16.01.2015

Rozdział 20



Valentin




Ciężko mi uwierzyć, że Dylan posuwa się tak daleko. Jakim prawem chce skrzywdzić moich najbliższych?! Siedzę przy swoim mahoniowym biurku z kartką papieru przed sobą i Stelą w ręku. W końcu zbieram się w sobie i zaczynam poruszać Stelą po papieże.



Drodzy członkowie kręgu!!!

Pragnę poinformować o zbliżającym się zebraniu KRĘGU, któremu przewodniczę.
Spotkanie odbędzie się w najbliższym czasie (macie dobę na dotarcie od otrzymania ognistej wiadomości) w Iceberg rose. Muszą zjawić się wszyscy członkowie kręgu bez wyjątku. Nieobecność będzie karana wydaleniem ze stowarzyszenia.
Sprawa jest najwyższej rangi. O wszystkim poinformuję podczas spotkania.

                                                                       
                                                                                              Valentin Morgenstern
                                                                                             Przewodniczący kręgu.




Zakańczam wiadomość i na odwrocie kartki rysuję runę. Powtarzam tę czynność kilka razy. Nagle rozbrzmiało, puknie do drzwi.

- Proszę! – Mój głos zabrzmiał, ostrzej niż sądziłem.

Drzwi się otwierają a do gabinetu, wchodzi Jace. Normalnie jak na zawołanie.

- Nie przeszkadzam? – Bąknął.

- Skądże. Usiądź. – Pokazuję ręką na fotel po drugiej stronie biurka. Blondyn wykonuje moje polecenie. Porusza się lekko i z dużą gracją. – Właśnie miałem zamiar kogoś posłać po ciebie.

- W jakiej sprawie? – Niecierpliwy. Zupełnie jak ojciec. Chociaż Stephane jego wieku nie miał takiej charyzmy.

- W sprawie zabrania kręgu. – Oznajmiam. – Chciałbym, abyś jutro towarzyszył mi podczas narady. – Chłopak rozszerza delikatnie oczy. Szczerze ledwo to zauważyłem. – Członkowie kręgu mają nie całą dobę na zjawienie się tutaj. W tym oczywiście twoi rodzice. – Blondyn bierze głęboki wdech. Pewnie nie spodziewał się takiej propozycji. – Jako przyszły przywódca kręgu musisz, nabrać wprawy a co ważniejsze, musisz wiedzieć jak wszystko, się odbywa. Więc bądź przygotowany na jutro… Załóż odpowiedni strój. – Przeczesuję palcami włosy.



Jace.




Siedzę oszołomiony w na łóżku w swoim pokoju. Nie sądziłem, że będę miał taki zaszczyt. Przynajmniej do przejęcia władzy nad kręgiem. Cieszę się, że ma taką możliwość, ale co będzie, jeśli zawalę? Zaczyna się tym martwić. Muzę się uspokoić. W tym celu wychodzę z pokoju i kieruję się do pokoju muzycznego. W jego centrum stoi duży, klasyczny fortepian. Wygląda na antyk. Powoli podchodzę do niego i ostrożnie siadam na stołku przed nim.

Delikatnie muskam opuszkami palców kilka klawiszy i zaczynam grać. Moje ruch na początku są delikatne, ale z każdą chwilą nabierają na sile. Nagle otwierają się drzwi do sali, ale nie zwracam na to uwagi. Za bardzo się skupiam na melodii tworzonej poprzez moje ruchy palców. Zaczynam rozmyślać o słowach mojego przyszłego teścia. O jutrzejszym zebraniu kręgu. Myślę o wszystkim. Intruz siada obok mnie na stołku i dopiero teraz orientuję się, że to moja Clary. Po chwili opiera swoją głowę, o moje ramię a ja dobiegam do końca utworu.


- Hej.- Odzywa się rudowłosa, tym swoim anielskim głosem niewiele głośniejszym od szeptu.

- Hej. – Uśmiecham się blado.

-Coś się stało? – Dopytuje się.

- A co miało, się stać? – Zaczynam się nią droczyć.

- Jace, przecież widzę, że coś jest nie tak. – Dziewczyna przeszywa mnie wzrokiem.

Wzdycham głośno.

- Powiesz mi w końcu? - Nie odpuszcza. Jest czasami taka uparta.

