18.01.2015

Rozdział 21



Jace





Leniwie rozsuwam powieki. Clary śpi wtulona we minę. Jest taka delikatna i urocz. Spoglądam na zegarek stojący na szafce nocnej 10:54. Kurde!! Zebranie kręgu jest o 11:30. Mam pół godziny. Próbuję delikatnie przesunąć Clary, tak aby jej nie obudzić. Jej głowę ostrożnie kładę na poduszce.
Dziewczyna przekręca się, w momencie, kiedy ja wstaję z łóżka.

- Co się dzieje? – Mamrocze tym swoim anielskim głosikiem.

- Nic kochanie. Śpij dalej – Całuję ją w czuło i udaje się do łazienki. Biorę szybki prysznic i myję zęby. Po czym udaje się do garderoby i wkładam czarny garnitur i układam włosy w zabójczo idealną fryzurę. Jest za pięć wpół do. Szybko całuję ukochaną na pożegnanie, a ta życzy mi powodzenia.

Idę, a praktycznie biegnę przez kortaże do wyznaczonego miejsca. Kilka razy skręcam i kiedy docieram tam, gdzie mi kazano. Widzę ogromne ciężkie, podwójne metalowe drzwi. Mają kolor złota i bogate ornamenty. Otwieram je i z chodzę w dół po spiralnych, kamiennych schodach. Na dole widnieje ogromna sala a w centralnym jej punkcie stoi ogromny okrągły stół. Przy nim siedzą już wszyscy członkowie kręgu. Morgenstern, Lightwoodowie, moi rodzice - Herondaleowie, Waylandowie i Lucjan Garstarirs, jest chyba prabati Valentine.

Wszystkich wzrok skierował się na mnie. Valentine skiną mi głową na znak przywitania. Stanąłem za mężczyznom i przejechałem wzrokiem po całym pomieszczeniu. Pokój jest surowy i oświetlany jedynie przez kilka pochodni i runicznych kamieni. Wszyscy są ubrani na czarno. W większości w stroje bojowe. Przypomina mi się zdjęcie, widniejące w gabinecie ojca przedstawiające wszystkich członków kręgu za młodu. Wraz z mamą Clary Jockline. Piękna kobieta. Moja narzeczona bardzo ją przypomina.

- A więc wszyscy już jesteśmy. –Rozległ się władczy głos Valentina.

Mama spogląda na mnie z dumą. Czuję jak kąciki moich ust lekko drgnęły.

- Valentine, co się dzieje. Wiadomości była tajemnicza. – Odzywa się Lucjan.

- Zakładam, że się domyślacie. Powiem tylko jedno. On wrócił!!! - Nagle wszyscy zaczęli szeptać.

- Przecież to możliwe!!! Został zgładzony. – Tym razem to kobieta.

-TAK!!!

-Dokładnie

- Spokój!!! – Morgenstern uderzył pięścią w stół. Wszyscy ucichli. – Musimy zdecydować, co robimy. Jak go pokonać.

- Proste! Wojna! – Mój ojciec zachowuje się jak nie on.

- Dokładnie. Trzeba zdecydować, tylko kiedy!!! – Hoge wstał z krzesła. – Proponuję zacząć planować to od razu. Nie możemy mu popłacić, tego, co zrobił!!!

Wszyscy z hukiem biegną do ataku. Wykrzykują imienia Serfickich ostrzy, które zaczynają świecić. Armia Dylana jest głównie złożona z wielu demonów. Duża ilość z nich jest mityczna lub starożytna, znajdują się w niej również Nocni Łowcy – ZDRAJCY!!! Słychać uderzenia metali o metal, jęki i krzyki. Widzę już lejącą się krew, ale nadal rozglądam się za nim. Nie widać go na horyzoncie. Clary!!! Nagle mnie oświeciło…

- Jace! – Wzdrygnąłem się. Okazuje się, że to mama. Wyrwała mnie z zamyśleń. Dotyka mojego policzka. – Skarbie wszystko w porządku?

