27.12.2016

Rozdział 12


                                         Clary






Mury Iceberg Rose nie zmieniły się w żadnym calu. Wszystko pozostało tak, jak pozostawiliśmy po ostatniej naszej wizycie. Te same mury i malowidła, na co poniektórych ścianach, te same zdobienia na prawie wszystkim, wyglądające na nowe. No i oczywiście to samo rześkie powietrze oraz wspomnienia, wspomnienia, które pozostaną na zawsze.

Przechodzę przez główne drzwi wejściowe i wychodzę do ogrodów. Sofie na pewno by była zachwycona, wszystkim, co znajduje się wokół. Mimo późnej jesieni na dworze nie było strasznie zimno. Pogoda była idealna na krótki spacer. Od momentu, gdy tu przybyliśmy, mam wrażenie, że coś przeoczyłam i wciąż to robię.

Usiadłam na trawie i podkuliłam nogi do piersi, po czym owinęłam je rękoma i odchyliłam głowę do tyłu, zamykając oczy.

Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego choć raz odpowiedź nie może przyjść sama lub być oczywistą? Westchnęłam i przetarłam twarz dłonią.

- Dlaczego siedzisz sama? - Elina usiadła obok mnie, na co uśmiechnęłam się słabo.

- Rozmyślam.

- Nad tym, jak dotrzeć do tego starego próchna czy dorwać rudzielca? - Uniosłam brwi na słowa siostry. Nie sądziłam, że coś takiego powie, ale mimo wszystko rozbawiła mnie.

- Jedno i drugie. - Mrugnęłam, do blondynki wstając.

Wyciągnęłam dłonie do Eliny. Chwyciła je i pociągnęłam dziewczynę do góry, dzięki czemu stanęła na równych nogach.

- Dzięki.

Mimo że prawdę o Elinie, znam już jakiś czas, to nadal nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że mam siostrę, wydaje się to czasem takie nierealne. Ale muszę przyznać, że życie naprawdę umie zaskakiwać, wiele chwil sprawiło, iż jestem, tam, gdzie jestem, a przeznaczenie z każdą chwilą daje silniejszego kopa. Może nadszedł odpowiedni moment, by spróbować ponownie obudzić w sobie siły? Zawsze jest szansa, iż dzięki temu dowiemy się czegoś więcej.

Wchodząc do ciepłego wnętrza Iceberg Rose, lekko się wzdrygnęłam. Różnica temperatur jest diametralna. Ciepłe powietrze otulające moją skórę sprawiało niezwykłą przyjemność. Odwinęłam szal i powiesiłam go na poręczy schodów z myślą, iż później go zabiorę, wracając do sypialni.

Udało mi się ujrzeć kontem oka, jak Elina wdrapuje się po schodach, a po chwili znika za ścianą.

Wolnym krokiem przemierzam korytarz, napotykając na każdym kroku członka służby próbującego doprowadzić posiadłość do stanu używalności. Minęło trochę czasu od naszego poprzedniego pobytu w tym miejscu. Warstwa kurzu i pajęczyn przez ten czas stała się zaskakująca. Okna zostały po roztwierane, a niektóre rzeźby wyniesione, by je doczyścić.

Dźwięk pianina dobiegający z biblioteki był cudowną muzyką sprawiającą lekkość na duszy. Ostrożnie otworzyłam drzwi ukazujące ogromne pomieszczenie pokryte regałami biegnącymi do samego sufitu. Wszystkie pułki są wypełnione wszelakimi książkami, a ogromne okna znajdujące się naprzeciw drzwi dodają niepowtarzalnego klimatu. Na środku pomieszczenia znajdują się gabloty z różnego rodzaju bronią białą, a niedaleki ich są fotele. Pomieszczenie to jak w większości domu trochę się zmieniło. Nie mam pójścia kogo to zasługa, ale wydaje mi się, że teraz, jest tu o wiele lepiej.

- Hej. - Usłyszałam szept tuż przy uchu.

- No hej. - Odwróciłam się przodem do Jace'a kładąc dłonie na jego wyrzeźbionej kładce piersiowej. - Dlaczego tu siedzisz?

- Myślę.

- Coś więcej?

- Myślę jak by tu skopać kilka tyłków. - Zaśmiałam się cicho.

Wtuliłam się w blondyna. Otulił mnie swymi silnymi ramionami dzięki, którym poczułam bezpieczeństwo oraz siłę, jak i nadzieję. Wzięłam głęboki oddech, by poczuć zapach krwi, pieprzu i słońca. Zapach Jace'a.

- Co ja takiego przeoczam?

- Czasem potrzeba więcej czasu, by się we wszystkim połapać. - Odsunęłam się odrobinę od blondyna i spojrzałam mu w oczy.

- My nie mamy czasu. - Szepnęłam.

- Ale zawsze jest jakieś wyjście. - Ucałował mnie w czoło.



***




Gdy weszłam do sypialni, mój wzrok automatycznie padł metalową szkatułkę stojącą na stoliku kawowym. Podeszłam do ławy, podniosłam pudełko i uniosłam wieko ukazujące naszyjnik w kształcie oka Horusa. Gdy wzięłam ozdobę do ręki, poczułam, jak pochłania mnie znajoma otchłań.

Wszędzie były drzewa i mrok. Poczułam wewnątrz spokój i radość. Nareszcie.

- Gdzie jesteśmy? - Za plecami usłyszałam głos siostry. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam.

- Tam gdzie powinnyśmy. - Zmarszczyła brwi. - W wymiarze Izydy. - Pokiwała głową.

Ruszyłam do przodu między drzewami znajomą drogą. Szłam tędy nie jeden raz. Wszystko pozostało tak, jak pamiętam. Szłyśmy dobre kilka minut w kompletnej ciszy, mimo pozorów nie była niezręczna.

Gdy dostałyśmy do rezydencji, odetchnęłam z ulgą. Pamiętam, gdy pierwszy raz tu dotarłam, byłam kompletnie wystraszona i zdezorientowana. Teraz czułam szczęście i prawdziwą nadzieję na to, że wszystko się nareszcie skończy. Musi się tak stać.

Weszłyśmy ostrożnie do wnętrza budynku. Wszędzie było pełno liści, Tynk ze ścian powoli odpadał, a na suficie w niektórych miejscach widoczne były fragmenty belek nośnych.

- Nareszcie przybyłyście. - Rozniósł się delikatny kobiecy głos. Spojrzałam w stronę osoby mówiącej. Okazało się, że przed nami we własnej osobie stoi Izyda. Długa zwiewna suknie opatulała jej blade ciało, a twarz ukazywała zmartwienie przemieszane z radością i ulgą. - Nie zostało nam wiele czasu dziewczęta.

- Co się dzieje? - Elina raz spoglądała to na mnie to na szatynkę.

- Ostateczne starcie się zbliża. - Oznajmiła Izyda, odwracając się i wchodząc do głównego pomieszczenia posiadłości. Chwyciłam siostrę za dłoń i razem podążyłyśmy za kobietą.

To pomieszczenie tak naprawdę nie różniło się niczym od holu może oprócz wielkości i tego, iż na samy środku na podłodze widniał krąg. Nie pamiętam, by tu był wcześniej.

- Izydo co się dzieje?! - Tym razem to ja zadałam pytanie. Kobieta westchnęła i przymknęła oczy.

- Dylan się zbliża moje dzieci. Musicie wykorzystać całą swą moc, by raz na zawsze go unicestwić. - Rozszerzyłam powieki. Wyraźnie słyszałam, jak Elina wciąga ze świstem powietrze. - Udawało mi się przez tak długi czas blokować wasze zdolności, lecz to właśnie teraz wszystko się rozstrzyga. Minie trochę czasu nim się tu przedostanie, ale nie ma go zbyt dużo. Musicie się przygotować na wszystko.



***


Jace 




Nagle na zewnątrz zaszły obłędnie ciemne chmury i nie wiadomo skąd rozszalała się ulewa. Wszyscy spojrzeliśmy się na siebie ze zdziwieniem. Tu praktycznie nigdy nie pada, a jak już jest to konieczne to nie tak. Rzucone zaklęcia o to dbają.

- Co się dzieje? - Isabell podeszła do okna.

Przeniosłem spojrzenie na Magnusa przybyłego tu przed kilkoma minutami, z nadzieją, iż wie, co się rozgrywa. Alec chwycił czarownika za dłoń, dodając mu otuchy. Co za widok.

- Wyraźnie wyczuwam obecność silnej magi. Niestety nie mogę, zlokalizować skont dobywa, ale nie przynosi niczego dobrego. - Jego kocie źrenice znacznie się powiększyły i przybrały lekko ciemniejszą barwę.

Nagle do salonu wbiegł Jonathan. Jego wzrok błądził wszędzie, aż napotkał Isabell i odetchnął z ulgom.

- Clary i Elina są nieprzytomne. - Oznajmił, a ja rzuciłem się pędem do drzwi z namysłem udania się do żony. Gdy przebiegałem obok Morgensterna, chwycił mnie za ramię. - Jace to nie wszystko. Z jeziora wyłaniają się demony. Nie mam pojęcia, jak się przedostają przez barierę, ale to robią.

Miałem wrażenie, że zaraz cały mój świat się zawali. Nie wiadomo ilu mamy przeciwników, a nas jest piątka. Piątka przeciwko światu. Trochę nierówne szanse.

- Idzie do zbrojowni, ja zobaczę, o co chodzi z dziewczynami. Alec przynieś mi broń, Magnus postaraj się opóźnić wtargnięcie do posiadłości. - Wszyscy kiwnęli głowami.

Magnus od razu zabrał się do roboty. Wyraźnie było widać, jak porusza wargami, a fala magi wypływa z niego niczym strumień.

- Sypialnia. - Rzucił Jonathan, nim wybiegł z salonu.



***



Wparowałem do sypialni z hukiem. Dziewczyny zostały położone na łóżku i wyglądają jak kłody. Wyglądają identycznie, były wyprostowane, a ich ręce ułożone wzdłuż ciała. Rozglądałem się po pokoju, do momentu aż mój wzrok nie napotkał metalowej szkatułki. Podszedłem do niej i już wiedziałem, co się dzieje. Izyda. Dokładnie tak samo się działo wcześniej, no może z taką różnicą, iż Clary z reguły klęczała, wpatrując się w naszyjnik lub leżała na podłodze z nim w ręku.

Wyjrzałem przez okno i dostrzegłem, że na niegdyś idealnie przyciętym zielonym trawniku roi się od różnego rodzaju demonów, a z jeziora wychodziło ich coraz więcej.

Pobiegłem do garderoby. Podniosłem siedzisko ogromnej pufy znajdującej się na środku pomieszczenia i wyjąłem z niej cały asortyment broni. W ekstremalnym tempie przebrałem, się w strój bojowy i uzbroiłem.

- Jace! - Do sypialni wtargnął Alec. - Za niedługo przebrną przez barierę, którą tworzy Magnus.

- Dzięki. - Klepnąłem Parabatai po ramieniu i przeszedłem obok niego. - Teraz wszystko w rękach Dziewczyn i Aniołów. My musimy je tylko bronić. - Szepnąłem. - Alec nałóż mi runy. - Wyjąłem Stele za paska oraz podałem chłopakowi i uniosłem bluzkę.

Alec westchnął i zaczął palić moją skórę, tworząc niezbędne runy. Po wykonanej czynności odwdzięczyłem się mu tym samym. Naznaczenie runami przez Parabatai tworzy je silniejszymi.



***


Clary




- Pamiętaj, skup się i całą swoją energię przenieś do dłoni. - Poinstruowała siostrę. - jeżeli dobrze pudzie uda nam się sprowadzić Dylana do tego kręgu. Wyobraź sobie tę postać ze snu. Przywołaj ją. Ja zrobię to samo. - Dziewczyna skinęła głową.

Zamknęłam oczy i zaczęłam się koncentrować. Przywoływałam każde wspomnienie, jakie posiadam z Dylanem w roli głównej. Czułam, jak całe energia mieści się w mych dłoniach. Wyczuwałam każdy najmniejszy impuls, jaki mózg przesyłał do rąk.

Otworzyłam powieki i ujrzałam ogromną kulę energii, jaka z nas spływa. Patrząc na Elinę, czułam tylko dumę. Bez dużego przygotowania radzi sobie z tym wszystkim. Jest to godne podziwu.

- Skupcie teraz całą swoją uwagę na tym, jak wygląda Dylan i spróbujcie go tu sprowadzić. Gdy się pojawi, zaatakujcie go z całych sił. - Kiwnęłyśmy jednocześnie głowami i spojrzałyśmy sobie w oczy. W spojrzeniu siostry wyłapywałam strach i obawy, ale również determinację.

Z całych sił próbowałyśmy wykonać polecenie Izydy, ale Dylan był dla nas za silny. Przynajmniej odnosiłam takie wrażenie. Miałam ochotę się poddać, ale wiedziała, że nie mogę tego zrobić. Musimy się go pozbyć z naszego życia raz na zawsze.

Cała energia zaczęła przybierać, postać mężczyzny z moich snów, a może raczek koszmarów.

