Clary.
- Gotowa? – Ujęłam dłoń Jace’ego.
- Gotowa, jeśli ty jesteś gotów. – Odpowiedziałam głosem niewiele głośniejszym od szeptu.
- Ruszcie się. – Warknęła Elina.
- Ktoś tu wstał lewą nogą. – Odgryzł się Jace. Westchnęłam ciężko. Znają się tak krótko, a dogryzają sobie jag by znali się od zawsze. Ale co się dziwić. Jace to Jace. Nigdy się nie zmieni.
- Okej. Możecie przestać? Elina pamiętaj, że masz intensywnie myśleć, przechodząc przez portal o jednym z nas.
- Wiem, wiem.
Ujęłam dłoń ukochanego i weszliśmy w szafirowe światło. Po chwili znaleźliśmy się w posiadłości Morgensternów. Wcześniej swoje i Jace’ego rzeczy przeniosłam do posiadłości Herandale. W salonie nikogo nie było. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami frontowymi i…
- Izz! – Co znów zrobił mój kochany braciszek? – Cholera!!! – podskoczyłam na dźwięk tłuczonego szkła i uderzeń o ścianę.
- Co to było? – Pisnęła blondynka.
Odwróciłam się do niej przodem i zobaczyłam przerażenie na jej twarzy.
- Zapewne mój kochany braciszek.
- Nie ma się czego obawiać. – Odparł Jace. – Ciekawe, o co chodzi. – Zrobił tę swoją minę i zaczął pocierać palcami brodę.
- Jace nawet o tym nie myśl. – Ostrzegłam chłopaka.
- Ale…
- Nie! – Warknęłam.
- I się zaczyna. – Westchnął, a ja spojrzałam na niego groźnie, po czym przewróciłam oczami i ruszyłam na korytarz.
Zastałam Jonathana siedzącego na podłodze wpatrującego się w drzwi. Dookoła niego jest pełno szkła i resztko drewnianego stoliczka. Serce zaczyna mi się krajać, kiedy widzę go w takim stanie.
- Odwal się! –Warknął.
- I to tak wita się własną siostrę? – Nie mogłam się powstrzymać.
- O matko Clary! – Zerwał się z podłogi i podbiegł do mnie oraz mocno przytulił. Nagle zabolały mnie żebra i zabrakło tchu.
- Jonathan zaraz udusisz mi żonę. – Warknął Jace. Brat mnie puścił, a ja zaczęłam głęboko oddychać.
Spojrzałam uważnie na Jonathana. Chłopak wygląda na załamanego. Po sekundzie podniósł głowę i spojrzał na mnie. Już wiedziałam, co to oznacz.
- Mów. - Odpowiedziałam na jego niewypowiedzianą prośbę.
- Chodzi o to, że ja i Zizi... No wiesz, a potem... i mogłabyś z nią pogadać? - Mam wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
- Kto to Zizi? - Odezwała się nagle Elina.
Odwróciłam się i zobaczyłam w drzwiach blondynkę, której wzrok jest skupiony na moim bracie. Dopiero teraz zobaczyłam, że między Jonathanem a Eliną jest jakieś podobieństwo. Dziwne. Nagle przypominają się słowa Izydy, które jakiś czas temu przytoczyła blondynka.
- Moje dziecko, jesteś niezwykła… Jesteś Polarną Gwiazdą.
Czy to możliwe, aby nią była, aby była jedną z nas, jedną z rodu Morgenstern? Będę musiała porozmawiać z ojcem.
- Dobrze porozmawiam z nią, ale jak wrócę, chcę widzieć ojca. Muszę z nim porozmawiać.
- Clary, ojciec na kilka dni wyjechał. - Spojrzał na nie nie pewnie. - I kim jest ta dziewczyna? - Wskazał na Elinę.
- Elina. - Przedstawiła się dziewczyna.
- Jonathan Christopher Morgenstern. - Uśmiechnął się do niej, wymuszając ten gest.
- Zaraz pogadacie a ja lecę do Izz. - Zaczęłam kierować się do wyjścia. W drzwiach obróciłam się i spojrzałam na brata. - Nie wiem, jak to zrobisz, ale ma tu być jak wrócę. To jest ważne.
***
Będąc w posiadłości Lighwoodów zastałam przyjaciółkę zamkniętą w łazience przylegającej do jej pokoju. Alec przywitał mnie ciepło i powiedział, że Izz po powrocie od razu wbiegła do siebie.
- Izz. - Zaczynam łagodnie, stojąc za drzwiami, nagle się otwierają, a za nimi stoi zapłakana Isabel.
Dziewczyna od razu podbiega do mnie i mocno przytula. Odwzajemniam ten gest i po sekundzie siedzimy na podłodze.
- Clary... jak... tu... się... znalazłaś? - Zapytała, szlochając.
- To nie jest teraz istotne. - Zakładam za ucho kilka pasm jej włosów i ocieram łzy.
- Ale...
- Wróciliśmy wcześniej. - Uśmiechnęłam się do niej.
