moja mała kruszynka obudziła się z humorem. Do zabawy, co? - Mruknąłem do Sofie, opierając się na ramieniu.

                    Delikatnie położyłem palec pod żebrami dziewczynki i zacząłem ją łaskotać, na co się zaśmiała, wymachując rączkami. Jedna z nich prawie wylądowała na twarzy Clary, która wciąż śpi. Pewnie przyniosła tu tego szkraba w nocy. Aż dziwne, że się nie zorientowałam.

                    Maleńka kopie Clary wciąż się śmiała w niebo głosy. Gdy się lekko nachyliłem, wykorzystała okazję i złapała mnie za włosy, ciągnąc za nie jednocześnie wykrzywiając usta w uśmiech, przez co delikatny strumień śliny popłynął po jej policzku, wypływając z knocika ust. Wytarłem to krzywiąc się przez niewygodną pozycję, w jakiej utknąłem, przez własną córkę.

                    - Ostrzegam cię, jeśli spojrzę w lustro i nie zobaczę tego cuda na głowie, z jakim kładłem się spać będę bardzo zły, a ty młoda damo dostaniesz szlaban. - Mruknąłem poważnym tonem, utrzymując kontakt wzrokowy z Sofie. Wziąłem głęboki uspokajający oddech, gdy wybuchła jeszcze większym śmiechem. - Tak chcesz się bawić?

                    Ostrożnie wyjąłem z małej rączki swoje włosy, które próbowała utrzymać w stalowym uścisku i podniosłem się wraz z nią idąc do drzwi, niemal nie wypuściłem własnego dziecka z rąk, gdy zobaczyłem własne odbicie w lustrze. Przeniosłem wzrok na Sofie, która kilka razy zamrugała.

                    - I coś ty zrobiła? - mruknąłem. - Wiesz, ile będę, musiał ślęczeć przed lustrem, alby moje włosy wyglądały, tak jak bym nic z nimi nie robił? - Przymrużyła oczy. - No co? - Poprawiłem ją na rękach. - Przecież to cudo samo się nie zrobi no nie?




                    Clary




                    Kiedy się obudziłam, w pokoju już nie było Jace'ego ani Sofie. Pewnie wziął małą.

                    Spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej i wytrzeszczyłam oczy. Było wpół do jedenastej. Dlaczego nikt z łaski swojej mnie nie obudził!? Wyskoczyłam z łóżka i wbiegłam do łazienki, po drodze nie rozbierając. Prysznic, jaki wzięłam, był chyba jednym z krótszych w moim życiu. Po dokończeniu toalety porannej. Owinięta ręcznikiem podeszłam do szafy, z której wyjęłam brązowe spodnie i różową koszulę bez rękawów. Dobrałam do tego jeszcze komin i brązowe botki i ubrałam się, wcześniej zakładając bieliznę..  


                    Odświeżona wyszłam z pokoju i popędziłam w stronę kuchni, zakładając, że możliwe jest, iż reszta domowników jeszcze tam przebywa, ale ręki uciąć bym nie dała.

                    Gdy weszłam do kuchni od razu się uśmiechnęłam. Miałam rację. Wszyscy są w kuchni prócz Sophie. Nawet przy stole siedzi moje rodzeństwo.

                    - Dzień dobry wszystkim. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem. W odpowiedzi dostałam to samo lub szerokie uśmiechy. Nawet Jo, obdarzyła mnie spojrzeniem.

                    Usiadłam na wolnym miejscu między Eleną a Jace'em, który pochłaniał w ekstremalnym tempie porcje naleśników, wcześniej całując go w policzek na powitanie, na co się uśmiechnął.

                    - Gdzie Sofie? - Spojrzałam na męża.

                    Blondyn przełknął i westchnął głośno.

                    - Po tym, jak wyszarpała moją głowę chyba na wszystkie możliwe sposoby i śmiała się z tego padła ze zmęczenia. - Mruknął.

                    - Ale nie wyrwała ci włosów ?

                    - Ma szczęście, że nie.

                    Zaśmiałam się cicho pod nosem.

