2.01.2015

Rozdział 15

Clary



Kolejne dni przeszły w tym samym rytmie. Pobudka, śniadanie, trening, obiad, pomoc tacie w organizacji przyjęcia (uparłam się i go tym męczyłam, po jakimś czasie w końcu uległ.), Kolacja i czas wolny.

W końcu nadszedł dzień balu. Strasznie się denerwuje. Mam wrażenie, że odkąd się obudziłam coraz bardziej to po mnie widać. Szkoda, że Jace'ego zobaczę dopiero na przyjęciu. Na pewno umiałby mnie uspokoić, przynajmniej skuteczniej od Izz.

- Weź, się ogarnij, bo z tond słyszę łomotanie twojego serca. - Tak to wygląda w wydaniu mojej przyjaciółki. - Ale tak poważnie nie wiem co mam założyć.

 Zaczęłyśmy się rozglądać po garderobie. Ja wcześniej wybrałam zwiewną błękitną jak niebo sukienkę sięgającą do ziemi, bez ramiączek i kremowe buty na obcasie. Tata przyniósł mi naszyjnik z SZAFIREM MOJEJ MAMY. Miała go na sobie podczas swojego balu zaręczynowego. Niestety jest to beznadziejna tradycja rodu Morgensternów. Do tego dobrałam kolczyki, które są w rodzinie od pokoleń i moją ulubioną bransoletkę. Wychodzi na to, że cała biżuteria jest z szafirami i małymi diamencikami. Włosy upnę w warkocza dobieranego idącego znad lewego uch na prawą stronę głowy. Sądzę, że całość będzie wyglądać idealnie.


 
- Naprawdę nie mogę się zdecydować. - Zaczęła jęczeć. Pokazując mi dwie sukienki. Jedna czerwona bez ramiączek z dłuższym tyłem ciągnącym się po ziemi i różowa z ramiączkiem po jednej stronie. Ta druga sięga do połowy ud.

-Czerwona. Zdecydowanie. - Pokiwała głową.

Dziewczyna dobrała do sukienki sandałki na obcasie i kolczyki wraz z naszyjnikiem w kształcie serduszek. Włosy zaczęła upinać w warkocz dobierany po jednej stronie na tle loków, które wcześniej zakręciła.

Cały dzień tak spędzamy na szykowaniu się. W sumie nikt by mnie nie wypuścił z pokoju. Spotkanie Jace'ego przed zaręczynami i ślubem podobno przynosi pecha. Idiotyczny przesąd. W sumie to bardziej tradycja, ale kto ich tam wie.

Około południa poszłam na górę trochę porysować. Przez okno mogłam zobaczyć, jak są robione ostatnie poprawki. Na moście nad strumykiem w grodzie dostrzegłam blondyna w garniturze. Wygląda dość niedbale, ale uroczo. Po dłuższym przyglądaniu zorientowałam się, że to mój ukochany wpatruje się w wodę, opierając się o barierkę. Wygląda na lekko skołowanego lub zdenerwowanego, ale jest możliwość, że intensywnie się nad czymś zastanawia.

Jace


Dzisiaj wstałem ze świadomością, że ten dzień jest jednym z najważniejszych w moim życiu. Od razu wziąłem prysznic i niedbale włożyłem czarny garnitur. Nie mogę uwierzyć, że za kilka godzin praktycznie będzie moja.

Wychodzę z pokoju, aby trochę odetchnąć. Kieruje się po schodach na dół.

- Proszę pana. - Przedrzemaną staje jedna z pokojówek. - Pan chce pana widzieć. - Lekko dyga i znika za zakrętem.

Ciekawe czego chce Valentine. Skoro muszę, to zbaczam ze ścieżki wcześniej przez siebie wyznaczonej i idę do jego gabinetu. W końcu docieram na miejsce. Przez kilka ostatnich dni, dobrze poznałem to miejsce. Przestałem się czuć nieswojo i w ogóle. Pukam w ogromne drzwi i wchodzę do środka. Mężczyzna siedzi za dużym, mocnym biurkiem. Chyba mahoniowym. Pokój, jest dość duży. Na ścianie za nim widnieje duży obraz z o ile wiem Jockline. Jest też kilka regałów z książkami, foteli i okrągły stolik. Pomieszczenie jest dość przytulne.

- Chciałeś ze mną porozmawiać. - Odzywam się pierwszy. Valentine spogląda na mnie i wskazuje, jeden z foteli przy biurku. Siadam naprzeciwko niego.

 - Owszem mój chłopcze. - Zaczął wysuwać jedną z szuflad i wyciągną z niej małe pudełeczko. Postawił je naprzeciw mnie i delikatnie otworzył. W środku znajduje się przepiękny złoty pierścionek z kilkoma kamieniami szlachetnymi. Wygląda na stary, ale bardzo ważny. - Jest to pierścionek zaręczynowy Jocklin, mojej mamy, babki i tak dalej. Jest w rodzinie od stuleci. A teraz z kolejną tradycją powinna go dostać Clary.

- Myślałem, że go powinien dostać Jonathan.

- Dlaczego tak uważasz? - Zaciekawił się.

- Ponieważ nadal by był w rodzie...

- Cóż, trafne zauważyłeś chłopcze. Ale to się inaczej, wiąże w jeden koniec. Zobacz na to w inny sposób. Ja jestem przywódcą kręgu tak jak mój ojciec i dziadek a ty nim się staniesz za kilka lat. Pierścionek idzie po linii przywódców.

- To nie zrozumiałe.

- Dużo rzeczy takie jest, ale w końcu nabierają sensu. Jeszcze się o tym przekonasz. - Uśmiechnął się do mnie ledwie zauważalnie i popchnął pierścionek w moim kierunku. - A teraz wyjdź. Mam dużo pracy.

Chwytam pudełeczko i zgodnie z poleceniem wychodzę. W końcu udaje mi się wyjść z tego domu. Kieruję się do ogrody, a ściśle biorąc na mostek. Opieram się o barierkę i zaczynam przyglądać się pierścionkowi. Jak mam to zrobić? Co powiedzieć? W którym momencie uklęknąć? Przydałby mi się teraz tata lub mama. Oni zawsze wiedzą co powiedzieć i jak dobrze doradzić. Mama z pewnością powiedziała, abym słuchał głosu serca a ojciec po długim wykładzie, powiedziałby w końcu „Idź na żywioł. Zawsze to działa”. Za każdym razem to mówi i to działa. Może powinienem tak postąpić? Tylko boje się, że jak ją zobaczę, będę miał kluchę w gardle i nic nie wykrztuszę. Dobra Jace ogarnij się!!! Zaczynasz myśleć jak baba!!! Jesteś zabójczy to ona, powinna paść na twój widok!!! Młody bóg w nowej generacji, tej znacznie lepszej!

-Dobra, kiedy bym cię nie znał, pomyślałbym, że się dzieje. - Rozległ się głos Aleca.

- Weź pod drogi przyjacielu, że ten cymbał za godzinę powinien się oświadczyć. Wiesz liczę na nie zapomniane szoł. - Kolejny głos. Irytujący, a zarazem jego właściciel jest totalnym imbecylem. Zgadza się to Jonathan.

Odwracam się do przyjaciół.

- To wy dlatego wyglądacie jak BARBIE. Myślałem, że to bal przebierańców. Może zdążę jeszcze wypożyczyć strój, no, chyba że mi któryś pożyczy własny. Zakładam, że będę o niebo lepiej w tym wyglądał od was dwóch razem wziętych. - Odgryzłem się, po czym uśmiechnąłem jak anioł.

- A chcesz się założyć, że masz rację. - Zaczął mój prabati.

- Do tego trochę różu i żadna ci się nie oprze. - Dociął się blondyn.