- Aż tak ci mnie brakowało? - Zapytała, śmiejąc się przez łzy.
- Jasne. - Odpowiedziałam teatralnie.
- Mówisz już jak Jace. - Zaśmiałyśmy się obie.
- To przerażające. - Pisnęłam.
- Schorzenie dwadzieścia cztery godziny Herandale. - Stwierdziła szatynka.
- Już lepiej? - Zmartwiłam się.
- Tak, dzięki. - Otarła łzy.
- Teraz ktoś mnie oświeci? Co nabroił mój brat? - Znów posmutniała.
Spojrzała na mnie posmutniałymi oczami. Serce mnie zakuło na widok jej w takim stanie.
- No widzisz. Zaczęło się podczas twojego wesela... - Opowiedziała mi o wszystkim. W sumie to mi w to trudno uwierzyć. - To chyba tyle. - Dziewczyna spuściła ponownie wzrok.
- Poczekaj. Czyli ona jest teraz w ciąży z Jonathanem? - Pokiwała głową, potwierdzając moje słowa.- Ale jak? Przecież on jest zawsze taki ostrożny. Jakoś wierzyć mi się w to nie chce.
- Mi też. Szczerze podejrzewam, że blefuje. - Uśmiechnęła się słabo.
- Ja też. - Westchnęłam. - Nie klei mi się top w kupę.
- A co u ciebie nowego? Jakieś małe Clacondka?
Spojrzałam na przyjaciółkę groźnie. Szczerze? Chce mieć dzieci, ale jeszcze nie teraz. Ale jak się okaże, że jestem w ciąży to bezę się z tego bardzo cieszyć.
- Mam rozumieć, że nie?
- Nie, jeszcze nie. Ale wróciliśmy z nową Polarną Gwiazdą. - Wyznałam.
- CO?! Ale jak?
Opowiedziałam jej całą historię o Elinie i o snach.
- Nie musisz rozmawiać z tym kretynem, ale ja muszę z ojcem Chciałabym, abyś była obok w razie potrzeby. No wiesz, jak by mną zawładnęła żądza krwi itd. - Isabel parsknęła śmiechem.
- To [prawda. Miewasz takie chwile.
Po wszystkim ruszyłyśmy do posiadłości Morgensternów, mojego starego domu. Mam z tam tond mnóstwo wspomnień zarówno tych złych, jak i dobrych.
Zastałyśmy wszystkich w salonie. No prawie wszystkich. Valentina jeszcze nie było. Ciekawe czy coś się udało zdziałać Jonathanowi. Jace siedział w fotelu a Elina na kanapie obok Jonathana.który obejmował niechętnie Emilii. Jace od razu spojrzał na mnie, a jego oczy rozbłysły. Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach. Jace Objął mnie ramionami i mocno do siebie przyciągnął, a ja korzystając z tego, wtuliłam się w niego. Oparłam głowę o jego ramie. Chłopak pocałował mnie we włosy.
- Moglibyście poczekać z tym, jak będziecie sami. - Warknęła Iz, siadając naprzeciwko w drugim fotelu.
- No właśnie Isabello. - Zaczęła Emilii. - Mogłabyś korzystać czasem z własnych rad. - Nie wiadomo dlaczego naskoczyła na szatynkę.
- Przestańcie. - Zareagował Jonathan. - O co wy się tak ciągle kłócicie?
- Jesteś aż tak tępy? - Warknęła Emilii.
- Najwyraźniej.
Dziewczyna wyszła z salonu, trzaskając drzwiami. Po kilku krótkich chwilach ponownie się otworzyły. Tym razem stanął w nich Valentine. Rozejrzał się w okuł zatrzymał spojrzenie na Elinie. Oniemiały zrobił jeden krok do przodu.
- Caletine?...
I jak wam się podoba? Wiem, że jest nijaki i w ogóle. Nie miałam żadnych pomysłów. Wena mnie opuszcza. ; -(
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam.
PS. Jest dostępny nowy rozdział na moim nowym blogu: Miasto Nieśmiertelnych.
Czyli czyli to jego córka? Czy on zdradził Jocelyn ?
OdpowiedzUsuńA co do tej ugrrr. Domagam sie magnusa niech tam zrobi te swoje czary mary i powie ze ona udaje ze niw jest w ciąży
Och znam ten ból, kiedy wena opuszcza ;( Ale rozdział ci wyszedł NIESAMOWICIE <3 Tyle się dzieje !!! Emili gra mi na nerwach ! I popieram tą na górze !!! Ja również domagam się Magnusa i jego czary mary ! A właśnie ! I ten koniec ! Valentine zdradził Jocelyn czy co ?! Proszę cię napisz NEXTA !
OdpowiedzUsuńPS. Zostałaś nominowana do LBA ! Więcej: http://daryaniolanefilim.blogspot.fi/2015/03/liebster-blog-award_22.html
UsuńNiesamowity rozdział *.*
OdpowiedzUsuńNominuję cię do LBA! POZDRO! ;)
OdpowiedzUsuń