                    Zrobiłam sobie kromkę chleba z serem i szynką oraz popiłam to herbatą. Wszyscy pogrążyli się w rozmowie, ale jednak ja myślałam nad słowami Izydy. W ciąż nie mogłam zrozumieć, o co jej chodziło. Ta rymowanka, jeśli można to tak nazwać mała jakieś podłoże, ukryty sens, ale jednak jaki. W kółko powtarzałam słowa kobiety, ale nie za wiele przychodziło mi do głowy. Jedyne co wiedziałam na pewno to, to, że było związane ze mną.

                    - Clary, o czym tak myślisz? - Odezwała się Iz, spoglądając na mnie przenikliwie, na co westchnęłam głęboko.

                    - W nocy odwiedziła mnie Izyda.


                    Pamiętaj! Czytasz Komentuj!


                    27.03.2016

                    Rozdział 8

                     Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Wiem, że pisałam go dość długo i ciągle nie mogłam napisać. Męczyłam sie z nim od dna, w którym opublikowałam poprzedni rozdział.  

                    Chciałam bym zadedykować ten rozdział przyjaciółce Wiktorii, która stała mi ostatnio nad głową i mobilizowała do pisania. 

                    Jak zwykle przepraszam z błędy jakie mogą się tu wkraść -pisałam na tablecie w którym nie ma funkcji wyłączenia Autokorekty- i rzycze miłego czytania.


                    Ps. Chciała bym poinformować, ze od wczoraj w sklepach Empik jest dostępna najnowsza książka Cassandry Clare. Pierwsza cześć trylogii "Mroczne intrygi" książka nosi tytuł " Pani Noc" 

                    Macie już książek? Bo ja tak!!! 

                    Czy tylko mnie denerwuje to niepoprawne tłumaczenie tytułu? 

                    __________________________________________________


                    Clary


                    Wszystko mnie piekielnie bolało, ale to nie było w tym najgorsze. Nic nie pamiętałam, a do tego wszystkiego czułam ogromną pustkę. Co się stało? To pytanie chodzi mi nieustannie po głowie. Kilkakrotnie próbowałam otworzyć oczy ale nie miałam na tyle siły. Ta wewnętrzna pustka pochłaniał mnie nieustannie. Co się dzieje z moim maleństwem? Nie czuję go. Ten jeden moment ta myśl, to uczucie dodało mi tyle energii, że zebrałam się w sobie i dokonałam czegoś co jeszcze parę sekund temu było wręcz dla mnie nie wykonalne.

                    Otworzyłam oczy.

                    Pierwsze co zobaczyłam to Jace śpiący z głową opartą o moją klatkę piersiową. Dlaczego tego wcześniej nie poczułam? Nie mam pojęcia ale wiem, że on wygląda tak słodko, ale martwią mnie jego zapuchnięte oczy. Dlaczego płakał? Dlaczego jestem w Izbie Chorych? Co się wydarzyło? Tak wiele pytań, a zero odpowiedzi.

                    Wpatrując się tak w męża zauważyłam coś co przyprawiło mnie o palpitacje serca. Mój brzuch jest zupełnie płaski. Wygląda prawie tak samo jak przed ciążą. Co się tu dzieje?! Co się stało z moim dzieckiem?!

                    Mój wzrok zaczął latać nerwowo po całym pomieszczeniu. Jeśli coś się stało mojemu maleństwu przeze mnie nigdy sobie tego nie wybaczę. Lekko ugięłam ręce w łokciach przenosząc się na nich wyżej do pozycji pół siedzącej.

                    Położyłam dłoń na głowie Jace'ego i zaczęłam przeczesywać palcami jego złociste loki. Nie musiałam długo czekać aby się zaczął przebudzać. Lekko kręcił głową wtulając ją bardziej we mnie. To takie urocze.

                    Każdy z osobna ma zupełnie inne mniemanie o jego osobie ale tak naprawdę zazwyczaj mam wrażenie, że to ja tak na prawdę go znam, ale są i momenty w których w to wątpię. Są dni w których chowa się pod maską ukazując oblicze osoby niewzruszonej ale gdy się ją burzy kawałek po kawałku ujrzymy zupełnie innego mężczyznę. Na palcach jednej ręki da się policzyć osoby, które ujrzały tą osobę jaką tak naprawdę jest.

