Wydarzenia w rozdziale mają miejsce o razu po rozdziale 13.
Chcę wam podziękować, a zwłaszcza tym kruży tu jeszcze są za to, iż wierzyli i czekali na nowe rozdziały.
Uprzedzam, że nie wiem, co ile będą się pojawiać nowe rozdziały.
Ps. Mam nadzieje, że wam się spodoba.
Miłej lektury. ;-)
PS 2. Z góry przepraszam za wszystkie błędy które się wkradły do rozdziału.
Pisałam na telefonie.
__________________________________________________
- I takim będziesz. - Szepnęłam do niego.
Blondyn podniósł głowę i spojrzał na mnie z miłością oraz oddaniem. To było najpiękniejsze w nim, iż mogłam czytać w jego oczach jak w otwartej księdze. Nie wszyscy doznawali tego zaszczytu.
- Skąd wiesz? - Zapytał zmartwiony i niepewny.
Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej, opierając się plecami o zagłówek łóżka. Jace, widząc to, automatycznie zareagował i zaczął mi pomagać. Nie powiem, że to lekko mnie nie zdenerwowało. Przecież nie jestem oblężenie chora.
- Wiem to ponieważ cię znam. - Mówiąc to Spoglądałam w jego złote oczy. - No i cały czas próbujesz się mną opiekować. - Lekko się zaśmiałam, wypowiadając ostatnie zdanie. - Inną bajką jest to, że nie zawsze się daje i próbuje wszystko robić sama. - Blondyn również za chichotał. W jego wykonaniu było to bardzo urocze.
- Moja mała buntowniczka. - Zaśmiał się.
- Za niedługo już nie będzie taką małą. - Bez przerwy pozostawialiśmy przy tej samej reakcji. Ale teraz coś mnie od środka uderzyło. Co, jeśli on już nie będzie mnie chciał? Co, jeśli przestanie mnie kochać? Wiem, że mogę dać mu w kość, dać w kość wszystkim. Moje zachcianki, charakter, sposób patrzenia na świat. Tak na prawdę wszystko się zmieni, to ja się zmieni.
- Hej. - Szepnął do mnie, głaszcząc mój policzek. - Co się dzieje? - Jego głos była taki delikatny.
- Nic takiego. - odpowiedziałam szybko. - Po prostu naszły mnie głupie musli. - Uśmiechnęłam się smutno.
- Clary... - W jego głosie słychać było wyraźnie troskę którą kierował w moim kierunku, jednak przerwałam mu.
- Naprawdę nic mi nie jest. - Mówiąc to Spoglądałam za okno, na krajobraz rozwijający się w oddali.
Złocista jesień zaczyna pokrywać wszystko. Liście wirują na wietrze i lecą ku górze do rozświetlonego księżyca, obejmującego swoimi ramionami całą stolicę.
- Kochanie, ja się tylko martwię o ciebie. - Powiedział to z miłością, przekładając swoje czoło do mojego. - Martwię się o was, - w tym momencie dotknął mojego brzucha. - Nie chcę, aby któremuś z was cis się stało. Nie wybaczyłbym sobie tego.
Dzięki tym małym gestom przez mogłam odstawić wszystkie rozterki na bok - przynajmniej na jakiś czas - i cieszyć się wszystkim wraz z moim ukochanym. Może powinnam skupić się na przygotowaniu wszystkiego na przyjęcie na świat naszej małej fasolki. Odruchowo położyłam dłoń na jeszcze płaskim brzuszku,napotykając rękę Jace'ego.
- Kocham cię Jace. - Szepnęłam, przybliżając swoją twarz do ukochanego.
Nagle coś huknęło, a ja podskoczyłam. Hałas dobiegł z dołu. Szybko wstaliśmy. Blondyn spojrzał na mnie, wzrokiem mówiącym "zostań".
- Nie ma mowy. Zostajesz tu Clary. - Spojrzałam na niego jak na ostatniego idiotę.
On naprawdę jest takim idiotą myśląc, że go posłucham?
- Nie chcę, aby... - Przerwałam mu w połowie zdania.
- Nic się nie stanie. - Zapewniłam go przewracając oczami oraz podchodząc do niego i szybko musnęłam jego usta. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że właśnie tego było mi trzeba.