- Oczywiści. – Kłamie i robię wymuszony uśmiech.

Nagle do moich uszu dochodzi, wyraźny krzyk, a raczej wrzask.



Clary




Kiedy się ponownie budzę Jace’ego, nie ma już w pokoju. Przeciągam się leniwie i wstaję. Podchodzę do okna i moim oczom ukazuje się piękny pejzaż jeziora, gór i zielonego ogrodu. Zauważam mojego brata wraz z Emilii, na spacerze. Wyglądają na takich szczęśliwych. Muszę przyznać, ślicznie ze sobą wyglądają. Brunetka ostatnio wspominała, że niedługo będzie musiała wrócić do Nowego Jorku. Podobno ma to związek z jej młodszym bratem Simonem.

Idę do łazienki i szybko wykonuje poranną toaletę. Opatulona dużym białym ręcznikiem przemykam do garderoby. Ubieram czarne spodnie i białą bokserkę z nadrukiem, do tego sięgam czerwoną koszulę w kratę oraz czarne tenisówki za kostkę. Ze szkatułki wyciągam czarno srebrną biżuterię.

Czuję i słyszę, jak burczy mi w brzuchu. Śniadanie dawno już minęło więc muszę iść do jamy grozy. Mam nadzieję, że Samuel jeszcze nie wrócił, bo jeżeli tak to nie mam co liczyć na cokolwiek, aby zaspokoić głód. Wtedy niestety głoduję do obiadu. Dobra raz kozi śmierć.

Idę powolnym krokiem przez korytarze. Mam tylko jeden cel KUCHNIA. Nagle czyje jak ktoś łapie mój nadgarstek i pociąga. Pisnęłam z zaskoczenia.

- Dobra wyluzuj! To tylko ja! – Znam ten głos. Odwracam się i oczywiście, mogłam się tego spodziewać. Izz.

- Isabel! Zwariowałaś?! – Dziewczyna wygląda na skruszoną.

- Okej. Dobra, o co chodzi?! – Unoszę brwi.

- Izz!!!

- No dobra wyluzuj. Chciałam ci pokazać nową sukienkę, którą założę na święto zmiany pory roku… Poczekaj chwilę, a ja ją szybko ubiorę.

- Tylko szybko! - Pogoniłam ją. Dziewczyna się tylko uśmiechnęła i zniknęła za parawanem.

Muszę przyznać, że pierwszy raz jestem w jej pokoju. Jest dosyć przytulny. Królują tu ciepłe barwy brązu i bladej pomarańczy. Widnieją również niebieskie akcenty. Muszę przyznać, że tu jest strasznie czysto, w sumie zbyt czysto. Normalnie w pokoju Izz wszystko się wszędzie wala i pełno jest brokatu i pudru na ścianach.

- Okej tylko szczerze, powiedz, co sądzisz. – Przewróciłam oczami.

- Dobra. Okej. – Mówię zrezygnowana.

W sumie całkiem zapomniałam o świętach. Co ja mam założyć?! Mam koszmarny dylemat. Ok, później będę się tym martwić.

Isabel powoli wyszła z za parawanu. Podeszła bliżej mnie i kilka razy pokręciła się, w okuł własnej osi. Przebrała się w różową sukienkę bez ramiączek z falbankami luźno zwisającymi, z przodu i z tyłu. Tył sukienki jest praktycznie do kostek. Wszystko dopełniła srebrnymi sandałkami na obcasie. Muszę przyznać, że wygląda szałowo.

- I jak? – Pyta niepewnie.

- Izz. Wyglądasz prześlicznie.

- Co nie? – Marszczę czoło. – Wiem, wiem. Po prostu musiałam to od kogoś usłyszeć. – Próbuję zdusić śmiech, choć dosyć kiepsko mi to wychodzi. Wychodzi na to, że Isabel się zaczyna rozkręcać. – A ty co masz zamiar włożyć? – Musiała poruszyć ten temat?

- Szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia.

- Powaga? – Wydaje się zaskoczona.