                    Wpatrując się w zasmuconą lecz spokojne twarz Jace'a, zauważam, że jego oczy koloru płynnego złota powoli się otwierają, na co się automatycznie lekko uśmiecham. W chwili gdy dostrzega moją przebudzona twarz zrywa się z miejsca.

                    - Clary! - Krzyknął radośnie z rozszerzonymi oczami, które zaczęły się szklić.

                    Nachylił się nade mną i objął dłońmi moją twarz po czym szmerał kciukami lekko moje policzki. W pewnym momencie po policzku Jace'a popłynęła łza, a na idealnych ustach ukształtował się szeroki uśmiech. Podniosłam dłoń którą położyłam na jego twarzy w taki sam sposób w jaki leżą jego na mojej i starłam kciukiem łzę.

                    - Tak bardzo cię kocham Cary. - Szepnął. - I przepraszam. - Widząc w jego oczach szczerość uśmiechnęłam się.

                    W tym momencie uświadamiam sobie jak bardzo kocham tego człowieka. Jest najlepszą rzeczą jaka mi się w życiu przytrafiła.

                    - Hej. - Szepnęłam zmęczona. Miałam wrażenie jak by ktoś od wewnątrz porysował mi gardło gwoźdźmi. - Pić. - Jęknęłam.

                    Jace od razu się otrząsnął i nalał wody do szklanki stojącej na małym, metalowym stoliku tuż przy łóżku na, którym leżę i przyłożył do moich ust pomagając mi się napić.

                    - Izz, Alec! - Wydarł się odkładając naczynie na swoje miejsce i usiadł na łóżku tuż przy mnie.

                    Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez jakiś czas. Miałam tyle pytań, a tak bardzo bałam się zadać jakiekolwiek. Zamknęłam mocno oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Bez przerwy czułam na sobie spojrzenie męża.

                    - Jak długo tu jestem? - Odważyłam się odezwać.

                    - Prawie tydzień. - Zaczął cicho. - Magnus nie mógł określić co dokładnie się stało... Tak bardzo się o ciebie bałem...tak bardzo bałem się o was. -  Gdy usłyszałem jego ostatnie słowa poczułam jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. 

                    - Jace - Zaczęłam cicho, a po moich policzkach powędrowały łzy. - Co się stało z nasz...

                    - Spokojnie Clary. - Uśmiechnął się do mnie szeroko i pogłaskał po policzku wewnętrzną stroną dłoni. - Nasze maleństwo spokojnie sobie chrapie w swoim pokoiku. - Mogę przysiąść, że na jego słowa moje oczy wyglądały niczym spodki. Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Moje dziecko już jest z nami. Moje maleństwo. 

                    Nagle sobie uświadomiłam ze tak naprawdę podczas gdy ten szkrab przyszedł na świat ja byłam nieprzytomna. Nie ujrzałam jego pierwszego spojrzenia czy uśmiech, nie usłyszałam pierwszego płaczu, nie trzymałam w ramionach, nie przytuliłam jako pierwsza. Jednym słowem przegapiłam najpiękniejszy dzień w życiu rodzica. 

                    - Ale jak to...

                    - Trzy dni po tym wypadku. - Przerwał mi w połowie zdania , mówiąc naprawdę spokojnie ale w jego oczach widniała tej emocji przeciwności. - Musieliśmy wezwać Cichego Brata. - Mimo że dopiero co zaczął mówić ja na samo wspomnienie konieczności przybycia tu mieszkańca Miasta Kości, zaczynam umierać w środku ze strachu tego co mogę usłyszeć. - Magnus twierdził że jeśli nie wywoła się porodu nasz syn może umrzeć. - Nie spodziewałam się tego w najśmielsze snach. Boże co oni musieli tu przejść podczas gdy ja byłam niezdolny do życia. - Bracia zareagowali automatycznie. Oczywiście wykopali wszystkich z Izby Chorych i tak naprawdę dalej nic nie pamiętam prócz tego gdy zakonnicy ogłosili, że na świat przyszła nasza córka ale ty nadal pozostałaś w śpiączce. 

