20.12.2015

Rozdział 2.


Isabell. 





Cały dzień spędziłam w swojej sypialni na planowaniu ślubu swojego i Jonathana. Założę, że nie mógł ze mną wrócić do Nowego Jorku, ale rozumiem, że musiał zostać w domu. Podobno chodzi o jakąś sprawę Clave. Nie zagłębiałam się w szczegóły. Ufam mu bezgranicznie. No dobra może nie, aż tak bardzo, ale ufam.

Mój ukochany obiecał mi, że dołączy do mnie tak szybko, jak się tylko da. Nie mogę się doczekać, by go znów ujrzeć. Boże Iz, kiedy stałaś się taka ckliwa?

- Muszę ograniczyć taką ilość herbaty ziołowej. - Mruknęłam, pod nosem.

Wzięłam kubek z szafki nocnej i wstałam z łóżka, po czym Podeszłam do okna, które otworzyłam. Wychowałam się przez nie i wylała resztę napoju przez okno.

- Nigdy więcej, nie wezmę tego świństwa do ust. - Warknęłam do siebie, odkładając naczynie na parapecie i zamykając okno, by nie wpuścić zbyt dużej ilości chłodnego powietrza.

Szybko podchodzę do łóżka, zbieram porozrzucane próbki materiałów, zdjęcia oraz kartki z notatkami i wkładam wszystko do pudełka, stojącego na komodzie.

Pokaże wszystko Clary, jak w końcu się zjawią. Mam nadzieje, że pomoże mi wybrać suknie. Nie mogę się zdecydować. Chociaż, jak się tak nad tym głębiej zastanowić, gorzej będzie wcisnąć Jonathana, w krawat nie mówiąc o pełnym garniturze. To będzie wyzwanie, w sam raz dla mnie!



Clary. 





Gdy wylądowaliśmy, dostałam zawroty głowy. Trochę mnie to zdziwiło, bo nigdy mnie to nie spotkało. Po chwili uspokoiłam oddech i wszystko minęło.

W momencie, gdy zaczęłam się rozglądać, wokół siebie dostrzegłam, że wylądowaliśmy w bibliotece. Regały z książkami sięgały kilkumetrowego sufitu. Do każdego piętra regałów — Myślę, że to około trzech metrów — prowadziły kręcone schody przymocowane do antresoli. Bliżej nas stały kanapy i dwa fotele, otaczające w pewnym stopniu kominek. Bliżej okna, z którego widok pada na miasto, stał pomnik naszego ojca, Anioła Ithuriela. Cały wystrój składał się z ciemnych mebli. Ściany były pokryte ciemnym drewnem i farba koloru écru. Jedyną rzeczą, która je oświetliły były wypalone i wyrzeźbione runy na ścianach.

Nagle poczułam jak Jace, kładzie swoją dłoń na moich plecach i przyciąga bliżej siebie.

- Myślałem, że zrobią specjalne powitanie, ku czci mojej osoby. - powiedział blondyn, z udawanym rozczarowaniem. Zaśmiałam się cicho pod nosem.

- Jakie to przykre. - Starałam się to powiedzieć, sarkastycznie nie się śmiejąc. Niestety, chichot nie chciał ustąpić.


- Bardzo zabawne. - Szepnął mi do ucha, przez co przeszły mnie po plecach ciarki.

Jakoś się nieswojo czułam w tym miejscu. Wiem, że to tak naprawdę dom moich przyjaciół, jak również jestem świadoma tego, że Jace jest z tym miejscem bardzo związany. W końcu tu spędził znaczna ilość swego życia. Jednak zastanawia mnie, jak ono tu wyglądało, zanim poznał mnie, zanim przybył do mojego domu.

- Clary! - Usłyszałam jak że mi dobrze znany, pisk mojej przyjaciółki.

Odwróciłam się w stronę dziewczyny tylko po to, by ją zobaczyć, pędzącą w moją stronę i doznać szoku.

Nigdy nie sądziłam, że ją czeka, chwila przesadzanie z doborem stroju, ale przeszła siebie.

Zawsze była ubrana naprawdę świetnie i odważnie, ale nie tak, jak dziś. Nigdy jej takiej nie widziałam. Była ubrana cała na czarno w top przypominający krótki gorset wysadzany kryształami na miseczkach. Był bez ramiączek w mocno wycięty w serce. Spodnie miały wycięte dziury. Przez krótki top i biodrówki, prawie cały jej brzuch był widoczny. Wszystko dopełniły botki na zabójczo wysokiej koturnie, wysadzane z tyłu ćwiekami. Makijaż był bardzo ciemny, a włosy rozpuszczone oraz narzuconą na ramiona skórę. 




- Isabell! - Również pisnęłam i zaczęłam podążać w stronę szatynka.

- Jace! - Rozbrzmiało wołanie blondyna. Obie się zatrzymaliśmy i spojrzałyśmy na mojego męża jak na idiotę.- No co? Przecież tu jestem.

Obie przewróciliśmy oczami i się roześmiałyśmy w tym samym momencie.

Przytulając Izz poczułam, że właśnie znalazłam coś, czego brakowało mi przez ostatnie kilka dni. Brakowało mi jej obecności i zakładam, że również nieustannego ględzenia. Muszę przyznać, iż często się zastanawiam, jak mój brat z nią wytrzymuje. Jest kochaną i oddaną przyjaciółką, która umie słuchać, na ogół. Ale ma również trudny charakter, który trudno poskromić.

Gdy mnie już puścił, podeszła do Jace'ego i się z nim przywitała.

- Jace, nie obraź się, ale ... przerobiłam trochę twój pokój, tak abyście mogli razem tam mieszkać.- Oznajmiła uradowana. Patrząc na blondyna, od razu dostrzegłam na jego twarzy przerażenie. - No wiecie, trochę dziwnie by było, gdybyście mieli osobne pokoje.

- Isabel, co zrobiłaś?! - No i pięknie. Ktoś się tu wkurzył.

- No co? Wolałam to od patrzenia na migdalącego się Aleca z Magnusem. Mówię wam, czasem jest to dziwne i to bardzo. - zaczęła się bronić, a blondyn Prychnął na jej słowa.

- Jasne? - mruknął. - Na pewno, nie mogłaś się powstrzymać i musiałaś zobaczyć co taki bóg, jak ja ukrywa w swoich szafkach.

- Nie znalazłam nic ciekawego, poza kilkoma śmieciami, książkami i paczkami...

- Isabel! - Wydał się Jace, a mi się chciało śmiać.

- No co? - Warknęłam.- Zamiast się na mnie wydzielać, mógłbyś mi chociaż podziękować! - Dziewczyna zaczęła wrzucać ręce do góry.

To przedstawienie można by spokojnie wydać w jakiejś komedii. Mimo że ta sytuacja była dla mnie dość niezręcznie, ale za to zabawna. W sumie Jace mógł zareagować trochę delikatniej, ale rozumiem go. Sama bym nie chciałabym, by ktoś grzebał w moich rzeczach, czy robił przemeblowanie w mojej sypialni bez mojej wiedzy. A zwłaszcza wiedząc, że maczała w tym palce Isabel, spokojnie można się spodziewać najgorszego.

- Wiesz co Jace? - Zaczęła szatynka. - Zanieś walizki do waszej sypialni, a ja oprowadza Clary po instytucie.- Chłopak zaczął mordować dziewczynę wzrokiem.

- Sam chcę to zrobić. - Mruknął blondyn.

- Chyba śnisz. - Zaśmiała się mu prosto w twarz.

Dobra, chyba czas to zakończyć, za nim się po zabijają.
- To moja żona...!

- A moja przyjaciółka...! - powiedzieli jednocześnie.

- Dość! - Krzyknęłam, przerywając im. - Jeśli macie zamiar się kłócić to beze mnie! - wydałam się na oboje. Ta kłótnia zaczęła się robić bezsensowna. Nawet nie wiem, już o ci się kłócą. O mnie czy sypialnie? Po prostu konna z nimi zwariować.


***



Iz pokazała mi chyba znaczna część Instytutu. Cieszę się, że doszli do porozumienia po moim mały wykładzie. Myśląc nad tym, mam wrażenie, że zachowała się w stosunku do nich jak matka, karcąca za złe zachowanie swoje dzieci. To takie dziwne, ale czeka mnie już za nie długo.

Idąc korytarzem w stronę kuchnie gdzie wszyscy mamy się spotkać na obiedzie, Iz opowiada mi o przygotowaniach do ślubu i o tym, że tęskni za moim bratem. Na pomniała mi również o tym, że ma problem z wybraniem sukni i poprosiła mnie o pomoc. Naprawę się ucieszyłam na wiadomość, iż zależy jej na mojej opinii.

- Isabell! - ktoś zawołał moja przyjaciółkę.

Zatrzymałyśmy się i o obróciłyśmy przodem do jakieś dziewczyny. Jakoś jej nie kojarzę. No cóż nie dziwie się. Dopiero od niedawna nadrabiam to, co straciłam, przez latam, będąc zamknięta w posiadłości.




Okazało się, że to szczupła i wysoką blondynka o kręconych włosach i ciemnoniebieskich oczach. Makijaż idealnie podkreślał jej delikatną urodę.

- Isabel. Nareszcie cię złapałam. - Zaczęła delikatnym głosem. - Wież może czy Tom wróci do Instytutu w tym tygodniu?

- Słyszałam, że nie wraca. - Rzuciła szybko Iz. - Wież co, teraz to ja mam pytanko. - Znam ten ton, Iz. Co ty kombinujesz? - Co się tak odstawiłaś? - Przymrużam oczy i zetknęłam na szatynkę. Myślałam, że to będzie coś...

- Odezwała się ta, która ubrała się w same łachmany. - Mruknęła złośliwie blondynka. Czuje się dość wycofana przez ich rozmowę. Może przez to, że się nie znamy.

Dopiero teraz dostrzegłam, w co jest ubrana dziewczyna.

Miała na sobie krótki czarny top z zamkiem pośrodku, czerwonoczarną spódniczkę, którą również przyozdabiał zamek. Jej stopy ozdabiały wysokie, czarne botki na koturnie wiązane z przodu i ozdobione ćwiekami z tyłu. Jej złota biżuteria składała się z pierścionka i bransoletki.




Muszę przyznać, że wygląda bardzo ładnie. Biorąc pod uwagę to jak we dwie, są ubrane, mam ochotę schować się pod stołem i stamtąd nie wychodzić. Ale również wiem, że w podobnym stroju nie czułabym się za dobrze.

- Daruj sobie Jo. - Zaśmiała się Isabel. - I gadaj, o co tu chodzi.

Dziewczyna uniosła brwi, spoglądając na moją przyjaciółkę jak na idiotkę.

- To chyba oczywiste! - Jo, powiedziała jak do osoby niepełno sprawnej umysłowo. - Przecież dzisiaj Jace wraca! - Zamarłam, słysząc imię swojego męża. Co ich łączyło a może łączy? - Muszę jakoś wyglądać, by go odpowiednio przywitać.



________________________________________________________



Mam nadzieje, że chociaż wam się ten rozdział spodobał, bo według mnie jest kompletnie do bani.
Z góry przepraszam, że nie dodała go wcześniej (Tak szczerze to był gotowy od ponad tygodni), ale nie miała zbytnio, jak.

Proszę was o komentarze! Coś jest ich mało!


Pamiętaj! Czytasz, komentuj!


1 komentarz:

  1. No to teraz mnie zabiłaś!!
    Co ona ma wspólnego z Jace'em?!?!?!?!?!?!
    Jeśli szybko nie dodasz nowego rozdziału to chyba ci coś zrobię! Czekam!

    PS. Oczywiście jak zwykle: ŚWIETNIE !!!

    OdpowiedzUsuń