Clary



Wyszykowana zaczęłam się kierować do sali balowej. Mam wejść, wejściem na piętrze, a potem na oczach wszystkich zejść po schodach. Żołądek zaczyna mi wariować ze zdenerwowania. Jeden z kamerdynerów otwiera przedemną dwuczłonowe ogromne drzwi. Wchodzę na mały balkonik, z którego po oby stronach wiją się ogromne schody. Wybieram prawe. Kiedy staje na ich początku, oczy wszystkich są zwrócone na mnie. W tłumie gości dostrzegam najbliższych. Ale szukam dalej. W końcu dostrzegam bezpośrednio skupione oczy na mnie, należące do Jace'ego. Chłopak podchodzi do schodów. Widząc go, nabieram powietrza i się lekko uspokajam, ale moje serce zaczyna walić jak oszalałe. Robię w końcu pierwszy krok i po chwili docieram do chłopaka.

- Przepięknie wyglądasz. - Szepcze mi do ucha, kiedy jestem blisko niego.

- Ty też niczego sobie. - Blondyn wyszczerza zęby.

Chwytam go pod ramię i idziemy na środek parkietu. Wiem, że ta chwila nastąpi za chwilę. Biorę głęboki oddech. Zaczyna grać melodia do Walca. Na początku zaczynamy tańczyć. Następnie dołączają się inni. Nagle nadszedł czas na brud. Jace wykonuje ruch, a następnie, NIE WIERZĘ, ukląkł z małym pudełeczkiem, w dłoniach otwiera je, nabiera głęboko powietrza i zaczyna.

- Clarisso Adel Morgenstern, chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo cię kocham...- Zaczął długą przemowę, ale j tylko byłam w stanie na niego patrzeć. - Dlatego uczyń mi ten ogromny zaszczyt i zostań moją żoną.

Moje serce po tych słowach przyspieszyło, jag by to było w ogóle możliwe. Do moich oczu napłynęły łzy, ale jedyne co udało mi się wykrztusić to …

- Tak.

Chłopak zerwał się z podłogi, przytulił mnie mocno i zaczął kręcić tak jak wtedy nad jeziorem Lyn. Po chwili nałożył na mój palec, przepiękny pierścionek a ja go namiętnie pocałowałam, nie przejmując się publicznością. Dobrze go znam. Należał do mamy. Nagle poczułam lekką pustkę w sercu. Pewnie spowodowaną jej brakiem.

Po kilku godzinach wszyscy byli kompletnie pijani, ale bawili się w najlepsze. Mój narzeczony, zaciągną mnie na parkiet. Nagle rozbłysło się oślepiające światło. Wyłonił się z niego rudowłosy mężczyzna-Dylan. Spojrzał się na mnie, a ja poczułam ogromny ból i nagle nic, kompletna pustka jak wtedy.

Jace.


Clary  nagle mdleje. W ostatniej chwili ją łapie. Rudowłosy podchodzi do nas. Podobno nie powinien mieć możliwości tu się dostania. Więc jakim sposobem. Co tu do cholery się dzieje?!!! Nie mogę się poruszyć ale nadal trzymam ukochaną w ramionach. Z tego co mogę zobaczyć to wszyscy na sali mają ten problem. Dylan nagle do mnie podchodzi i odbiera mi Clary.  Nagle oboje znikają w jaskrawym świetle. Czuje się jak kompletny nie udacznik. Pozwoliłem na to!!! 



Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba. Zachęcam do komentowania i pozdrawiam. Mam nadzieje, że będzie dużo komętarzy. ;-)* 

3 komentarze:

  1. Wow. Pierwszy raz czytam twojego bloga i przyznam, ze jestem mile zaskoczona. Czekam na next. Kiedy on bedzie? Nie moge sie doczekac. Twoj blog jest super. Do nexta. <3. Julia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział powinien ukazać się dzisiaj.
      Pozdrawiam i życzę miłego dnia. ;-)*

      Usuń
    2. Woooow !<3 Romantyczny, a zarazem podniecający ! <3 Czekam z niecierpliwością na NEXT !!!

      Usuń