                    - Mamy córkę? - Zapytałam zdziwiona. Magnus twierdził podczas moich badań, że na świat wydam syna. 

                    Na moja reakcję Jace się zaśmiał. 

                    - Tak mamy mała księżniczkę. Równie piękną co jej mama. - poczułam jak na moich policzkach wypalają się rumieńce. 

                    - Magnus zażądał się że będziemy mieli syna. 

                    - Magnus powinien się przespać z jakąś laską. Zapomina jak co wygląda. - Na jego słowa wybuchłam śmiechem. 

                    Gdy ponownie spoglądam na Jace'ego widzę , że przygląda mi się pełen miłości i czułości. 

                    - Nawet nie wiesz jak dobrze jest słyszeć twój śmiech i widzieć te wielkie szmaragdowy oczy które czytają we mnie jęk w otwartej księdze. 

                    Jak tu nie kochać takiego faceta jak on? 

                    Nagle drzwi do Izby Chorych się otworzyły i stanęła w nich zamordowana Isabell. Dam uciąć sobie rękę że w życiu nie widziała jej w takim stanie. Jej zawsze idealnie ułożone włosy starcza na wszystkie strony, a makijaż jest kompletnie nie spójny i rozmazany no i na środku bluzki widnieje ogromną biała plama. 

                    Dziewczyna od razu spojrzała w moją stronę i  zamarła. Wpatrywała się we mnie z niedowieżeniem. 

                    - Clary! - Pisnęła. - Nareszcie się obudziłaś! 

                    -  Na to wygląda. - Uśmiechnęłam się. 

                    Isabell szybko do nas podeszła i mocno mnie przytuliła. 

                    - Iz co ci się stało? -  Zaśmiałam się na co spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. 

                    - W skrócie mówiąc nigdy w życiu nie chce mieć dzieci. - Zmarszczyłam brwi. 

                    - A to niby dla czego. - Odezwał się Jace - Przecież do twarzy ci z wymiocinami na koszulce. 

                    Spoglądając to na jedno to na drugie miała wrażenie, że zaraz się na siebie rzucą. W oczach Isabel widać było idealny ogień a za to Jace uśmiechnął się seksownie ukazując lekko swoje śnieżnobiałe żeby. 

                    Czułam się niczym na polu bitwy. Ale to ta bitwa miedzy nimi sprawia, że czuje się jak w domu.

                    Zaczęłam powoli wstawać z łóżka. Gdy ta dwójka to zobaczyła automatycznie zareagowali. Jace wstał i próbował mnie zatrzymać przytrzymując moje ramiona. 

                    - Clary powinnaś odpoczywać. - Oznajmił

                    Dlaczego ten człowiek wiecznie się o mnie tak martwi? Przyznam, że bywa to bardzo urocze z jego strony ale czasem jest to wręcz utrapieniem. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć i wiem, że zawsze mam w nim oparcie ale bywa zbyt nadopiekuńczy co przyprawia mnie o gorączkę.

                    Przeniosłam spojrzenie na przyjaciółkę która wpatrywała się nam i lekko kręciła głową.

                    - On ma rację. - Powiedziała uśmiechając się przepraszająco.

                    - Szczerze? - Spojrzałam na tą dwójkę. - Już się na odpoczywałam. - Widząc jak Jace otwiera usta by coś powiedzieć. Wyprzedziłam go. - I dobrze wiesz, że mnie nie powstrzymasz.

                    - Po prostu nie chcę aby coś ci się stało.

                    - Wiem o tym. Ale nie mogę tu tak bezczynnie leżeć Jace.

                    - Ale... - Przerwałam mu mówiąc:

                    - Obiecuję, że jak się poczuję gorzej to się dowiesz jako pierwszy.

                    Widziałam w jego oczach, że się poddał. W środku wiedziałam, że to się stanie.

                    - Poddaję się. - Załamał ramiona.