- Pewnie jedną z tych sukienek, które wiszą w mojej szafie. – Wzruszam ramionami. – Dobra Izz. Pogadamy później. Naprawdę umieram z głodu.

- Trzeba było spać dłużej. – Sarkazmu nie da się przeoczyć.

- Nie moja wina! Pierwszy raz tak zaspałam.

- Mhm.

- A to, co ma być?

- Nic, nic. – Obróciła mnie plecami do siebie i dosłownie wypchnęła z pokoju i zatrzasnęła drzwi przed nosem.

Wzdycham ciężko i w końcu idę po coś do przekąszenia. Idąc korytarzami, coraz wyraźniej słyszę dużą ilość głosów. Z chodzę po schodach i przekręcam głowę w prawo. Kompletnie już zapomniałam o głodzie. Te głosy mnie przyciągają. Po sekundzie orientuję się, że stoję przed podwójnymi metalowymi drzwiami, które zdobią orna męty. Przeszywa mnie dziwne uczucie i dreszcz.



Dylan




Tak jak poprzedniego dnia, stoję w swoim laboratorium przed studnią i kręcę nad nią rękami. Muszę wiedzieć co szykują. Zamykam oczu i zaczynam szeptać.

- Monstro quod ipse non potest. Potentia et donum. Show desiderium meum et cynosura. Volo videre, et quid est. Sit quae prophetasti ut. Otoni orbis in tenebris. Convenient omnes, stabunt et mittere non oritur. Sit polus die !!!!

Przeszywa mnie to samo okropne uczucie. Tyle że tym razem czuje dodatkowo okropny głód. Co ta dziewucha wyprawia. Poco się głodzi. Gwałtownie otwieram oczy i widzę, jak z chodzi po schodach. Do uszu dochodzą dziwne dźwięki. Coś jak by kłótni. Próbuję przejąć kontrole nad jej ciałem, ale czuje jak się opiera. Udaje mi się jedynie dojść do dużych podwójnych drzwi. Zaczynam czuć ból. To idiotka zaczęła się kulić i krzyczeć. Zaczynam z nią walczyć. Opiera się.



Jace




Dobrze znam ten głos. Clary. Moje serce gwałtownie przyspieszyło.
Rozglądam się do okoła. Widzę, że nie tylko ja to usłyszałem. Zrywam się z miejsca jak oparzony i wybiegam z Sali. Moim oczom ukazuje się skulona na ziemi Clary. Rzucam się obok niej i próbuję uspokoić. Przytulam ją i szepcze do jej ucha.

- Ćśś. Jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze… - Głaszcze ją po głowie. Nagle lekko się odemnie odsuwa i pociąga nosem.

Głaszcze ją delikatnie po twarzy. Czuje jak się trzęsie. Dziewczyna bez przerwy ma zamknięte oczy.

- Clary, wszystko już dobrze jestem tu. Spójrz na mnie.

Bierze głęboki oddech i gwałtownie otwiera oczy. O mój boże. One są duże i całe czarne. Zero śladu po ich wcześniejszym szmaragdowym odcieniu…



Mam nadzieje, że rozdział się wam spodobał. Zauważcie, że jest dłuższy niż zwykle. Przepraszam, że wczoraj nie dodałam. Po prostu coś mi wyszło. Zachęcam do komentowanie i życzę udanego dnia lub ferii.

PS. Nareszcie ferie!!! : -D


4 komentarze:

  1. Roździał super kiedy next ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Co się stało? Błagam pisz bo umre z ciekawości

    OdpowiedzUsuń
  3. Wooow.... ! Rozdział N I E Z I E M S K I <3 Aż brak słów ! Aww i ten Jace, martwiący się o Clary i ten cholerny DYLAN, KTÓREGO NIENAWIDZĘ ! ZABIĆ GO !!!! Szybciutko nexta !

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszcze co feri. Ja mam dopiero od 16 lutego. Rozdział boski. Dylan okropny. Czyli czekam na next. <3. Julia

    OdpowiedzUsuń