Kontem oka widziałam, jak Izyda coś szepcze, patrząc w sufit.



***


Jace




Demony zaczęły przedzierać się do posiadłości. Zauważyłem u pozostałych kilka zadrapań, ale najprawdopodobniej zdobyli, zabijając potwory podążające do dziewczyn.

Magnus tworzył coś na rodzaj kopuły wokół siebie i dziewczyn siedząc po turecku na łóżku. Cały czas poruszał ustami, a kopuła nabierała coraz bardziej intensywny kolor. Wraz z Jonathanem Byłem w sypialni przy dziewczynach za to Isabel i Alec walczą na korytarzy, nie opuszczając demonów do dziewczyn. Bez przerwy dobiegały do nas różnego rodzaju wyzwiska i krzyki Łowców walczących za drzwiami.

W pewnym momencie szyby w oknach zostały rozbite i do pokoju przedostawały się wszelkiego rodzaju i maści podziemni. Od razu rzuciliśmy się do ataku. Wykonywaliśmy różnego rodzaju wykopy, salta, zamachy i uniki. Miałem wrażenie, jak by ich bez przerwy przybywało, a w żadnym stopniu ubywało. Było ich zdecydowanie za dużo.

Poczułem ostre pazury wbijające się w ramię. Wyrwałem się za szponów demona i wbiłem w niego Serafickie ostrze. Ten dzień nie mógłby być gorszy. Jęknąłem w duchu i zamachnąłem się do kolejnego ciosu.

Po kilku minutach chmury na niebie rozstąpiły się, wpuszczając promienie światła. Po kilku sekundach ukazały się Anioły z chodzące na ziemię. Wielkie mocne skrzydła okalały każdego z nich. Gy schodzili coraz niżej, rozgramiały coraz to większe ryki demonów. Wiele z nich rzucało się na stróży będących jeszcze w powietrzu. Wyciągali za pleców ostrza i zaczynali walkę z demonami. Ten widok był czymś, czego w najśmielszych snach bym się nie spodziewał. Sama góra pofatygowała się z pomocą.

Zerknąłem na żonę, która była dalej w transie i przystałem do dalszej bitwy.



***


Clary






Gdy Dylan stanął przed nami, wzięłam głęboki oddech i pokiwałam głową, dając znak. Zaczęłyśmy całą mocą atakować Dylana, ale czułam, że jest za silny. Mężczyzna tylko się głupio śmiał i krzyczał, że jest niepokonany. Z całej siły z myślą o jego śmierci uderzałyśmy go strumieniami magii. Cały czas czułam, jak zaczynam opadać z sił.

Spojrzałam na Izydę błagalnie z nadzieją, iż nam jakoś pomoże. Kobieta skinęła głową i rozłożyła ręce po obu stronach ciała, odchyliła głowę do tyłu i zaczęła wykrzykiwać słowa w nieznanym mi języku. Z jej dłoni zaczęło wydobywać się jasne światło, które podążało w moją i Eliny stronę. Gdy poczułam, że mnie przenika, wzięłam głęboki oddech i skierowałam całą swoją uwagę na wroga. Widziałam zaskoczenie malujące się na jego twarzy i to jak wszystko go przerasta. Po chwili rozbrzmiał jego donośny krzyk i zobaczyłam tylko jak rozpad się na kawałeczki.

Upadłam na kolana, oparłam dłonie na nich i spojrzałam na kobietę leżącą po drugiej stronie pomieszczenia. Izyda powoli zamieniała się złoty proch, który unosił się i wylatywał przez okno, unosząc się wysoko poza horyzont.



***


Jace






- Jonathan uważaj! - Chłopak wybił się wysoko i wylądował po drugiej stronie pokoju, po drodze pozbywając się kilku brzydali.

Gdy już się odwracałem by pozbyć się kolejnego nieproszonego gościa, ten zawył i zaczął się wycofywać z pomieszczenia. Spojrzałem zdezorientowany na szwagra, a ten tylko wzruszył ramionami. Odwróciłem się do Magnusa, który opuścił pole chroniące dziewczyny i podszedł do nas.

- Myślicie, że to jakaś zasadzka? - Jonathan podszedł do roztrzaskanego okna.

- Nie. - Czarownik pokręcił głową. - Cała magia, która z nimi przybyła znikła. Jak by rozpłynęła się w powietrzu.

Spojrzałem na dwie kobiety leżące na łóżku i zaśmiałem się cicho pod nosem.

- Udało im się.




Pamiętaj! Czytasz, komentuj!