                    Uśmiechnęłam się szeroko i szybko wstałam z łuszka co skutkowało zawrotami głowy. Na szczęście równie szybko odpłynęły jak się pokazały. Z tym nagłym przypływem energii popędziłam prosto do sypialni. Wyjęłam z szafy jasne dżinsy, pomarańczową bokserkę i luźny czerwony sweter i jasne tenisówki za kostkę .

                    Z ubraniami wparowałam do łazienki gdzie wzięłam upragniony prysznic, który od ponad godziny jest jednym z głównych punktów do zrobienia na mojej liście. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę tak go pragnąć.

                    Po wyjściu z pod prysznica umyła zęby, wysuszyłam włosy i upięłam je za pomocą dwóch sówek i gumki.

                    Gdy wyszłam z łazienki ujrzałam męża siedzącego na skraju łóżka z rękoma opartymi w łokciach o kolanach a na dłoniach opartą głową.

                    - Co jest? - Zapytałam.

                    Podniósł głowę i spojrzał w moje oczy po czym się uśmiechnął.

                    - Teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku.

                    - Jace nie sądzę... - Nagle rozbrzmiał płacz niemowlęcia dobiegający za ściany. Na ten niewielki gest się uśmiechnęłam. Moje maleństwo daje o sobie znać.

                    Moje serce przyspieszyło uśmiech się powiększył, a w głowie zaczęły się kotłować myśli. Jakie moje maleństwo jest?  Ile ma w sobie ze  mnie a ile ma z Jace'a? 

                    Spojrzałam na swojego ukochanego, który w mgnieniu oka stał  już przy mnie. Jego oczy zaświeciły, a usta się wykrzywiły w uśmiech ukazując jedyną niedoskonałość w nim, - krzywy kieł. - którą również w nim kocham. 

                    - Chcesz zobaczyć co Izzy kocha? - wyszczerzył się jeszcze bardziej na co zgromiłam go wzrokiem. 
                    - No przepraszam. - podniósł ręce w geście obrony. - To było silniejsze odemnie.

                    Spojrzałam na niego z pobłażaniem Kocham tego człowieka nad życie ale jak czasem się odezwie mam ochotę go zamordować. Jego charakter bywa trudny, ale każdego dnia zmienia się na lepsze. 

                    Po chwili zaśmiałam się pod nosem na co wyszczerzył oczy. Lekko pokręciłam głową i chwyciłam go za dłoń ciągnąc do sąsiedniego pokoju. Przed drzwiami dzielącymi nas z naszym małym szkrabem wzięłam głęboki, drżący oddech. Tak bardzo chciałam zobaczyć moją córeczkę, ale również był silny strach, który próbował mną zawładnąć. Pewnie każda młoda matka na moim miejscu miała by takie same odczucia, obawy przed tym pierwszym spotkaniem.

                                                         

                     Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi przez które przeszłam, a nogi miałam niczym z waty. Moim oczom ukazał się pokoik pochłonięty kolorami bieli, beżu i turkusu. Przy jednej ścianie stało łóżeczko z baldachimem nad którym wisiały lampy przyczepione do ściany w kształcie piór. Na środku pokoju leżał puszysty, biały dywan będący akcentem do białych mebli goszczących w tym pokoju. Kilka puf i zasłon były pochłonięte turkusem. Ramki zdjęć i lustro były pozłacane. Wisiały na przeciwległej ścianie do łóżeczka. Tuż przy drzwiach miała miejsce ogromna biało-srebrna lustrzana szafa.

                    Powoli i niepewnie podeszłam do łóżeczka, które wydawało mi się być oddalone ode mnie całe kilometry, zobaczyłam małą i uroczą istotkę, która się obudziła i popłakiwała. Gdy pochyliłam się nad poręczą łóżeczka mała dziewczynka od razu sie uspokoiła i spojrzała na mnie tymi wielkimi zielonymi oczami, wykrzywiając usteczka w uśmiech ukazując swoje delikatne dziąsełka. Gdy ostrożnie dotknęłam jej rączki w moich oczach pojawiły sie łzy.