- Więc twój ojciec chce, abym jutro brał udział w naradzie Kręgu… - Opowiadam jej całą rozmowę, a raczej powtarzam słowa jej ojca. – To chyba na tyle.

- Jace to fantastycznie! – Clary uradowana rzuca się mi na szyję i mocno przytula. Po chwili lekko rozluźnia uścisk i spogląda mi w oczy. - Czy to tylko o to chodzi? – Kąciki moich ust lekko drgnęły.

- Nie. Po prostu nie wiem czemu, denerwuje się, że zrobię coś źle. Nie chcę twojego ojca zawieźć, a zwłaszcza ciebie. – Clary kręci lekko głową i ujmuje moją twarz w swoje delikatne dłonie. Moje serce pod wpływem jej dotyku, a zwłaszcza tak czułego, przyspiesza..

- Jace. – Zaczyna bardzo delikatnie i łagodnie. – Nie zawieziesz ani mnie, ani mojego kochanego ojczulka. Posłuchaj. Boć taki kochany, a zarazem stanowczy. Po prostu bądź sobą. To zawsze działa. - Ona zawsze wie co powiedzieć, aby mnie uspokoić. Tak dobrze mnie zna. Można pomyśleć, że to niemożliwe, aby poznać kogoś w tak krótkim czasie, ale tak właśnie się stało.

Dziewczyna patrzy mi głęboko w oczy i nagle jej usta spoczywają na moich. Ten ruch jest zaskakujący, a zarazem taki przyjemny. Powoli zatracamy się tym pocałunku, który z każdą chwilą staje się coraz śmielszy.

- Nie zawiedziesz. – Szepcze z ustami przy moich ustach.

Przyciągnąłem ją do siebie i zacząłem całować ją zachłannie i znacznie bardziej namiętnie. Nagle oboje na siebie coraz bardziej napieramy i lądujemy na podłodze. Po prostu przewróciliśmy się ze stołkiem na plecy. Clary zaczęła cicho chichotać. Zaczęliśmy turlać się w objęciach po podłodze. Jej usta ją taki ciepłe i delikatne, a smakują jeszcze lepiej.



Isabel




Dobra mam dość. Wzdycham ciężko. Jonathan i Alec bez przerwy krytykują moją kuchnię.

- Izz tak z ciekawości. – Zaczyna blondyn. – Co ty gotujesz?

Spoglądam na niego jak na jakiegoś idiotę.

- Poważnie nie widać? – Chłopcy przekręcają lekko głowę w bok. Biorę głęboki oddech. – To jest zup z owocami morza. Przepis dostałam od takiej jednej Fere.

- Isabel bez urazy. – Alec niepewne podchodzi do mnie. – Ale ta zupa, to jakaś zielona maź. – Jonathan wziął odemnie łyżkę i podniósł do góry. Spoglądam na niego ze złością, chyba całkiem widoczną.

- Dziewczyno ja na pewno tego nie zjem. – Brat Clary jest taki irytujący, ale zarazem taki słodki. Izz ogarnij się! Nakazałam sobie. – Ta łyżka jest kompletnie spalona. Można powiedzieć, że ta zupa ją zeżarła. – Faktycznie nie ma szerszej części naczynia. Wzruszam tylko ramionami.

- Tak nie powinno być?

- Nie! – Obaj się odezwali z przerażeniem.

- Dobra poddaje się! – Wymachuję rękami. – W takim razie do powrotu kucharza sami gotujcie!!! – Popchnęłam ze złością obu i gwałtownym krokiem wyszłam.

Zdążyłam jeszcze usłyszeć ich wybuch śmiechu.



Mam ogromną nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Szczerze mi tak średnio wyszedł. Mama nadzieje, że będzie dużo komentarzy. Zachęcam do komentowania i pozdrawiam. ; -3 

PS. Życzę miłego wieczoru i czytania.



4 komentarze:

  1. No oczywiście, że się podobał !<3 Hahhah i ta scena z Isabelle i tą łyżką XDXD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta łyżka padłam!!! :-D Jace i Clary tak romantycznie. Ogułem bardzo fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Isabel i ta jej kuchnia. Chyba to jej najgorszy obiad. Czekam na next. Rozdział boski. Życze weny. <3. Julia

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny roździał oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń