30.12.2015

Rozdział 5



Elina





Nie wiem jak, tu się znalazłam i kim jest ta dziewczynka, ale coś każe mi za nią podążać. Za każdym razem, gdy próbuję o coś zapytać, blondynka podnosi rękę do góry, pokazując, abym się nie odzywała. Nieznajoma ani razu się do mnie nie odwróciła jak i odezwała. Idzie przed siebie niczym w transie.

Podążałyśmy przez tunel uformowany przez młode drzewa. Jest to piękne, ale zaczyna mi doskwierać ból pleców. Cóż muszę cały czas iść pochylona. 

Mam wrażenie, jak byśmy szły wieczność. W pewnym momencie blondynka się zatrzymuje i pochyla głowę przede mną, mówiąc:

- Polarna gwiazdo. - Ma tak cichy głosik, a jaki słodki.

Wpatruję się to w nią, to w ścianę, która tworzy ślepy zaułek. Dziewczynka lekko się uśmiecha. Wiem to, mimo że jej włosy zasłaniają tą młodą twarz. Stojąc w miejscu, próbuję zrozumieć, o co tu chodzi. Jeszcze raz spoglądam na ścianę stworzoną z porostów i mchu. Nagle coś mi przychodzi do głowy i próbuję przejść przez przeszkodę. Bez żadnego oporu przeszłam na drugą stronę. Poszło dziwnie łatwo.

Znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu, czując chłód, jaki tam panuje, dostawałam dreszczy. 

Chcąc zrobić krok do przodu, coś mną szarpnęło do tyłu i nie pozwalało, na jaki kol wiek ruch. Szybko się zorientowałam, że jestem unieruchomiona przez grube kajdany zapięte na moich kostkach i nadgarstkach. Pęta żelazne na drugim końcu były przymocowane do surowej ściany. Kilka razy próbowałam się wyswobodzić spod ich uścisków, ale wszystko szło na marne.

- Piękna, ale niestety taka głupia. - Odezwał się jakiś głos. Wiedziałam jedno, że należy do mężczyzny.

Gdy podszedł trochę bliżej, mogłam się mu trochę dokładniej przyjrzeć. Okazał się wysokim rudzielcem o szmaragdowych oczach. Trochę przypominał mi Clary, a nawet bardzo.

- My się jeszcze nie znamy, Polarna gwiazdo. - Ton jego głosu przyprawiał mnie o gęsią skórkę.

- Czego ode mnie chcesz?! - Muszę to wiedzieć. Muszę widzieć, o co tu chodzi.

- To bardzo proste. - Uśmiechną się zadziornie. - Twego życie! - Tym razem się zaśmiał.

Dlaczego mojego życia? Zapytałabym się, ale wątpię, aby mi na to odpowiedział sensownie. Zmarszczyłam brwi, a mężczyzna wyjął z paska sztylet. Zdobienia na nim były mi dość znane, tylko nie wiem skąd. Podrzucił w powietrzy kilkakrotnie broń, łapiąc ją za rękojeść. Byłam pod wrażeniem jego precyzji.

W momencie, gdy stanął do mnie przodem, wiedziałam, co się zaraz wydarzy. Przełknęłam głośno i szykowałam się na cios. Tak jak podejrzewałam, rzucił we mnie sztyletem, który zagościł w mojej kładce piersiowej. Chciałam go wyjąć, ale kajdany mi to uniemożliwiały.

- Jedna Polarną gwiazdą już zgładzona została jeszcze ich królowa! - Rudzielec wręcz śpiewał te słowa, w kółko wrzeszcząc coraz głośniej.

Z każdym oddechem czułam jak coraz bardziej, uchodzi ze mnie życie.




***





Obudziłam się cała zlana potem. Po tym, jak się uspokoiłam, zaczęłam myśleć, o co w tym wszystkim chodziło. Miewałam już przeróżne sny czy wizje, ale jeszcze nigdy nic takiego.

Moje dłonie szybko znalazły się w miejscu, gdzie ten mężczyzna wbił sztylet. Mimo przerażenia chce mi się płakać. Najchętniej weszłabym pod łóżko, zwinęła się w kłębek i nie wychodziła przez najbliższy czas, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Muszę być silna i przezwyciężyć strach.

Nagle coś przyszło mi do głowy. Chwyciłam kartkę papieru i zaczęłam tworzyć ognistą wiadomość.

-Dzięki ci o wielki Jonathanie!

Jestem wdzięczna bratu, że przez pobyt w posiadłości Morgensternów nauczył mnie kilku run. Często jestem wdzięczna losowi, że wtedy napotkałam Jace'ego. Wiele im wszystkim zawdzięczam, ale nadal jestem zła na Valentina, za wszystko, co mi zrobił. Jak można pożycia własne dziecko? Jak można zdradzić własna zonę? Niewiem, ale mam nadzieje, że pewnego dzika uzyskam na te pytania odpowiedź.

Po narysowaniu odpowiedniej runy przyglądałam się jak papier powoli się spala. Jest to naprawdę piękny widok. Ma coś w sobie, co przyciąga.




Jace





W sypialni zapaliłem jedna z lamp, usiadłem na łóżku i zacząłem tworzyć stelą runy lecznicze. Odkładając stele na szafkę nocną, słyszę szelest kartek. Nie to, że jestem ciekawski ale siła wyszła, zwyciężyła nad moim ciałem. Chwyciłem szkicownik Clary, który był otwarty na jeszcze cieplutkim szkicu. Spoglądając na rysunek, zatkało mnie.

Rysunek przedstawiał mężczyznę rzucającego sztyletem w dziewczynę przykutą kajdanami do ściany. Bez problemu rozpoznałem postaci — Co do tego nie trzeba być geniuszem, a zwłaszcza jeśli ma się żonę tworzącą czyste dzieła sztuki. - Mężczyzna wyglądał niczym jak Dylan a tą dziewczyną była Elina. Nigdy nie sądziłem, że ujrzę coś takiego. Nawet jak dla mnie to jet trochę straszne, a zwłaszcza ta ilość szczegółu i emocji, jakie oddaje zwykły szkic.

Spojrzałem w stronę Clary, gdy zaczęła się kręcić. Nie wiem jak długo spała ale wygląda na wykoconą, a może tylko mi się wydaje. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem do komody, aby na niej odłożyć szkicownik i kilka ołówków pętających się po mojej stronie łóżka.

- Czyli jednak postanowiłeś się zjawić? - Słysząc głos żony, głośno przełknąłem ślinę i powoli odwróciłem się do niej przodem.

Mój Anioł stał ze skrzyżowanymi rękoma i wpatrywała się we mnie morderczym wzrokiem. Wiem, że ze względu na dziecko próbuje być spokojna. W innym przypadku zapewne moja głowa leżałaby jakiś metr od reszty ciała.

- Kochanie ja ci wszystko wytłumaczę. - Odpowiedziałem na jednym tchu tak, aby mi nie przerwała. Uniosła jedną brew i spojrzała na mnie podejrzliwie. - Byliśmy na polowaniu. Wszyscy mogą to potwierdzić. - Błyskawicznie podeszłem do niej i dotknąłem jej policzka. Widząc, że chce coś powiedzieć, dodałem. - Nie chciałem cię budzić, dlatego nic nie mówiłem. Wszystko stało się tak nagle. - Pocałowałem ją z nadzieją, że szybciej mi wybaczy.



Clery 




Rano obudziłam się dziwnie wypoczęta. Słoce mile ogrzewało moją twarz. Musiałam zapomnieć zsunąć rolety. Gdy próbuje się ruszyć, coś blokuje moje ruchy. Oczywiście to ręka Jace'ego, która owija mnie w pasie z dłonią umieszczoną na moim brzuchu. Nie wiem czemu ale ten widok powoduje, że się uśmiecham.

Delikatnie próbuję się wyswobodzić z objęć blondyna ale ten mi to uniemożliwia, chwytając mnie i przyciągając do siebie. Zablokował mnie, kładąc się częściowo na mnie z głową na moim brzuchu.

- Gdzie się ta nasza mama wybiera? - Odparł z ustami na już dość dużym brzuchu. Mój uśmiech się pogłębił.

- Na pewno coś zjeść. - Oznajmiam wplątując palce w złote loki Jacea.



Chłopak przekręcił się z rezygnacją, tym samym umożliwiając mi swobodę ruchów.

Szybko podbiegłam do szafy, z której wyjęłam luźny ryżowy sweter, jasne rurki i botki na obcasie z wiązaniem jak w traperach. Ze szkatułki wyjęłam jeszcze srebrny łańcuszek z napisem LOVE i udałam się do łazienki. Po błyskawicznym prysznicu, ubraniu się, umyciu zębów, wykonaniu delikatnego makijażu i doprowadzeniu włosów do porządku wyszłam z łazienki.

W sypialni zastałam Jace'ea ubranego jak zawsze na ciemno, ślęczącego przed lustrem układając fryzurę w takim skupieniu, że szok.

- Jeszcze trochę tu i ... GOTOWE! - Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze i puścił oczko.

- Gorzej niż z Iz. - Mruknęłam pod nosem.

Chłopak odwrócił się do mnie i uniósł brwi do góry. O co mu chodzi?

- No co? - Warknęłam bo jego reakcja zaczęła mnie wkurzać.

- Chyba nie masz zamiaru się gdziekolwiek ruszać w tych butach?! - Zmarszczyłam brwi. On sobie robi ze mnie jaja?

- Dobrze się czujesz Jace?

Chłopak szybko podszedł do mnie i podniósł w stylu panny młodej. Zaniósł mnie do łózka i ostrożnie położył. Naprawdę mam dość traktowania mnie jak porcelanowej lalki. Po prostu powtórka z rozgrywki.

Gdy zaczął rozwiązywać mi sznurowadła, zaśmiałam się głośno i wstałam tak szybko, że nie zdążył nawet zareagować.

- Clary. - Warkną już pod dominowany!

- No co? - Odpłaciłam mu tym samym.

- Zdejmij te cholerne buty! - Czy on się wścieka o buty? To nie jest normalne.

Z moim mężem jest już coraz gorzej. Nie można jego zachowania uznać za normalne, a wręcz przerażajace. Może powinnam poprosić Cichych Braci o pomoc? Nie mam pewności czy coś tu zdziałają ale może dotrą do jego zdrowego rozsądku.

- Niby dlaczego?

- Bo jeszcze sobie coś zrobisz! - o boże co za człowiek!

- Wcześniej też chodziłam na obcasach i się o to nie wściekałeś. - Powiedziałam najdelikatniej, jak tylko mogłam. - Wtedy sobie nic nie zrobiłam poważniejszego od otarć, teraz sobie też nic nie zrobię.

- Ale...

- Zaufaj mi. - Powiedziałam, gładząc dłonią jego policzek. - Nic więcej. - Lekko musnęłam jego wargi swoimi.




***





Podczas śniadanie targały mną dziwne przeczucia. Może to głupie ale im wieżę. Z reguły się sprawdzają to dlaczego tym razem ma być inaczej?

W momencie, gdy już kończyliśmy posiłek, drzwi otworzyły się z hukiem.



________________________________________________




Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał!



Pamiętaj! Czytasz, komentuj!


28.12.2015

Rozdział 4

Rozdział pisałam od około trzeciej w nocy, ale mimo to sądzę, że wyszedł mi całkiem niezły.
Później stwierdziłam, że jak uda mi się napisać coś, co nie przyprawi mnie o łzy rozpaczy, to wstawię to jak najszybciej!
Oto i jest!

Życzę wszystkim miłego czytania!

________________________________________________






Clary



W okuł mnie rozpowszechnianie się ciemność. Nie wiem, gdzie jestem, ale czuję jak by ktoś mnie obserwował. Czuje się jak w klatce, z której nie ma drogi ucieczki. Zaczynam głęboko oddychać i kręcić się, by rozejrzeć się w miarę możliwości po miejscu, w którym się znajduję. Wykonując, jaki kol wiek ruch słyszę, odbijając się metal. Spoglądam w dół, okazuje się, iż do moich kostek zostały, przyczepiona kajdany. Z nimi nie ucieknę. Zaczynam je szarpać z całej siły, ale ani drgną. Jeszcze przez jakiś czas nie daje za wygraną, wiem, że nie mogę się poddać. Nie teraz. Po jakimś czasie moje działania idą na marne. Opadam z sił, a na łańcuchu od kajdan nie ma ani jednego draśnięcia.

- Zastanawiałem się ile będziesz tak walczyć. - Rozszedł się ostry, męski głos. Gdzieś już go słyszałam. - Jedna Polarną gwiazdą już zgładzona została jeszcze ich królowa!

Nagle srebrny sztylet został wbity w moją pierś. Chciałam go wyjąć, ale moje ciało nie chciało mnie słuchać...



***



Gwałtownie się budzę, automatycznie siadając. Czuje jak cała się kleje od potu. Rozglądam się po pokoju, ale jestem w nim sama. Druga strona łyżka jest nietknięta, spoglądam na zegarek. Okazuje się, iż dochodzi druga w nocy. Gdzie jest Jace?

Biorę głęboki oddech i wstaje z łóżka. Stojąc na środku sypialni, zatyka mnie. Królują w niej ciemne barwy ścian i podług oraz brudna biel z domieszka złota na meblach. W centralnym punkcie pokoju znajduje się duże małżeńskie łoże, wokół, którego stoją szafki nocne z lampkami. Nad łożem wiszą dwa obrazy idealnie komponujące się z wystrojem sypialni. Częściowo pod łóżkiem leży dywan koloru ecru. Po lewej stronie kawałek dalej od łóżka znajduje się komoda, nad która wisi lustro oświetlone kolejna lampą stojąca na komodzie. Zwałkę dalej w zagłębieniu można znaleźć duża szafę z kilkoma lustrami. Przed meblem znajduje się ciemny a wręcz czarny dywan przyozdobiony kilkoma ozdobnymi poduszkami. Dzięki kilku oknom i dużemu żyrandole podkuj, nie wydaj się przytłaczać mimo ciemnych barw.


Na jednej z węższych ścian wisi idealnie rozmieszczona broń, a na innej półki z wszelakimi książkami. Łatwo można dostrzec, z Iz wyobraźnia zaczęła buzować i powiększyła pokój. Jest naprawdę ogromny.

Muszę przyznać, że bałam się tego, co wymyśliła moja droga przyjaciółka, ale to było niepotrzebne. Teraz to widzę. Sypialnia jest naprawdę piękna. Może nie całkiem w moim guście.

Szybko podeszłam do szafy, z której wyjęłam legginsy, luźna lekko dłuższą bluzkę na ramiączkach i oczywiście komplet bielizny. Wiem, że mimo tak wczesnej pory nie uda mi się znów zasnąć, wiec ruszyłam do łazienki przylegającej do sypialni.


Łazienka, choć nowoczesna okazała się utrzymana w podobnych barwach co sypialnia. Czernie, biele i złoto. Oczywiście duże lustro optycznie powodowało powiększenie łazienki. Bardzo spodobał mi się aspekt podświetlanych ścian i lekko ukrytych dźwięk kabiny prysznicowej oraz utrzymanie wszystkiego w kształcie figur geometrycznych. Przed lustrem znajdowała się umywalka wkomponowana w gruby blat. Nad wanną zwisał żylandor składający się z trzech złotych kul opadających stopniowo. Przy oknie można dostrzec rząd półek chowających się za ciemna szybą.


Szybko się rozebrałam i ruszyłam pod prysznic. Ciepła woda spokojnie masowała moją skórę, waniliowy żel delikatnie ją pieścił.

Moje myśli bez przerwy były czymś zakrzątane. Oczywiście zastanawia mnie to gdzie, o tej pozę znajduje się mój mąż. Nie ukrywajmy, snuje już różne domysły, ale w głowie jednak słyszę słowa ze snu: " Jedna Polarną gwiazdą już zgładzona została jeszcze ich królowa!" O co chodziło tej postaci? Mam wrażenia, że skądś znam ten głos, dochodzi do tego jeszcze przebieg wszystkiego i te słowa. To chyba nie na moje siły.

Może chodzić o każdego z moich bliskich. Może paść na Jonatchana, ojca czy Elinę, moja siostrę. Nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić.



*** 




Po dość długim prysznicu, nawet jak na mnie owinięta dużym flanelowymi ręcznikiem susze te niesforne loki i związuje w luźny kok.

Będąc ubrana w bieliznę i legginsy, spoglądam w lustro i oniemiałam. Mój brzuch urósł znacznie przez kilka godzin. Naprawdę mnie to przeraża. Kręcę głową i szybkim ruchem zarzucam na siebie bluzkę. Nie oczekiwane dopadł mnie nagły głód.

Szybko wpadam do kuchni, dostrzegając po drodze, że jak by w całym Instytucie nie było ani jednej żywej duszy oprócz mnie. To takie przygnębiające. Czuje się trochę zapomniana. Do przyjemnych odczuć nie należy nie wiedza tego, gdzie się wszyscy podziali i siedzenie w samotności jak kołek.

Otwieram lodówkę i dochodzi do mnie nie przyjemny zapach szynki. Nie jestem wegetarianką, ale ta szynka naprawdę śmierdzi. Od razu zaczęłam dostawać odruchów wymiotnych.

- Co ty ze mną robisz? - Powiedziałam delikatnie do małej fasolki chowającego się w moim łonie, kładąc rękę na już znacznie bardziej widocznym brzuchu.

Podejmuje dryga próbę, zatykając nos i rozglądam się po zawartości lodówki. Wyciągam masło i ogórki kiszone. Mam na nieme wielką ochotę. To tak bardzo boli, skoro nigdy za nimi nie przepadałam!

Szybko przygotowuje sobie kilka kanapek i układam na talerzu. Ze szklanką soku wracam do sypialni, zajadając się po drodze tymi przeklętymi kanapkami.



Jace




- Jace z prawej! - krzyknął Alec, puszczając strzale z naprężonej cięciwy.

Wokół mnie zaczyna się zbierać coraz większa zgraja remontów.

- Nie pchajcie się tak! - Krzyknąłem do stworów. - Jace'ego starczy dla wszystkich! - Dodałem szybko i uśmiechnąłem się dla dopełnienia efektu. Co się im to chyba nie spodobało, bo zaczęli się na mnie coraz bardziej rzucać, a może to przez ten mój urok osobisty? To jest dar jak o przekleństwo.

Rzucam szybko sztyletem w demona skaczącego na mnie i jednocześnie przeszywające paskudę blokująca mi przejście na tę imprezę. Oczywiście obie poczwary zamieniają się w popiół. Muszę przyznać, że robi się nam tu balanga wszech czasów.

Robiąc unik widzę jak Isabell wymachuje swoim biczem przepoławiając niektóre demony. Muszę poprosić o taką zabawkę na urodziny, tylko w wersji męskiej.

Czuje jak coś skoczyło mi na plecy i próbuje mnie unieruchomić. Sprawnym ruchem wyciągam zza pasa jeden ze sztyletów i wbijam w demona. Od razu człowiekowi lżej na duszy.

Nagle obok mojego ucha przelatuje sztylet. Od razu szukam workiem osoby, do której należy.

- Pogięło cię?! - Wrzeszczę w kierunku Jo. - Mogłaś odciąć mi ucho, a co gorsza trochę moich włosów! -Dziewczyna marszczy czoło i mnie zignorowawszy, odwróciła się w inną stronę. - Co za baba. - Mruczę pod nosem.

Ta piękna sielanka trwa jeszcze przez dłuższy czas. Hoge nie przesadzał, twierdząc, że wzrósł poziom demonicznej energii. Roi się tu od nich. Może zrobiły sobie tutaj nowe centrum handlowe. Jeśli są, choć w połowie takie jak Iz na zakupach to biedny los nasz wszystkich.



***




Po powrocie do Instytutu szybko wyczyściłem broń i odłożyłem na miejsce. W sumie dzięki pomocy mojego parabatai, udało się to ogarnąć w niecała godzinę. Nie sądziłem, że uda mi się tyle ostrzy stępić, a co dopiero wyszczerbić. Po prostu człowiek wielu talentu jest ze mnie.

W drodze do sypialni jestem zdenerwowany jak nigdy. Oby Clary spała, chce jeszcze trochę pożyć. W monecie, gdy otwieram drzwi, moje serce o mało nie wyrywa mi się z klatki piersiowej. Po cichu wchodzę do środka i oddycham z ulgą. Moje słońce śpi. Tak pięknie i spokojnie wygląda.

Nagle moje oczy się rozszerzają.

- Mam przerąbane jak w ruskim czołgu. - Mówię do siebie.

Gdy zanosiłem Clary do sypialni wszystkich światła były zgaszone, a ona sama miała na sobie zdecydowanie inny strój. Mogę się chyba teraz jedynie modlić o przeżycie co najmniej jeszcze jednej doby. Wzdycham z bezsilności i idę do łazienki.

Ściągając z siebie strój bojowy, niemal szlocham z rozpaczy. Jest cały zniszczony.

- A wyglądałem w nim tak seksownie.

Stojąc pod prysznicem zaciskam zęby. Jak ja nie znoszę oparzeń od demonicznej krwi.

W sypialni zapaliłem jedna z lamp, usiadłem na łóżku i zacząłem tworzyć stelą runy lecznicze. Odkładając stele na szafkę nocna słyszę szelest kartek. Nie to, że jestem ciekawski ale siła wyszła zwyciężyła nad moim ciałem. Chwyciłem szkicownik Clary, który był otwarty na jeszcze cieplutkim szkicu. Spoglądając na rysunek zatkało mnie.




Pamiętaj! Czytasz komentuj!!!


26.12.2015

Rozdział 3 + To już ponad rok!


Hej!
Mam nadzieję, że nowy rozdział, mimo że jest trochę monotonny, wam się spodoba.
Wim nie należy do najdłuższych!

Miałam go dodać 22 w dniu pierwszej rocznicy bloga, ale nie wyszło. ; (

Właśnie z okazji ponad roku istnienia tego bloga chwiałam podziękować wszystkim, którzy byli tu ze mną cały ten czas mimo wzlotów i upadków. Wiem, nie jest to najlepsze opowiadanie, ale mam nadzieję, że nie należy do najgorszych. Jestem niezmiernie zadowolona z faktu takiej ilości wyświetleń! Bardzo wam dziękuję!
Dziękuję za te cudowne komentarze, które motywowały mnie do działania.

PS. Z okazji rocznicy lekko zmieniłam grafikę! ; -D

Pod tym rozdziałem będzie ważna informacja. Proszę abyście ją również, przeczytali!


PS 2. Przepraszam jak zawsze za wszystkie błędy. Pisałam na tablecie i zapewne i tak wkradły się błędy, mimo że sprawdzałam post! Więc z góry przepraszam! 

___________________________________________________





Clary




W momencie, gdy weszłyśmy z Iz, do kuchni i ujrzałyśmy Jace'ego opierającego się o wyspę kuchenna z uwieszona blondynką na szyi. Widząc ich w takim położeniu, miałam wrażenie, jak by ktoś wbił mi sztylet w serce. W środku jednak dobrze wiedziałam, co czuje do mnie mój maź i wiem, że nigdy by mnie nie zdradził. Jednak zawsze mogły to być złudne nadzieje. Nigdy nie można być stu procentowo pewnym tego, że nawet osoba, która cię kocha i nigdy by cienię, nie zraniła, w końcu tego nie zrobi.

Widząc ten obrazek, cieszę się, że jeszcze nikt nie zauważył naszej obecności. Jo, bez przerwy szepcze coś do ucha blondynowi, a ten głęboko oddech. Myślę, że nie chce wybuchnąć złością przy wszystkich. Zdaje sobie sprawę, że Jace ma swoje wady i ale wiem, że zrobiłby wszystko by tylko mnie nie skrzywdzić.

Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Pokaże tej blond małpie, gdzie jest jej miejsce. Nie chce być wredna, ale chóralny mną tak szamotają, że ma szczęście, iż jeszcze jej nie poćwiartowałam.

Spojrzałam na przyjaciółkę i wiem, że ta wie, co właśnie chodzi mi po głowie. Wręcz kocham to, jak dobrze się rozumiemy bez używania słów. Pokiwalysmy głowami w zgodzie i po cichu wycofaliśmy się z kuchni, by ponownie tam wejść roześmiane jak nigdy.

- Cześć! - Powiedziałyśmy równocześnie.

Tym razem nie zwracając uwagi na blondynkę podeszłam do Jace'ego i pocałowałem go w policzek, mówiąc:

- Cześć kochanie.

Nie musiałam patrzeć na niego, by wiedzieć, że na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. W tym momencie blondyn naprawdę odepchnął od siebie dziewczynę i mocni mnie objął, całując w ustach. Nie powiem, że nie czułam na plecach morderczego spojrzenia blondynki, która wierci mi dziurę w plecach.

- Wiem mała, co kombinujesz. - Mruknął mi do uch. - Widziałem cię, jak wycofałeś się z Iz, i znów tu weszłyście jak niby nigdy nic.

- Kochanie nie przesadzaj. Chyba mam prawo przywitać się z własnym mężem. - Przyznaję, powiedziałam to trochę głośniej, niż planowałam. Na co blondyn się zaśmiał.