                    Ostrożnie podniosłam swoje maleństwo opatulone jaśniutkim kocykiem, tak aby nie zrobić jej krzywdy. 

                    - Hej. - Szepnęłam dotykając palcem jej dłoni. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. - Jestem twoją mamą. 

                    Tak bardzo trudno mi jest uwierzyć, że to właśnie tego malucha nosiłam pod serce przez ten cały czas. To takie dziwne gdy spogląda się na takie małe dzieciątko i od razu podkochuje się je jak nikogo innego. 

                    Nagle poczułam jak silne ramiona Jace'go obejmują mnie od tyłu. Delikatnie oparłam się o umięśniony tors męża cały czas będąc ostrożna względem córki. Blondyn delikatnie pogłaskał malutką po jej główce przyozdobionej cieniutkimi rudymi włoskami. 

                    - Jest taka idealna Jace. -  Mruknęłam delikatnie kołysząc córkę. - Taka delikatna. 

                    - Cała wdała się w ciebie. - Mruknoł tuż przy moim uchu.  

                    -Jace? -Odezwałam się po chwili ciszy. W odpowiedzi dostałam ciche mruknięcie. - Chciałam się spytać o imię jakie jej nadaliscie. 

                    Tak bardzo niezręcznie czułam się pytając o imię własnego dziecka. Jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że poczekali na mnie z ta decyzja. 

                    - Nie mogłem zrobić tego bez ciebie kochanie, nie potrafiłbym. - Dzięki jego odpowiedzi odetchnęła w duszy z ulgą. 

                    - Może Sofie?  - odwróciłam głowę w jego stronę proponując pewnie imię. 

                    Spoglądając na niego zaówaźyła jak się delikatnie uśmiecha. 

                    - Sofie! - Powtórzył radośnie. 





                                                                         Pamiętj! Czytasz, komentuj!




                    25.02.2016

                    Rozdział 7


                    Wiem, że strasznie długo czekaliście na ten rozdział, a ja wstawiam coś takiego, ale naprawdę nie miałam żadnego pomysłu oraz checi i do tego wszystkiego szkoła, ale cóż dziś spięłam tyłek i postanowiłam dodać swoje wypociny.
                    Moim zdaniem rozdział jest do kitu, ale może komuś się spodoba.
                    Zobaczymy.

                    ____________________________________________________


                    Jace.



                    Oderwałem dłonie od klawiszy i wziąłem głęboki oddech. Co ona wyrabia?! Boże myślałem, że się z tego wyleczyła, ale jest jeszcze bardziej nachalnie o ile to możliwe.

                    Dlaczego nie może zrozumieć, że nic do niej nie czuję i mam żonę, która kocham?

                    Kiedy wróciłem do Instytutu i zobaczyłem Jo, rzucającą się na mnie zacząłem żałować tego, co robiłem przed poznałem Clary. Blondynka od kilku dni zachowuje się psychicznie.

                    - Jace, dlaczego nie dasz nam szansy? - Odezwała się Jo, błagalnym głosem — Przecież widzę, jak na mnie patrzysz. Mogłoby być nam tak dobrze. - W jej oczach widziałem ogromną nadzieję. Nie da się ukryć, że od zawsze wiedziałem, iż się jej podobam. Przecież, która nie poleci na takiego boga jak ja? Jestem chodzący ideałem.

                    -Słucham Jo. - Starałem się zrobić to jak najdelikatniej. - Nie sądzę, aby to wypaliło. Jak byś nie zauważyła mam żonę, która bardzo kocham i do tego za kilka dni przyjdzie na świat moje dziecko. - Miałem się jej ochotę zaśmiecać w twarz. Jak mogła sądzić, że na nią polecę mając Clary przy boku?
                    Wstałem z taboretu i skierowałem się do drzwi. Pomieszczenie mimo wszystko było dość duże i wypełnione antykami oraz wszelakimi instrumentami. Istny raj dla duszy.

                    Nagle ktoś szarpnął mnie za ramię, przez co się gwałtownie odwróciłem i poczułem na swoich ustach miękkie wargi, przez które zatraciłem się w pocałunku. Jedna część mnie chciała to ciągnąć i oddać ten gest, ale ta druga strona, ta silniejsza krzyczała, abym nie popełniał błędu sprzed kilku miesięcy. Nie chciałem znów jej stracić, nie chciałem znów stracić swojego płomyczka.
                    Zebrałem się w sobie i odepchnąłem blondynkę. Jo, spojrzała na mnie zdziwiona i z ogniem w oczach.

                    - Nie rób tego nigdy więcej!- Warknąłem do dziewczyny i wyszedłem z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.

                    Idąc korytarzem, miałem natłok myśli. Wszystkie kręcił się wokół zdarzenia sprzed paru sekund. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła. Nie mieści mi się to w głowie. Owszem była nachalnie w stosunku do mnie jak zawsze. Nigdy nie mogła przyjąć do wiadomości, że między nami nic nie było. Ja, jeśli już coś było. To nie miało dla mnie naczynia.

                    Zdaję sobie sprawę, że popełniłem w życiu wiele błędów, do których obecnie bym nie dopuścił, ale się stało. Nic na to już nie mogę poradzić.

                    Stając na szczycie schodów, zauważam leżące ciało na samym dole. Gdy dostrzegłem burzę rudych loków tworzących aurę wokół głowy ofiary, bez zastanowienia wiedziałem, kto leży na podłodze.
                    Od razu ruszyłem jak strzała i zacząłem zbierać ze schodów ile sił w nogach. W okamgnieniu pojawiłem się przy Clary. Upałem na kolana i zacząłem ogarniać włos z jej pięknej twarzy. Była taką bladą.

                    -Boże, Clary. - Jęknąłem.

                    Dlaczego jej się to przytrafiło? To powinienem być ja.

                    - Izz!... Alec!...ktokolwiek!- wydzielane się wniebogłosy. Sprawdzając puls ukochanej.
                    Na szczęście jest. Słaby, lecz wyczuwalny. Wziąłem Clary na ręce trzymając jedną rękę na jej plecach, a droga podtrzymując jej nogi w zięcie kolan. Biegiem ruszyłem do izby chorych.

                    - Jace! - usłyszałem za plecami głos Izz. - Co się stało? - Zapytała w momencie, gdy biegliśmy ramię w ramię.

                    - Nie mam pojęcia. - Już panikowałem, wchodząc do izby. Dobrze, że brunetka przytrzymała mi drzwi. - Znalazłem ją nieprzyporną na podłodze. - delikatnie położyłem mój skarb na łóżku i pocałowałem w czoło. - Powiedz Alecowi, aby wezwał Magnusa. - Spojrzałem w jej ciemne oczy. Były przepełnione troską. - Jak najszybciej! - Krzyknąłem, na co zareagowała jak opatrzona.

                    Spoglądając na bladą skórę Clary przybierająca powoli kolor pergaminu, byłem przerażony jak nigdy. Mój wzrok powędrował do jej brzucha, który był naprawdę duży. Kiedy tak urósł? Nie mam pojęcia. Wiem jedno, że jeśli im coś się stanie, jeśli ... Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem kręcić głową. Po prostu wiem, że nie mogę bez niej żyć. Ta marna tułaczka na ziemi bez Clary, nie miałaby najmniejszego sensu. Wiem to od momentu, w którym po raz pierwszy ją ujrzałem. Wyglądała niczym anioł z ognistymi włosami. Od tamtego momentu wiedziałem, że musi być moja. Jej uśmiech i blask szmaragdowych oczu każą mi przerwać kolejny dzień, aby znów je ujrzeć.

                    - Jace. - Rozbrzmiał głos Marysie, przez co podniosłem głowę z ciała Clary. Nie mam pojęcia, kiedy się tam znalazła. - Co się stało? - W tym momencie miałem ochotę wydzierać się na wszystkich dookoła, Przecieczże widzi nieprzytomną Clary i jeszcze się pyta, co się stało.

                    - A z kąt ja mam to niby wiedzieć?! - Wybuchłem, wyrzucając ręce w powietrze.

                    Widziałem w oczach Marysie, że ją to zabolało, ale mnie boli bardziej. Nie wiem co się dzieje z Clary, a run nie mogę użyć! Nie chcę zaszkodzić swojemu dziecku. Nie mogę.

                    Rozejrzałem się po pomieszczeniu i dopiero wtedy zorientowałem się, że w Izbie są obecni tak naprawdę wszyscy prócz Aleca i Roberta. Ich spojrzenie było zmartwione i skierowane na mnie.

                    - Dlaczego tak na...?

                    - Co się... - Przerwał mi Magnus wchodząc do Izby wraz z Alec'ciem.

                    - Nie kończ tego zdanie, jeśli chcesz przeżyć kolejny dzień. - Warknąłem do czarownika.

                    - Widzę, że ktoś tu wstał lewą nogą. - Zaśmiał się Magnus. - Ale cokolwiek muszę wiedzieć. - Dodał.

                    Wziąłem głęboki oddech i zacisnąłem pięść. Dlaczego ten człowiek tak bardzo kocha mnie drażnić? Naprawdę nie mam nastroju, ale ten widząc, to musi dodać dwa grosze od siebie.

                    - No więc. - Popędził mnie mężczyzna.

                    - Nie wiem, co się stało! - Wykrzyczałem. - Znalazłem ją nieprzytomną na podłodze. - Dokończyłem załamanym głosem, wskazując na Clary, która leżała bez ruchu.

                    Czarownik westchnął i pokręcił głową. Jego kocie oczy uważnie śledziły każdy mój ruch. Miałem wrażenie, jak bym był pod odstrzałem. W pewnym sensie tak jest. To on mi powie czy moje życie dalej będzie miało sens.

                    - Dobra wyjdźcie wszyscy. Muszę zbadać naszą pachnącą bułeczkę.



                    Isabel.



                    Siedzimy na tym korytarzu chyba dobrą godzinę. Wszyscy się coraz bardziej denerwujemy. No może prawie wszyscy. Jo, wygląda na dość zadowolona z obrotu spraw. Naprawdę jej już nie rozumiem. Dlaczego po postu nie przyjmie do wiadomości, że Jace nie chce być z nią. A zamiast tego próbuje go " pocieszyć". Mogłaby sobie darować. W ciągu tej godziny z Jace'ego zaczął się robić wrak człowieka. Dobra rozumiem, że się naprawdę martwi no ale to jest już chore. Siedzi pod ścianą skulony z Jo, uwieszoną na jego ramionach. Naprawdę mi go szkoda. Czuję się trochę jak wtedy w Iceberg rose. Wtedy też wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach martwiąc się stanem Clary.

                    - Ile to będzie jeszcze trwać? - Zapytał Jace.

                    Spojrzałam na niego z troską. Naprawdę mi go szkoda. Wtuliłam się bardziej w Jonathana, zamykając oczy.

                    - Potrzebuje trochę czasu. - Odparłam z nadzieją. Naprawdę chciałabym wiedzieć, ile to jeszcze potrwa.

                    Ciężko jest czekać na wiadomość, która może należeć do grona tych złych. Ciężko jest patrzeć na najbliższych, którzy ledwo się trzymają.

                    Drzwi od Izby Chorych otworzyły się z hukiem, a pośrodku nich stał Magnus, poprawiając dłonią swoją oklapłą fryzurę połyskującą na wszystkie strony przez tę tonę brokatu. Czasem podejrzewam, że jest od niego uzależniony.

                    W momencie, gdy wstawaliśmy z miejsc, Jace stał już przed Magnusem.

                    - Co z Clary. - Zaczął jak opętany. - Mogę do niej wejść? - Wypowiadając ostatnie sowa, przechodził już koło Czarownika, który złapał go za rękę i pociągnął do siebie. Jace spojrzał na szatyna z wyrzutem.

                    - Nie płacz tak królewno. - Zaśmiał się.

                    - O co ci chodzi? - Warknął blondyn.

                    - Chciałem tylko spytać, czy masz już przyszykowany pokój dla Anielskiego potomka.