Blondyn westchnął z rezygnacją, a na moich ustach ukazał się uśmiech zwycięstwa.
Szybko wyszliśmy z naszej sypialni i popędziliśmy w dół schodów. Gdy dotarliśmy na miejsce z prędkością światła, zauważyliśmy mamę Jace'ego w salonie. Do około niej było mnóstwo szkła. Zakładam, że to szklany blat stolika kawowego stojącego w salonie przed kanapą. Małe kawałeczki były tak naprawdę wszędzie. Przyznaje, iż na ten widok serce zaczęło bić mi znacznie mocniej a oddech przyspieszać.
- Mamo co się stało? - Zaniepokoił się Blondyn podchodząc do niej.
- Nic takiego. - Odparła kobieta zmęczonym głosem. - Po prostu przenosiłam donice na swoje miejsce, gdy dostałam ognistą wiadomość,a ta się z sunęła mi z rąk. - Słychać było po jej głosie, że coś ją trapi, ale przede wszystkim dawało się be znaki zmęczenie.
- Mamo mogłaś to zrobić rano. - Odparł mój ukochany.
- Wiem, wiem -Sapnęła.
- Co było w ognistej wiadomości? - W środku modliłam się, aby to nie były żadne złe wieści.
Celine, jak oparzona obróciła się w moją stronę. Wyglądała jak by dopiero teraz, zdała sobie sprawę z mojej obecności. Przyznam to nie fajne uczucie bycie traktowany jak ktoś niewidzialny nawet przez krótką chwilkę.
- Clary! - Pisnęła zszokowana. - Dziecko drogie co ty tu robisz? - Celinę szybko do mnie podeszła i zaczęła kierować na pobliski fotel. Pewnie z perspektywy Jace'ego musiało to wyglądać dość komicznie, bo chłopak zaczął się lekko podśmiewać pod nosem.
- Naprawdę nic mi nie będzie jak chwile postoje. - Powiedziałam delikatnie tak, aby nie urazić kobiety, ale za równo stanowczo.
- Dziecko drogie. - Celine Westchnęła ciężko. - Nie powinnaś się przemęczać.
- Ale przecież...
- Żadne, ale. - Ta stanowcza reakcja przyprawiła mnie aż o gęsią skórkę. Od tej strony raczej jej nie znałam.
Okazuje się ze Celine Herandale, ma drugie oblicze które ujawnienia się dość rzadko albo i wo gule, chociaż, nie znam jej tak na prawdę tak dobrze jak bym tego chciała.
- Co ci tak wesoło? - Zwróciłam się do dalej podśmiewającego się Jace'ego.
- No wiesz kochanie. - Mówiąc, zaczął merdać brwiami i puścił do mnie oczko.
W momencie, kiedy spiorunowałam wzrokiem męża, ten od razu się uspokoił. Przypomina trochę dziecko, któremu zabrano lizaka. Ta mina porusza serce.
Nagle poczułam coś uwierającego mnie w plecy. Powoli przedmiot wyjęłam. Okazało się, iż to jet poduszka ozdobna z wieloma dużymi zamkami. Muszę przyznać, że to dość fajny akcent dekoracyjny.
- CO było w tej wiadomości? - Nagle odezwał się Jace.
Kobieta głęboko westchnęła. Wyraźnie było widać, że się martwi. To wrażenie nie opuszczało mnie od momentu, gdy wraz z mężem — Czy ja kiedyś przyzwyczaję się do tego określenia? - tu przyszliśmy.
- Ognista wiadomość przyszła z Nowego Yorku. - Zaczęła blondynka. - Hoge ją wysłał. - Szybko dodała. Dobrze wiedziałam, że mówi do syna. No i kim jest ten Hoge? Celine, widząc moją minę, szybko wyjaśniła. - Hoge, to jeden z opiekunów i nauczycieli w Nowojorskim Instytucie. ... Był kiedyś jednym z członków kręgu. - Zmarszczyłam brwi.
Ojciec nigdy o nim nie wspominał. W sumie nigdy nic nie mówił. Ja bałam się pytać, a ten nie musiała wtedy odpowiadać. Przykre, ale prawdziwe. Można pomyśleć, że zwykła Nephelim żyjąca w zamknięciu nic nie wie. Często sama się tak czuję i przyznaję osobą tak myślącym rację. Życie w odosobnieniu wykluczyło wiele z mojego, życia. Kiedy moi przyjaciele opowiadali mi o swoich przygodach, wypadach czy nawet przelotnych miłościach bardzo im tego zazdrościłam mimo, iż próbowała tego po sobie nie pokazać.
- Rozumiem. - Przytaknęłam.
- Do rzeczy mamo. - Zirytował się blondyn.
Naprawdę czasem podziwiam jego rodziców. Jak oni z nim wytrzymują? Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że nasze dziecko nie odziedziczy takiego charakterku. Ale coś w to wątpię.
- Więc Hoge, pisze o prośbie natychmiastowego powrotu twojego, jak i Lighwood'ów do Nowego Yorku.
- Oznacza to, że mam wrócić do Instytutu. - Powiedział cicho. Ale ja już się zorientowałam, że coś go dręczy. - A czy Clary...? - Tu spojrzał na mnie z obawą, miłością i nadzieją.
"Mama" uśmiechnęła się pod nosem. Teraz wygląda jak naprawdę dumna matka. Dumna ze swojego syna. Wiem również, że niedługo i mnie to czeka. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Nagle mi przed oczami stanęła cała sytuacja i rozmowa z Magnusem.
- Clary, nie będę obijał w bawełnę. - Po jego tonie zorientowałam się, że to coś naprawę ważnego. - Jesteś w ciąży. - Na te słowa się uśmiechnęłam. Ale coś mnie zaniepokoiło. W jego głosie dostrzegłam nieme "Ale".
- Magnus? - Byłam naprawdę zaniepokojona.
- No dobra. - Westchnął i wziął głęboki oddech. - Chodzi o to, iż ta ciąża się różni od innych. - Spojrzałam na niego jak na jakiegoś idiotę.
- Co masz przez to na myśli? - Trudno było mi utrzymać powagę.
- Wiem, że to może śmiesznie brzmieć, Ale... masz w sobie więcej krwi Anioła. TO ma znaczny wpływ na rozwój dziecka. - Zmarszczyłam brwi, lecz tak naprawdę zaczęłam się bać. - W tym momencie dziecko wygląda na co najmniej dwa lub trzy miesiące. Mimo, że po tobie tego nie widać, ale przygotuj się na szybką tego zmianę. Dziecka rozwój jest zaskakująco szybki... - Zrobił krótką przerwę i wziął głęboki drżący oddech. Według mnie ciąża potrwa miesiąc w najgorszym przypadku półtora czy dwa. - Mężczyzna obrócił się w stronę okna. - Obecnie nie mogę tego dokładnie stwierdzić.
Koniec Księgi
II
Kolejna księga już się pisze! ;-)
Pamiętaj! Czytasz, komentuj!
Tak, tak, tak! WRÓCIŁAŚ! <3 Rozdział BOSKI! Już nie mogę się doczekać nexta!
OdpowiedzUsuńStrasznie cieszę się że znowu piszesz tego bloga!!
OdpowiedzUsuńI ten rozdział... taki... No sama wiesz!
Nowy wystrój jest genialny!
Zauważyłam też że twój styl pisania się trochę zmienił...
Czekam na next!
Ps. Przepraszam że nie skomentowałam wcześniej ale nie za bardzo miałam jak.
Dzięki za ciepłe słowo.
UsuńCieszę się, iż podoba ci się nowy rozdział.
Sama po skończeniu pisania dostrzegłam różnicę między tym rozdziałem a poprzednimi. Szczerze? Jestem z tego faktu trochę niezadowolona ale zakładam, że powodem tego jest długa przerwa w pisaniu.
Może uda mi się powoli wracać poprzedniego ja? ;)
Cudowny niedawno znalazłam twojego bloga część opowiadania czytałam na wattpadzie ale móc przeczytać druga księgę jest czymś wspaniałym. Poprzedni rozdział 14 był fajny ale ten jest o wiele lepszy. Już nie mogę się doczekać co będzie dalej. Mam nadzieję że next pojawi się szybko. Pozdrawiam i życzę dużo dużo weny i nadal pisania tak świetnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńŻycie wróciło do normy - bedzie kolejna księga !!!!
OdpowiedzUsuńI'm happily. :)