13.03.2015

Rozdział 8



Isabel




Już od kilku dni Emilii doprowadza mnie do szału. Jak bardzo bym chciała, aby Clary tu była, może ona by coś mi poradziła. Co za ironia losu. Nigdy bym nie sądziła, że będę chciała od niej porady w kwestii chłopaków. Na samą myśl o tym uśmiecham się jak idiotka. Ale to jednak jej brat więc na pewno by coś poradziła. Muszę przyznać, że ta lalunia, która śmie uważać się za dziewczynę Jonathana ma niezłego cela.

Po oczyszczeniu ran zaczęłam sobie rysować runę leczniczą. No cóż boli, ale jestem do tego przyzwyczajona. Biorę głęboki oddech i się przebieram. Niestety sukienkę mam poplamioną krwią przez tę idiotkę! A tak ją lubiłam.

Biorę szybką kojącą kąpiel, która jedna pomaga mi się odprężyć. Ubieram czarne spodnie, turkusową koszulę bez rękawów oraz szpilko i kołnierzyk wysadzane ćwiekami. Zgarniam z fotela torbę i wychodzę z pokoju. Kieruje się do wyjścia. W połowie drogi zaczynam gwałtownie przyspieszać, zwalniam dopiero za bramą posiadłości. Normalnie bym poszła do Clary i jej truła nad głową, ale cóż ona właśnie spędza miesiąc miodowy, bóg wie gdzie, akurat, wtedy gdy jej potrzebuję.

Udaje się w jedyne miejsce gie w takich Momotach. Kiedyś tu przychodziłam, aby pobyć samej lub przybiegałam w to miejsce, kiedy było mi źle. O tym, że przebywałam tu dość często wie jedynie Clary, choć tu nigdy nie była. Przez Valentina straciła wiele z życia, ale jednak powoli to nadrabia. Siadam na dywanie fioletowych kwiatów i koniczyn i wyciągam zeszyt z torebko. Ostatni dniami pisanie bardzo pomaga mi pohamować nadmierne emocje. Przerzucam kilka kartek i po kilku sekundach natrafiam na pustą stronę.


Nie wiem co robić. Udaje silną, choć za każdym razem, kiedy ich widzę, razem moje serce krwawi. To boli bardziej od oparzeń krwią demona czy przeszyciem serfickim ostrzem. Nie, żebym kiedyś tego doświadczyła, ale mogę sobie wyobrazić ten ból. Bez mojej przyjaciółki jest mi ciężko. Clary zawsze w takich sytuacjach wie jak mnie pocieszyć i co powiedzieć. Jest czasem, którego niczym anioł niebiosa mi zesłały.

Czy to możliwe, aby przez miłość tak cierpieć? Czy to możliwe, aby kochać kogoś takiego jak Jonathan Morgenstern? Czy to możliwe, aby ktoś taki jak on pokochał mnie? No i jest tak Emilii! Na początku uważałam ją za przyjaciółkę, ale co ja chcę… to nie ona mnie zdradziła tylko ja ją. Rozumiem ją, lecz sądzę, iż przesadza. Od momentu, kiedy przyłapała mnie z Jonathanem w kuchni, jest niczym płatny zabójca. Może to jest zabawne, bo ja jestem Nephelim, a ona przyziemną ze wzrokiem, ale jej się zaczynam bać…

Zamykam z hukiem zeszyt i nagle czuje, że jest mi lżej na sercu. Czuje się wolna, bo dałam upust myślą i uczuciom. Mam wrażenie, że mogę wszystko. Szybko podnoszę się i wracam do domu. Po drodze myślę nad tym, co mam zamiar uczynić. Czy to wypali, a może będzie na mnie zły? Może już się jej ponownie całkiem oddał. Nie ważne. Raz kozi śmierć.

Wpadam do posiadłości Morgensternów niczym burza. Nie czekam, aż ktoś mi otworzy, bo wiem, że to nie ma sensu, bo nic się nie stanie, jeśli sama się wpuszczę. Tu jest jak w drugim domu. Idę korytarzem na parterze. Przelotem widzę, że salon jest pusty, a drzwi od kuchni otwarte. Co tu się dziwić. Z tego, co widzę, to chyba każdy facet jest wiecznie głodny. Tak jak się spodziewałam, ON tam jest.

- Isabel? – Głos blondyna jest zachrypnięty. Uśmiecham się do niego niewinnie. Uwodzicielskim krokiem podchodzę do niego… - Izz co ty…? – Nie daje mu dokończyć.

Szybko złączam nasze wargi. Na początku jest lekko zaskoczony, ale po chwili oddaje mi pocałunek. Chwytam go za kark, a on mnie podnosi i sadza na blacie. Czuję w brzuchu stado motyli i mam wrażenie, jag by to trwało wieki. Pocałunek staje się bardziej zachłanny i namiętny.Jego ręce wędrują po moich udach, w momencie, gdy moje serce gwałtownie przyspiesza.
- Jak możesz?! – Ten głos…

Gwałtownie odpycham Jonathana i zeskakuję z lady. W drzwiach stoi oczywiście jag, by to inny mógłby być jak nie Emilii. Ludzie to już jest przesada! Zero prywatności!!!

- Jak mogłeś?! – Powtarza histerycznie. – A ty jesteś tylko…

- Emilii! – Brat Clary pohamował ją ostrym tonem.

- Mało ci było? Widzę, że już sobie poradziłaś.

Uśmiechnęłam się drwiąco.

- Wiesz co? Ja przynajmniej nie jestem rąbniętą psychopatką! – Warknęłam, podchodząc do niej bliżej.

- O czym ty mówisz? – Jonathan wydaje się zaskoczony. Skoro chce wiedzieć to, czemu by nie?

Odwracam się do niego na pięcie i głośno wzdycham.

- Nieważne. – W końcu bąkam. – Ale trzymaj ją daleka ode mnie. Bo jeśli następnym razem ją zobaczę, to zabiję!

- Izz nie przesadzaj. – Jakim prawem on tak do mnie się odzywa? Kontem oka dostrzegam zadowolenie na twarzy Emilii.

- Nie przesadza… Za każdym razem, kiedy ją widzę, kończy się to moimi obrażeniami. Dziś ją spotkałam podczas spaceru to z Nienacka mnie zaatakowała. Nie wiem nawet dlaczego! – Chłopak rozszerzył oczy z niedobieżenia. – Możesz w to wierzyć lub nie, ale ona to zrobiła. Żyje tylko dlatego, że się za każdym razem hamuję. Zrób coś z tym, bo ja tak długo nie pociągnę i albo sama to załatwię, albo pójdę z tym do Clave, a wtedy już nie będzie tak wesoło.

- Nic mi nie zrobią. – Odzywa się brunetka z tym swoim uśmieszkiem.

- Emilii nawet nie wiesz o czym…

- Jestem w ciąży. – Przerywa mu. Oboje zamieramy.

- Ale jak to możliwe? – Pierwszy oprzytomnieje, Jonathan przemawiając drżącym głosem.

- Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć. – Uśmiechnęła się zadziornie, machnęła włosami i zadowolona z siebie wyszła.

Zachciało mi się płakać. Jak to jest możliwe? Przecież Jonathan by do tego nie dopuścił! Prawda? Spoglądam na niego z niedowierzaniem.

- Zizzi ja…

- Nic nie mów. Najlepiej zamilknij. – przerwałam mu Oschle i wybiegłam z pomieszczenia.

Najchętniej to teraz zapadłabym się pod ziemię. Dlaczego? Dlaczego ja?! Szybko wbiegam do domu, po czym do swojego pokoju. Zamykam drzwi z trzaskiem, po czym wpadam do łazienki i te drzwi też zatrzaskuję. Opieram się o ścianę i osuwam się po niej. Kiedy kucam na podłodze, chowam twarz w dłoniach.

Co ja mam robić? Jeśli ona jest w ciąży Clave nic nie zrobi do czasu porodu. Mam czekać dziewięć miesięcy na jakikolwiek efekt? Chociaż trudno mi w to uwierzyć. Jonathan by do tego nie dopuścił! Wiem to. Jest to prawda albo blef. To tak nie może się kończyć…

- Izz! - Nie wierzę! Ocieram szybko łzy, wstaję i otwieram drzwi, a za nimi stoi…




I jak wam się podoba? Pisałam go szybko, więc przepraszam, że taki krótki. Stwierdziłam, iż dawno nie było perspektywy Izz więc TA DA! Z góry przepraszam, że jest taki nudny i w ogóle, ale nie miałam żadnego innego pomysłu. Możliwe, że dodam coś w weekend. ♥

Jak myślicie blef czy prawda? 

Dla czytelników mojego drugiego bloga o Trylogii czasu: Informuję, że dostępny już jest kolejny rozdział. Serdecznie zapraszam. ; -)  LINK!

Zachęcam do komentowania i życzę wam udanego weekendu. 


3 komentarze:

  1. Rozdział BOSKI, nominuję cię do LBA ! Więcej http://daryaniolanefilim.blogspot.fi/2015/03/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju !!! Pisz dalej !!

    OdpowiedzUsuń