- Przestań się śmiać albo naśle na ciebie stado kaczek. - Mruknęłam lekko złośliwie.

Blondyn od razu się uspokoił i stanął niczym ślub soli, bacznie mi się przyglądając. Wyglądał gorzej od zastraszanego dziecka. Na ten widok tak bardzo mi się serce zacisnęło. Może lekko przesadziłam? Nie chciałam urazić jego ani tej męskiej dumy, która zawsze przypomina mi dumnego pawia. Rożnie nie raz próbowałam go poskromić, ale chyba znalazłam ten jeden jedyny sposób.

- Z kas o tym wiesz? - Przyglądał mi się uważnie.

- Kocham cię Iz! - Te słowa wystarczyły, aby wszystko zrozumiał.

Chłopak spoczął na szatynkę morderczym wzrokiem. Zachciało mi się śmiać. Na Anioła, jak ja go kocham. Zwłaszcza drażnić. Czy to ma sens?

Po chwili wszyscy wybuchli śmiechem no dobra prawie wszyscy. Jo wciąż stała w miejscu z miną seryjnego mordercy polującego na kolejna ofiarę. Zaczynam jej się bać.

Jace przytulił mnie od tylu, opierając brodę o moje ramie.

- Dlaczego ja się zgodziłem z tobą ożenić? - Szepnął mi do ucha.



Jo




Po tym, jak spotkałam na korytarzu Iz i tą nowa. Jak jej tam było? Nie ważne. Udałam się do kuchni, w której był Alec i Jace stojący oparty o wyspę kuchenną. Boże jaki on przystojny! Stał się jeszcze większym ciachem od momentu, w którym go ostatni raz widziałam. Jego oczy stały się znacznie intensywniejsze, sylwetka nabrała masy, a ten uśmiech wręcz zwala z nóg. Sam jego widok zwala z nóg.

Nie zwracając uwagi na rozmowę chłopaków, podeszłam do tego greckiego Boga.

- Hej kochanie! - Pisnęłam uradowana, przytulając blondyna i muskając szybko jego usta.

Chłopak szybko zareagował, odpychając mnie, ale się nie dałam, ciągle mając ręce uwieszona na jego szyi. Biorąc głęboki oddech, poczułam pieprz i chyba damskie perfumy? Chyba mi się przewidziało, ale może już witał się z Isabell. Wiem, że jest chłopakiem, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, ale na pewno by nie naraził naszej miłości. Zwłaszcza po tamtej nocy, jakże cudownej nocy. Na samo wspomnienie o tym uśmiech zagaszcza ma mojej twarzy, a serce przyspiesza. Dałabym wszystko by tylko to powtórzyć.

- Cześć kochanie. - Nie wiadomo z kąt, pojawił się obok nas ten rudzielec. Co ona sobie wyobraża, mówiąc tak do mojego chłopaka?! Miałam wrażenie, że krew w moich żyłach niemal wrze.

Chłopak mnie naprawdę mocno od siebie odepchnął i objął ta paskudną idiotkę. Co ona sobie wyobraża. Na domiar złego ją pocałował! Po chwili on coś powiedział, ale to było nic w porównaniu do jej odpowiedzi.

- ... Chyba mam prawo przywitać się z własnym mężem. - wraz z tymi słowami miałam wrażenie, że cały świat się nagle zawalił. Wiedziałam, że powiedziała te słowa specjalnie głośniej.

Jakim cudem ona jest jego żoną. To nie ma sensu. Przecież Jace nigdy by nie zrezygnował zawodności dla kogoś takiego. Przecież ja tu stoję! Przyznaje, mam ochotę ja rozszarpać i to na drobny mak. Tak drobny, że jej własna matka jej nie rozpozna.

Nagle do kuchni weszli drodzy państwo Lighwood. Od razu podeszli do tych gołąbeczków i zaczęli się przytulać i takie tam. Zauważyłam, że zamienili z Marysie kilka słów tak, aby nikt tego nie usłyszał. Kobieta szeroko się uśmiechnęła i jeszcze raz ich uściskała.

Nie wiem, dlaczego, ale nie mogłam się ruszyć z miejsca. Nic nie mogłam zrobić od wpatrywania się w tę sielankę.

Blondyn objął znów od tylu rudą i uśmiechnęli się do siebie, wpatrując głęboko w oczy. Jace nabrał powietrza.

- Chcemy wam coś ogłosić. - Błagam, niech to będzie, informacja o waszym rozwodzie. Błagam, niech to będzie rozwód. - Spodziewamy się dziecka! - Oznajmili radośnie.

Myśląc, że na wieść o ich małżeństwie zawalił mi się świat, to teraz o kompletnie został zbesztany. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się tak czuć. Oszukana i wręcz pozbawiona życia. To tak koszmarnie boli. Myślałam, że on kocha mnie, a tu się ot, tak zjawia z jakąś ruda babą i oznajmia, że spodziewają się dziecka, będąc już po ślubie. Dlaczego tylko mnie to tak dziwi?



Clary




-... Spodziewamy się dziecka! - Oznajmiliśmy radośnie.

Bałam się tej chwili, ale zostałam mile zaskoczona okrzykiem radości ze strony bliskich. Myślę, że reakcja Iz przebiła wszystkich. Jej pisk był tak niski, że nawet szklanka pękła. Dziewczyna szybko podbiegła do mnie i mocno uściskała.

- Iz... Nie mogę oddychać. - Wydostałam. Miałam wrażenie, że zaraz żebra mi pękną.

Słysząc moje słowa, Jace od razu zareagował. Szybko do nas podbiegł i odciągnął ode mnie szatynkę.

- Uważaj Iz! - Warknął.

Zachciało mi się śmiać. Nie mogę uwierzyć w to, co się z nim stało. Boje się już pomyśleć co będzie się dziać, gdy na świat przyjdzie nasza kruszynka. Chłopak stał się bardziej nadopiekuńczy w stosunku do mnie niż wcześniej.

***



Po wspólnym posiłku i wyjaśnieniu innym zagrożenia, jakie niesie ze sobą ta ciąża, przenieśliśmy się do biblioteki, gdzie rozsiedliśmy się na kanapie i w fotelach. Siedziałam między Iz a Jace'em. Jednak najbardziej denerwowało mnie to, iż Jo, bez przerwy rozbierała wzrokiem Jace'ego.

Czując nagle zmęczenie, położyłam głowę na ramieniu ukochanego — w ogóle nie szlochałam ich rozmowy — i nie wiedząc, kiedy Odpłynęłam.




___________________________________________



Ważna Informacja!!!
( Bynajmniej dla mnie ;) )


Ludzie dlaczego jest tak mało komentarzy?!

Chodzi mi o to, że jedna czy może dwie osoby komentują ( Jestem im naprawdę wdzięczna!). 
Pamiętajcie, że to one powodują , że chce sie pisać. Bardzo motywują. 

Osobiście muszę się nauczyć od nowa pisać i w jakiś sposób odpowiednio przechodzić od jednego wątku do drugiego w jednym rozdziale. Tak jak wcześniej. Wiec od razu przepraszam jeśli czasemcos namieszam lub coś pójdzie nie tak jak powinno. 


To chyba na razie wszystko. Co mogę jeszcze powiedzieć oprócz: Wesołych świat!!!!
 
Ps. Jeszcze raz przepraszam za wszystkie błędy, występujące w tekście. 


Pamiętaj! Czytasz, komentuj!!! 

24.12.2015

Wesołych Świąt!!!

Białych myśli lekkich jak puch
niech anioł przywieje z nieba,
otworzy skrzydłem nadziei
i niech kolędę zaśpiewa.
Bo dzisiaj jest piękny dzień,
wszystko się rodzi na nowo,
więc w blasku tajemnych świąt
żyj zdrowo i kolorowo.


Życzę wszystkim cudownych świat i szalonego sylwestra ( pewnie i tak wstawię osobny post 😜). 
Mam ogromną nadzieje, że dzisiejszy wieczór spędzacie w gronie bliskich osób tak jak ja. 😊
Pozdrawiam, paulina  patrycja. 




20.12.2015

Rozdział 2.


Isabell. 





Cały dzień spędziłam w swojej sypialni na planowaniu ślubu swojego i Jonathana. Założę, że nie mógł ze mną wrócić do Nowego Jorku, ale rozumiem, że musiał zostać w domu. Podobno chodzi o jakąś sprawę Clave. Nie zagłębiałam się w szczegóły. Ufam mu bezgranicznie. No dobra może nie, aż tak bardzo, ale ufam.

Mój ukochany obiecał mi, że dołączy do mnie tak szybko, jak się tylko da. Nie mogę się doczekać, by go znów ujrzeć. Boże Iz, kiedy stałaś się taka ckliwa?

- Muszę ograniczyć taką ilość herbaty ziołowej. - Mruknęłam, pod nosem.

Wzięłam kubek z szafki nocnej i wstałam z łóżka, po czym Podeszłam do okna, które otworzyłam. Wychowałam się przez nie i wylała resztę napoju przez okno.

- Nigdy więcej, nie wezmę tego świństwa do ust. - Warknęłam do siebie, odkładając naczynie na parapecie i zamykając okno, by nie wpuścić zbyt dużej ilości chłodnego powietrza.

Szybko podchodzę do łóżka, zbieram porozrzucane próbki materiałów, zdjęcia oraz kartki z notatkami i wkładam wszystko do pudełka, stojącego na komodzie.

Pokaże wszystko Clary, jak w końcu się zjawią. Mam nadzieje, że pomoże mi wybrać suknie. Nie mogę się zdecydować. Chociaż, jak się tak nad tym głębiej zastanowić, gorzej będzie wcisnąć Jonathana, w krawat nie mówiąc o pełnym garniturze. To będzie wyzwanie, w sam raz dla mnie!



Clary. 





Gdy wylądowaliśmy, dostałam zawroty głowy. Trochę mnie to zdziwiło, bo nigdy mnie to nie spotkało. Po chwili uspokoiłam oddech i wszystko minęło.

W momencie, gdy zaczęłam się rozglądać, wokół siebie dostrzegłam, że wylądowaliśmy w bibliotece. Regały z książkami sięgały kilkumetrowego sufitu. Do każdego piętra regałów — Myślę, że to około trzech metrów — prowadziły kręcone schody przymocowane do antresoli. Bliżej nas stały kanapy i dwa fotele, otaczające w pewnym stopniu kominek. Bliżej okna, z którego widok pada na miasto, stał pomnik naszego ojca, Anioła Ithuriela. Cały wystrój składał się z ciemnych mebli. Ściany były pokryte ciemnym drewnem i farba koloru écru. Jedyną rzeczą, która je oświetliły były wypalone i wyrzeźbione runy na ścianach.

Nagle poczułam jak Jace, kładzie swoją dłoń na moich plecach i przyciąga bliżej siebie.

- Myślałem, że zrobią specjalne powitanie, ku czci mojej osoby. - powiedział blondyn, z udawanym rozczarowaniem. Zaśmiałam się cicho pod nosem.

- Jakie to przykre. - Starałam się to powiedzieć, sarkastycznie nie się śmiejąc. Niestety, chichot nie chciał ustąpić.


- Bardzo zabawne. - Szepnął mi do ucha, przez co przeszły mnie po plecach ciarki.

Jakoś się nieswojo czułam w tym miejscu. Wiem, że to tak naprawdę dom moich przyjaciół, jak również jestem świadoma tego, że Jace jest z tym miejscem bardzo związany. W końcu tu spędził znaczna ilość swego życia. Jednak zastanawia mnie, jak ono tu wyglądało, zanim poznał mnie, zanim przybył do mojego domu.

- Clary! - Usłyszałam jak że mi dobrze znany, pisk mojej przyjaciółki.

Odwróciłam się w stronę dziewczyny tylko po to, by ją zobaczyć, pędzącą w moją stronę i doznać szoku.

Nigdy nie sądziłam, że ją czeka, chwila przesadzanie z doborem stroju, ale przeszła siebie.

Zawsze była ubrana naprawdę świetnie i odważnie, ale nie tak, jak dziś. Nigdy jej takiej nie widziałam. Była ubrana cała na czarno w top przypominający krótki gorset wysadzany kryształami na miseczkach. Był bez ramiączek w mocno wycięty w serce. Spodnie miały wycięte dziury. Przez krótki top i biodrówki, prawie cały jej brzuch był widoczny. Wszystko dopełniły botki na zabójczo wysokiej koturnie, wysadzane z tyłu ćwiekami. Makijaż był bardzo ciemny, a włosy rozpuszczone oraz narzuconą na ramiona skórę. 




- Isabell! - Również pisnęłam i zaczęłam podążać w stronę szatynka.

- Jace! - Rozbrzmiało wołanie blondyna. Obie się zatrzymaliśmy i spojrzałyśmy na mojego męża jak na idiotę.- No co? Przecież tu jestem.

Obie przewróciliśmy oczami i się roześmiałyśmy w tym samym momencie.

Przytulając Izz poczułam, że właśnie znalazłam coś, czego brakowało mi przez ostatnie kilka dni. Brakowało mi jej obecności i zakładam, że również nieustannego ględzenia. Muszę przyznać, iż często się zastanawiam, jak mój brat z nią wytrzymuje. Jest kochaną i oddaną przyjaciółką, która umie słuchać, na ogół. Ale ma również trudny charakter, który trudno poskromić.

Gdy mnie już puścił, podeszła do Jace'ego i się z nim przywitała.

- Jace, nie obraź się, ale ... przerobiłam trochę twój pokój, tak abyście mogli razem tam mieszkać.- Oznajmiła uradowana. Patrząc na blondyna, od razu dostrzegłam na jego twarzy przerażenie. - No wiecie, trochę dziwnie by było, gdybyście mieli osobne pokoje.

- Isabel, co zrobiłaś?! - No i pięknie. Ktoś się tu wkurzył.

- No co? Wolałam to od patrzenia na migdalącego się Aleca z Magnusem. Mówię wam, czasem jest to dziwne i to bardzo. - zaczęła się bronić, a blondyn Prychnął na jej słowa.

- Jasne? - mruknął. - Na pewno, nie mogłaś się powstrzymać i musiałaś zobaczyć co taki bóg, jak ja ukrywa w swoich szafkach.

- Nie znalazłam nic ciekawego, poza kilkoma śmieciami, książkami i paczkami...

- Isabel! - Wydał się Jace, a mi się chciało śmiać.

- No co? - Warknęłam.- Zamiast się na mnie wydzielać, mógłbyś mi chociaż podziękować! - Dziewczyna zaczęła wrzucać ręce do góry.

To przedstawienie można by spokojnie wydać w jakiejś komedii. Mimo że ta sytuacja była dla mnie dość niezręcznie, ale za to zabawna. W sumie Jace mógł zareagować trochę delikatniej, ale rozumiem go. Sama bym nie chciałabym, by ktoś grzebał w moich rzeczach, czy robił przemeblowanie w mojej sypialni bez mojej wiedzy. A zwłaszcza wiedząc, że maczała w tym palce Isabel, spokojnie można się spodziewać najgorszego.

- Wiesz co Jace? - Zaczęła szatynka. - Zanieś walizki do waszej sypialni, a ja oprowadza Clary po instytucie.- Chłopak zaczął mordować dziewczynę wzrokiem.

- Sam chcę to zrobić. - Mruknął blondyn.

- Chyba śnisz. - Zaśmiała się mu prosto w twarz.

Dobra, chyba czas to zakończyć, za nim się po zabijają.
- To moja żona...!

- A moja przyjaciółka...! - powiedzieli jednocześnie.

- Dość! - Krzyknęłam, przerywając im. - Jeśli macie zamiar się kłócić to beze mnie! - wydałam się na oboje. Ta kłótnia zaczęła się robić bezsensowna. Nawet nie wiem, już o ci się kłócą. O mnie czy sypialnie? Po prostu konna z nimi zwariować.


***



Iz pokazała mi chyba znaczna część Instytutu. Cieszę się, że doszli do porozumienia po moim mały wykładzie. Myśląc nad tym, mam wrażenie, że zachowała się w stosunku do nich jak matka, karcąca za złe zachowanie swoje dzieci. To takie dziwne, ale czeka mnie już za nie długo.

Idąc korytarzem w stronę kuchnie gdzie wszyscy mamy się spotkać na obiedzie, Iz opowiada mi o przygotowaniach do ślubu i o tym, że tęskni za moim bratem. Na pomniała mi również o tym, że ma problem z wybraniem sukni i poprosiła mnie o pomoc. Naprawę się ucieszyłam na wiadomość, iż zależy jej na mojej opinii.

- Isabell! - ktoś zawołał moja przyjaciółkę.

Zatrzymałyśmy się i o obróciłyśmy przodem do jakieś dziewczyny. Jakoś jej nie kojarzę. No cóż nie dziwie się. Dopiero od niedawna nadrabiam to, co straciłam, przez latam, będąc zamknięta w posiadłości.




Okazało się, że to szczupła i wysoką blondynka o kręconych włosach i ciemnoniebieskich oczach. Makijaż idealnie podkreślał jej delikatną urodę.

- Isabel. Nareszcie cię złapałam. - Zaczęła delikatnym głosem. - Wież może czy Tom wróci do Instytutu w tym tygodniu?

- Słyszałam, że nie wraca. - Rzuciła szybko Iz. - Wież co, teraz to ja mam pytanko. - Znam ten ton, Iz. Co ty kombinujesz? - Co się tak odstawiłaś? - Przymrużam oczy i zetknęłam na szatynkę. Myślałam, że to będzie coś...

- Odezwała się ta, która ubrała się w same łachmany. - Mruknęła złośliwie blondynka. Czuje się dość wycofana przez ich rozmowę. Może przez to, że się nie znamy.

Dopiero teraz dostrzegłam, w co jest ubrana dziewczyna.

Miała na sobie krótki czarny top z zamkiem pośrodku, czerwonoczarną spódniczkę, którą również przyozdabiał zamek. Jej stopy ozdabiały wysokie, czarne botki na koturnie wiązane z przodu i ozdobione ćwiekami z tyłu. Jej złota biżuteria składała się z pierścionka i bransoletki.




Muszę przyznać, że wygląda bardzo ładnie. Biorąc pod uwagę to jak we dwie, są ubrane, mam ochotę schować się pod stołem i stamtąd nie wychodzić. Ale również wiem, że w podobnym stroju nie czułabym się za dobrze.

- Daruj sobie Jo. - Zaśmiała się Isabel. - I gadaj, o co tu chodzi.

Dziewczyna uniosła brwi, spoglądając na moją przyjaciółkę jak na idiotkę.

- To chyba oczywiste! - Jo, powiedziała jak do osoby niepełno sprawnej umysłowo. - Przecież dzisiaj Jace wraca! - Zamarłam, słysząc imię swojego męża. Co ich łączyło a może łączy? - Muszę jakoś wyglądać, by go odpowiednio przywitać.



________________________________________________________



Mam nadzieje, że chociaż wam się ten rozdział spodobał, bo według mnie jest kompletnie do bani.
Z góry przepraszam, że nie dodała go wcześniej (Tak szczerze to był gotowy od ponad tygodni), ale nie miała zbytnio, jak.

Proszę was o komentarze! Coś jest ich mało!


Pamiętaj! Czytasz, komentuj!


12.12.2015

Księga III - Rozdział 1.


Hej!

Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba. Z góry przepraszam za błędy, jakie mogły się tam pojawić. 

Pisałam na telefonie. Pewnie już wiecie, że autokorekta to mój wróg! 

PS. Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wcześniej. Miał być w czwartek czy w piątek. No Cóż. Bywa. 

PS2. Dlaczego pod poprzednim rozdziałem było tak mało komentarzy? Było mi trochę smutno z tego powodu. :(


_______________________________________





Clary



Wiadomość od Hoge'a postawiła Jace'ego, na nogi. Przyznam, że dzięki mężowi nie dałam rady zmrużyć w nocy oka, ale za to zmobilizowałam ukochanego do szybkiego spakowania. Z tego, co wiem, mamy z samego rana przejść przez portal prowadzący do Nowojorskiego Instytutu. Mimo że staram się utrzymać obojętną pozę w środku, jestem strasznie podenerwowana, a zarazem podekscytowana. Czy to ma sens?

Po kilku godzinach blondyn dał za wygraną i zasną, mi to zostało dane. Przez niego byłam już za bardzo rozbudzona. Co jakiś czas nachodziły mnie dziwne uczucia w brzuchu. Nie wiem, czy to dobrze, czy też nie. Będę musiała na ten temat porozmawiać z Magnusem. Przynajmniej będę miała za niedługo okazję. TO właśnie on ma otworzyć nam portal. Wszyscy się boją mnie narażać, na jaki kol wiek stres czy większy wysiłek. Po kilku godzinach zaczęło to naprawdę działać mi na nerwy.

Leżałam na boku z twarzą obróconą w stronę okna. Uważnie obserwowałam, jak pojedyncze promienie słońca wyłaniają się znad gęstych lasów Alicante. Zawsze byłam ciekawa, jak duże one są. Mało kto pokonał je całe, pozostając przy życiu. Ci nieliczni nie chcieli mówić co spodlali w gęstwinach mroku. W jakimś stopniu ich rozumiałam. Byli roztrzęsieni, a wręcz przerażeni z tego, co mówiono, co noc wyrywali się z objęć mroku, strach, koszmaru. Serce się krajało na samo wspomnienie.


Zdałam sobie sprawę, że łzy suną się po moich policzkach dopiero momencie, gdy napotkałam ich słonawy posmak w ustach. Szybko otarłam policzki i zwinnie wyplątałam się z objęć Jace'ego. Zwinnym krokiem udałam się do łazienki. Szybko się rozebrałam i z chowałam w szklanej kabinie prysznicowej.

Odkręciłam kurki i spadł na mnie wodospad cieplej wody. Po sekundzie para zaczęła unosić się wszędzie wokół.

Szybko się umyłam i opatuliłam ciepłym ręcznikiem oraz zrobiłam turbin na głowie.

Ruszyłam do sypialni i wyjęłam z szafy potrzebna ubrania. Kontem oka zetknęłam na mojego śpiącego królewicz, który powoli zaczyna się przebudzać. Muszę przyznać, że to słodki widok.



Po powrocie do łazienki ubrałam czarne spodnie, ciemnobrązowy sweter ze wstawkami na ramionach. Na szyi zapięłam w miarę długi łańcuszek i założyłam miedziane okrągłe kolczyk, a nadgarstek ozdobi łam również miedzianą bransoletką z przeróżnymi zawieszka mi. Dodatki dopełniłam pierścionkiem z tworzonym z tego samego tworzywa co reszta wybranej biżuterii. Na stopy wsunęłam botki przypominające trapery na obcasie.

Po wysuszeniu włosów i ich rozczesaniu, umyciu zębów oraz zrobieniu makijażu zwolniłam łazienkę.

- Dłużej się nie dało. - Oto w ten piękny sposób mój ukochany mąż powitał mnie.

- Zawsze mogłeś dołączyć do mnie. - Mruknęłam.

Chłopak wyłonił swoją głowę za drzwi garderoby.

- Mogłem, ale na pewno szybko z tamtą byśmy nie wyszli. - Powiedział, rozmarzając się z szerokim uśmiechem na buzi.

- Jesteś zboczony.

- Może. - powiedział uwodzicielsko, idąc w moją stronę. - Ale za to mnie kochasz. - Szepnął mi do ucha, przygryzając je. Dobrze wiem, do czego on zmierza, ale będę musiała go rozczarować.



***



Będąc w salonie, Opierałam się o ścianę. Jace rozmawiał z rodzicami, a ja bez przerwy miałam wrażenie jak bym o czymś zapomniała.

- Nad czym tak myślisz bułeczko? - Podskoczyłam na dźwięk głosu Magnusa.

Mężczyzna jak zawsze ubrany krzykliwie. Włosy postawione do góry i posypane toną brokatu, srebrne spodnie, koszula z prawie białej satyny i marynarka pokryta fioletowym cekinami.

- Nad tym, że można by ciebie użyć zamiast kuli disco. - Powiedziałam tak słodko, jak tylko mogła i dopełniłam wszystko najmłodszym uśmiechem, na jaki mnie tylko stać.

Szatyn zrobił głupkowata mię myśliciela. Niestety nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam głośnym śmiechem, przez co wszyscy odwrócili się w moją stronę. Kiedy ujrzeli czarownika, uśmiechnęła się w moją stronę i wrócili do rozmowy. Ciekawe, o czym tak zawzięcie dyskutują.

- Zaraz się obrazę. - Ostrzegł mnie Magnus.

- Przepraszam. - Wytarłam dłonią łzy spływające z policzków. - Naprawdę.

- Niech ci będzie. - Mruknął i po chwili sam się do mnie uśmiechnął.

Nagle znów poczułam to dyskomfortowe uczucie w brzuchu. Coś jak by mnie kuło, a zarazem skóra szybko, ale w niewielkim stopniu się rozciągała.

Chwyciłam za rękę czarownika i wyszliśmy na zewnątrz.

- Co się stało cukiereczku?

- Chodzi o to, że... - kurcze jak ja mam to powiedzieć?

- No mów. Przecież nie gryzę. - mruknął lekko podenerwowany.

Szybko się zebrałam w sobie. Głębokie oddychanie naprawdę pomaga. Kto by się spodziewał?

- No dobra chodzi o to, że mam takie dziwne uczucia w brzuchu. Trochę boli, jak i kuje. Do tego te bóle przemieniające się w pieczeni na skórze brzucha. - Wszystko powiedziałam na jednym wydechu.

Magnus uważnie mi się przyglądał, a ja nie wiedziałam kompletnie co myśleć. Mam nadzieje, że to nie będzie nic złego. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym coś złego stało się mojej małej fasolce. No dobra już nie takiej małej.

- Myślę, że to normalnie. Dziecko się szybko rozwija, a twoja skóra, jak i organizm nie może nadążyć za zmianami zachodzącymi w twoim organizmie. - Na chwile przystosował. - Nie chcę Cię straszyć. - Dzięki Magnus, przez cienie teraz zaczęłam się denerwować. Normalnie uduszę kiedyś tego faceta.

- Ale. - Mruknęłam pod dominowana.

- Co taka nerwowa? - Spojrzałam na niego wzrokiem zabójcy. - Wyluzuj promyczku. Jesteś po prostu pierwszym takim przypadkiem z jakim miałem do czynienia. - Wywróciłam oczami. Powiedz coś, czego nie wiem. - I nie jestem wszystkiego pewien.

- Niech ci będzie. - Warknęłam i ruszyłam do środka domu.

Po drodze usłyszałam jak Magnus mruczy pod nosem " kobiety i ich chmurki." A Po chwili dodał. " Dobrze, że wolę mężczyzn." Na co się zaśmiałam cicho.

- Już miałem cię szukać. - powiedział Jace, podchodząc do mnie. Chłopak obiło mnie ramionami w pasie i pocałował w czoło.

- Już nie musisz, znalazłam się. - Szepnęłam do ucha blondyna. Czułam, jak się uśmiecha.

Może i to dziwne, ale uwielbiam przebywać w objęciach męża. Czuje się wtedy bezpiecznie i wiem, że darzy mnie ogromnym uczuciem. To jest niesamowite.

Z zamyśleń wyrwało mnie chrząknięcie obok. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam swojego ojca.

- Nie pożegnać się ze swoim staruszkiem? - Powiedział urażony.

- Och tato. - Mruknęłam i przytuliłam mężczyznę. - przecież nie mogłabym nie pożegnać się z tobą.

Taka jest prawda. Nie mogłabym, nie pożegnać się z ojcem wiedząc, że przez naprawdę długi czas mogę go nie widzieć. To by było niczym cios prosto w serce. Dużo zrobił negatywnych rzeczy w życiu, co ja paplam, złych życzy, ale nie mogę zapomnieć o tych dobrych. Nie był najgorszym ojcem, ale też nie był tym dobrym. Przynajmniej zazwyczaj. Trudno jest mi się pogodzić z wieloma nowymi racjami w życiu. Nowe fakty o mojej rodzinie, związane były z jego kłamstwami i czynami, do jakich wszystko doprowadziło. Wiem jedno, jest moim ojcem, dobrym czy złym, ale jedynym, jakiego mam.

- Gotowe! - Krzyknął Magnus. Wydostałam się z klatki stworzonej przez ręce Valentina i spojrzałam na Magnusa i Jace'ego którzy stali obok siebie. - Moje buziaki, czas na wycieczkę!

Uśmiechnęłam się nieśmiało i pożegnała z teściami. Cieszę się, że ich mam. Nie raz wspierali mnie w ciężkich chwilach i dodawało otuchy, wiem, że gdy będzie się coś działo, zawsze mogę na nich liczyć.

Magnus pierw przeniósł nasze bagaże następnie wraz z Janem splot listy nasze dłonie. Spojrzałam na męża w tym samym czasie co on na mnie.

- Gotowa? - Zapytał, wpatrując się w moje oczy. Ta głębia, jaka mnie przeszła była niesamowita. Mimo że dreszcze przeszły mnie jak zawsze, gdy spogląda na mnie w ten sposób.

- Gotowa, jeśli ty jesteś gotów.




___________________________________


Wiem, że rozdział wyszedł strasznie nudny. Postaram się, aby w kolejnych coś się zaczęło dziać. Ale niczego nie obiecuje, choć mam już mniej więcej zaplanowany ciąg wydarzeń w kilku kolejnych rozdziałach. 


Pamiętaj! Czytasz, komentuj!

6.12.2015

Rozdział 14.


Wydarzenia w rozdziale mają miejsce o razu po rozdziale 13.
Chcę wam podziękować, a zwłaszcza tym kruży tu jeszcze są za to, iż wierzyli i czekali na nowe rozdziały.
Uprzedzam, że nie wiem, co ile będą się pojawiać nowe rozdziały.

Ps. Mam nadzieje, że wam się spodoba. 
Miłej lektury. ;-)


PS 2. Z góry przepraszam za wszystkie błędy które się wkradły do rozdziału.
 Pisałam na telefonie. 
__________________________________________________






- I takim będziesz. - Szepnęłam do niego.

Blondyn podniósł głowę i spojrzał na mnie z miłością oraz oddaniem. To było najpiękniejsze w nim, iż mogłam czytać w jego oczach jak w otwartej księdze. Nie wszyscy doznawali tego zaszczytu.

- Skąd wiesz? - Zapytał zmartwiony i niepewny.

Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej, opierając się plecami o zagłówek łóżka. Jace, widząc to, automatycznie zareagował i zaczął mi pomagać. Nie powiem, że to lekko mnie nie zdenerwowało. Przecież nie jestem oblężenie chora.

- Wiem to ponieważ cię znam. - Mówiąc to Spoglądałam w jego złote oczy. - No i cały czas próbujesz się mną opiekować. - Lekko się zaśmiałam, wypowiadając ostatnie zdanie. - Inną bajką jest to, że nie zawsze się daje i próbuje wszystko robić sama. - Blondyn również za chichotał. W jego wykonaniu było to bardzo urocze.

- Moja mała buntowniczka. - Zaśmiał się.

- Za niedługo już nie będzie taką małą. - Bez przerwy pozostawialiśmy przy tej samej reakcji. Ale teraz coś mnie od środka uderzyło. Co, jeśli on już nie będzie mnie chciał? Co, jeśli przestanie mnie kochać? Wiem, że mogę dać mu w kość, dać w kość wszystkim. Moje zachcianki, charakter, sposób patrzenia na świat. Tak na prawdę wszystko się zmieni, to ja się zmieni.

- Hej. - Szepnął do mnie, głaszcząc mój policzek. - Co się dzieje? - Jego głos była taki delikatny.

- Nic takiego. - odpowiedziałam szybko. - Po prostu naszły mnie głupie musli. - Uśmiechnęłam się smutno.

- Clary... - W jego głosie słychać było wyraźnie troskę którą kierował w moim kierunku, jednak przerwałam mu.

- Naprawdę nic mi nie jest. - Mówiąc to Spoglądałam za okno, na krajobraz rozwijający się w oddali.

Złocista jesień zaczyna pokrywać wszystko. Liście wirują na wietrze i lecą ku górze do rozświetlonego księżyca, obejmującego swoimi ramionami całą stolicę.

- Kochanie, ja się tylko martwię o ciebie. - Powiedział to z miłością, przekładając swoje czoło do mojego.  - Martwię się o was, - w tym momencie dotknął mojego brzucha. - Nie chcę, aby któremuś z was cis się stało. Nie wybaczyłbym sobie tego.

Dzięki tym małym gestom przez mogłam odstawić  wszystkie rozterki na bok - przynajmniej na jakiś czas - i  cieszyć się wszystkim wraz z moim ukochanym. Może powinnam skupić się na przygotowaniu wszystkiego na przyjęcie na świat naszej małej fasolki. Odruchowo położyłam dłoń na jeszcze płaskim brzuszku,napotykając rękę Jace'ego.

- Kocham cię Jace. - Szepnęłam, przybliżając swoją twarz do ukochanego.

Nagle coś huknęło, a ja podskoczyłam. Hałas dobiegł z dołu. Szybko wstaliśmy. Blondyn spojrzał na mnie, wzrokiem mówiącym "zostań".

- Nie ma mowy. Zostajesz tu Clary. - Spojrzałam na niego jak na ostatniego idiotę.

On naprawdę jest takim idiotą myśląc, że go posłucham?

- Jace, nie jestem oblężenie chora tylko w ciąży... - Powiedziałam szybko i zrobiłam przerwę na wzięcie oddechu. - Wiec możesz pomarzyć, iż tu zostanę. - dodałam po chwili.

- Nie chcę, aby... - Przerwałam mu w połowie zdania.

- Nic się nie stanie. - Zapewniłam go przewracając oczami oraz podchodząc do niego i szybko musnęłam jego usta. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że właśnie tego było mi trzeba.

Blondyn westchnął z rezygnacją, a na moich ustach ukazał się uśmiech zwycięstwa.

Szybko wyszliśmy z naszej sypialni i popędziliśmy w dół schodów. Gdy dotarliśmy na miejsce z prędkością światła, zauważyliśmy mamę Jace'ego w salonie. Do około niej było mnóstwo szkła. Zakładam, że to szklany blat stolika kawowego stojącego w salonie przed kanapą. Małe kawałeczki były tak naprawdę wszędzie. Przyznaje, iż na ten widok serce zaczęło bić mi znacznie mocniej a oddech przyspieszać.

- Mamo co się stało? - Zaniepokoił się Blondyn podchodząc do niej.

- Nic takiego. - Odparła kobieta zmęczonym głosem. - Po prostu przenosiłam donice na swoje miejsce, gdy dostałam ognistą wiadomość,a ta się z sunęła mi z rąk. - Słychać było po jej głosie, że coś ją trapi, ale przede wszystkim dawało się be znaki zmęczenie.

- Mamo mogłaś to zrobić rano. - Odparł mój ukochany.

- Wiem, wiem -Sapnęła.

- Co było w ognistej wiadomości? - W środku modliłam się, aby to nie były żadne złe wieści.

Celine, jak oparzona obróciła się w moją stronę. Wyglądała jak by dopiero teraz, zdała sobie sprawę z mojej obecności. Przyznam to nie fajne uczucie bycie traktowany jak ktoś niewidzialny nawet przez krótką chwilkę.

- Clary! - Pisnęła zszokowana. - Dziecko drogie co ty tu robisz? - Celinę szybko do mnie podeszła i zaczęła kierować na pobliski fotel. Pewnie z perspektywy Jace'ego musiało to wyglądać dość komicznie, bo chłopak zaczął się lekko podśmiewać pod nosem.

- Naprawdę nic mi nie będzie jak chwile postoje. - Powiedziałam delikatnie tak, aby nie urazić kobiety, ale za równo stanowczo.

- Dziecko drogie. - Celine Westchnęła ciężko. - Nie powinnaś się przemęczać.

- Ale przecież...

- Żadne, ale. - Ta stanowcza reakcja przyprawiła mnie aż o gęsią skórkę. Od tej strony raczej jej nie znałam.

Okazuje się ze Celine Herandale, ma drugie oblicze które ujawnienia się dość rzadko albo i wo gule, chociaż, nie znam jej tak na prawdę tak dobrze jak bym tego chciała.

- Co ci tak wesoło? - Zwróciłam się do dalej podśmiewającego się Jace'ego.

- No wiesz kochanie. - Mówiąc, zaczął merdać brwiami i puścił do mnie oczko.

W momencie, kiedy spiorunowałam wzrokiem męża, ten od razu się uspokoił. Przypomina trochę dziecko, któremu zabrano lizaka. Ta mina porusza serce.

Nagle poczułam coś uwierającego mnie w plecy. Powoli przedmiot wyjęłam. Okazało się, iż to jet poduszka ozdobna z wieloma dużymi zamkami. Muszę przyznać, że to dość fajny akcent dekoracyjny.

- CO było w tej wiadomości? - Nagle odezwał się Jace.

Kobieta głęboko westchnęła. Wyraźnie było widać, że się martwi. To wrażenie nie opuszczało mnie od momentu, gdy wraz z mężem — Czy ja kiedyś przyzwyczaję się do tego określenia? - tu przyszliśmy.

- Ognista wiadomość przyszła z Nowego Yorku. - Zaczęła blondynka. - Hoge ją wysłał. - Szybko dodała. Dobrze wiedziałam, że mówi do syna. No i kim jest ten Hoge? Celine, widząc moją minę, szybko wyjaśniła. - Hoge, to jeden z opiekunów i nauczycieli w Nowojorskim Instytucie. ... Był kiedyś jednym z członków kręgu. - Zmarszczyłam brwi.

Ojciec nigdy o nim nie wspominał. W sumie nigdy nic nie mówił. Ja bałam się pytać, a ten nie musiała wtedy odpowiadać. Przykre, ale prawdziwe. Można pomyśleć, że zwykła Nephelim żyjąca w zamknięciu nic nie wie. Często sama się tak czuję i przyznaję osobą tak myślącym rację. Życie w odosobnieniu wykluczyło wiele z mojego, życia. Kiedy moi przyjaciele opowiadali mi o swoich przygodach, wypadach czy nawet przelotnych miłościach bardzo im tego zazdrościłam mimo, iż próbowała tego po sobie nie pokazać.

- Rozumiem. - Przytaknęłam.

- Do rzeczy mamo. - Zirytował się blondyn.

Naprawdę czasem podziwiam jego rodziców. Jak oni z nim wytrzymują? Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że nasze dziecko nie odziedziczy takiego charakterku. Ale coś w to wątpię.

- Więc Hoge, pisze o prośbie natychmiastowego powrotu twojego, jak i Lighwood'ów do Nowego Yorku.

- Oznacza to, że mam wrócić do Instytutu. - Powiedział cicho. Ale ja już się zorientowałam, że coś go dręczy. - A czy Clary...? - Tu spojrzał na mnie z obawą, miłością i nadzieją.

"Mama" uśmiechnęła się pod nosem. Teraz wygląda jak naprawdę dumna matka. Dumna ze swojego syna. Wiem również, że niedługo i mnie to czeka. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Nagle mi przed oczami stanęła cała sytuacja i rozmowa z Magnusem.




- Clary, nie będę obijał w bawełnę. - Po jego tonie zorientowałam się, że to coś naprawę ważnego. - Jesteś w ciąży. - Na te słowa się uśmiechnęłam. Ale coś mnie zaniepokoiło. W jego głosie dostrzegłam nieme "Ale".

- Magnus? - Byłam naprawdę zaniepokojona.

- No dobra. - Westchnął i wziął głęboki oddech. - Chodzi o to, iż ta ciąża się różni od innych. - Spojrzałam na niego jak na jakiegoś idiotę.

- Co masz przez to na myśli? - Trudno było mi utrzymać powagę.

- Wiem, że to może śmiesznie brzmieć, Ale... masz w sobie więcej krwi Anioła. TO ma znaczny wpływ na rozwój dziecka. - Zmarszczyłam brwi, lecz tak naprawdę zaczęłam się bać. - W tym momencie dziecko wygląda na co najmniej dwa lub trzy miesiące. Mimo, że po tobie tego nie widać, ale przygotuj się na szybką tego zmianę.  Dziecka rozwój jest zaskakująco szybki... - Zrobił krótką przerwę i wziął głęboki drżący oddech. Według mnie ciąża potrwa miesiąc w najgorszym przypadku półtora czy dwa. - Mężczyzna obrócił się w stronę okna. - Obecnie nie mogę tego dokładnie stwierdzić. 



Koniec Księgi

 II






Kolejna księga już się pisze! ;-) 



Pamiętaj! Czytasz, komentuj!

5.12.2015

Nowy rozdział?

Jak o kobieta jestem zmienna. Nic na to nie poradzę.
Jeśli myślicie, że nowy szablon stworzyłam po to, aby ładnie tylko wyglądał na zakończonym blogu, to się mylicie.

Tak naprawdę to mam już gotowe dwa nowe rozdziały księgi 3. i kolejny się pisze, ale niestety powoli.

Mam pytanie co do szablonu. Chodzi o wielkość literek. Jeśli zerkniecie na poprzedni rozdział, to można zauważyć, że są dość małe. Pytanie brzmi czy zwiększyć ich rozmiar i jak wam się podoba szablon? Osobiście jestem z niego zadowolona. Jest pierwszym, jaki sama w całości zrobiłam, od A do Z. ;)

Od razu informuję, że z menu nic nie dam rady zrobić. Jak je robiłam na innym blogu, specjalnie założonym do jego stworzenia Menu było unieruchomione. Niestety po wgraniu szablony stało się to, co się stało.

Ps. Na Wattpadzie jest już umieszczona nowa księga tego bloga. Księga 3.


 Dary Anioła  - Inna Historia 2 - Wattpad

Nowy rozdział opublikuję jeszcze w ten weekend.