23.01.2015

Rozdział 23


Clary




Goni mnie! Próbuję uciekać. Długa, obszerna suknie w tym mi nie ułatwia. Odwracam się kilka razu, aby upewnić się, że mnie nie goni. No cóż nie widzę go. Zmrok i drzewa mogły mu pomóc w ukryciu się . Jedyne co słyszę tu dudnienie własnego serca i szybki płynięcie krwi w żyłach. Nagle trzask. Zaczynam się bać. Co się stanie, jeżeli mnie dopadnie?! Umrę, przeżyję a może, będę torturowana? Chyba że wszystko na raz. Próbuję przyspieszyć. Potykam się o skrawek materiału sukni i upadam na ziemię. Szybko się podnoszę i z powrotem zaczynam biec, ale tym razem trochę wolniej. Nagle ktoś łapie mnę za nadgarstek i mocno pociąga. Znów upadam. Wiem, że mnie złapał. Czyje jego oddech na moim karku.


- Już mi nie uciekniesz. Jesteś moja i tylko moja. – Jego głos przyprowadza mnie o ciarki.

Pociąga mnie do góry i unieruchomił. Skóra zaczyna mnie coraz bardziej piec w miejscu jego dotyku. Zaczynam się teraz naprawdę bać. Nie mogę się przez chwile ruszyć. Coś mnie sparaliżowało. Kiedy odzyskuje władzę na ciałem, zaczynam się z nim szarpać. Jeszcze bardziej ściska moje ręce, kompletnie nie mam szans, na jaki kol wiek ruch. Delikatnie muska moją twarz. Pod moje gardło podchodzi żółć. Z każdym jego dotykiem robi mi się coraz bardziej nie dobrze. Podejmuję kolejną próbę ucieczki. I znów nic. Cholera!!!

- Skarbie, nawet nie próbuj. – Biorę głęboki oddech. Chcę mu odpowiedzieć, ale nie mogę wykrztusić ani jednego słowa.

Słyszę szelesty liści i trzaski gałęzi. Zastanawia mnie, dlaczego stoimy w miejscu. Dookoła nas zaczynają się zbierać całe stada demonów. Wśród nich dostrzegam moich najbliższych, którzy przyglądają się mi z pogardą. Nie wierzę. Dlaczego tam stoją? Dlaczego odwracają się przeciwko mnie? Po moich policzku spływa jedna łza. Kręcę głową i przypatruje się im. Nagle Łowcy, występują o krok w moim kierunku. Teraz dostrzegam, że ich oczy są całe białe a wyrazy twarzy pozbawiona życia. Czuję ukucie w sercu. Mam ochotę płakać, ale powstrzymuję tę reakcję.

Czuję jak Dylan kiwa głową i jeden z demonów naskakuje na Valentina. Z moich ust wydobywa się krzyk. Demo chyba jeden z mitycznych rozszarpuje mojego ojca, a ten nawet się nie broni. Chcę do niego podbiec, pomóc mu, walczyć w jego obronie, ale nie mogę. Wdaję kolejne krzyki, ale to nic nie pomaga, zaczynam szlochać. Moje serce boli.

- Oddaj mi swoją moc!!! – Wrzeszczy o mnie ciemność.- Oddaj mi ją albo i oni podzielą los twego ojca. – Warknął.

- Nie mam żadnej mocy!!! – Zaprzeczam i odwracam głowę w jego kierunku.

Rudzielca oczy płoną nienawiścią. Ten mężczyzna jest coraz bardziej przerażający. Nie wiem co mam robić.Splunął i szarpnięciem obrócił mi twarz.

- Maleńka. Skoro tak chce się bawić. – O nie!!! Nie znowu!!!

Mężczyzna uśmiecha się mrocznie, a kolejne demon atakuje… NIE!!! TYLKO NIE ON! BŁAGAM!!! Kolejny demon tym razem o ile się nie mylę to Abbadon. Naskakuje na Jace’ego i zaczyna go rozszarpywać. Wrzeszczę i krzyczę, aby przestał, ale moje działania idą na marne. Już więcej nie zniosę. Kolana uginają się pode mną. Upadam na ziemie, płacząc a moje serce, boli jak nigdy. Mężczyzna mnie nie powstrzymuje, szybko wstaje i biegnę do ciała ukochanego. Wiem, że moje serce krwawi, jest rozdarte na miliony kawałeczków. Właśnie straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Delikatnie palcami muskam jego twarz. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Postarać się bardziej coś zrobić. Wyszarpać się temu łotrowi, ale już za późno, straciłam go, straciłam ich obu. Moja łza kapnęła na ranę Jace’ego znajdującą się na sercu. Zranione miejsce rozbłysło, a wszystko dookoła zaczęło zwalniać.

- Nie!!! – Za plecami usłyszałam wrzask ciemności. Odwróciłam się w jego stronę. Wszystko dookoła jest w zwolnionym tempie. To jag, by oglądać film klatka po klatce.

Nagle z najciemniejszego mroku wyłania się postać kobiety. Wydaje się jag by była z innej epoki a co dopiero mówić o wieku. Podchodzi do mnie bliżej. Wykłada przed siebie obie dłonie, które zaczynają świecić. Cały blask spływa na blondyna. Nie mogę wykrztusić ani słowa. Zamykam oczy, bo światło zaczyna mnie razić. Kiedy ciemnieje powoli, rozchylam powieki. Mój wzrok pada na Jace’ego, który wygląda jak przedtem. Słyszę jego chrapliwy oddech. Po moich policzkach spływają nowe łzy. Oglądam się na pozostałych. Wszyscy stoją jak przedtem, tylko postać Dylana się zbliża. Wzrok kieruje w miejsce gdzie przed chwilą, leżał mój ojciec, ale go już nigdzie niema. Znów do przenikliwe uczuci.

- Clarisso. – Postać kobiety klęka, przymnie. – Moje dziecko. Wiesz co robić. Znajdź w sobie siłę i zapanuj nad darem zesłanym ci przez anioły. Jestem Izyda jedna z bogiń Starożytnego Egiptu.- Kobieta zaczyna znikać, a ja czyje jak ktoś trzęsie mną. W głowie słyszę anielski głos mówiący „Otwórz oczy ” - Wezwano mię, abym cię poprowadziła. Twój dar wiąże się z niezwykłą siłą… - Kobieta zniknęła.



Jace




Kiedy wracam do sypialni, już na korytarzu słyszę krzyki. Rozpoznaje ten głos, należący do mojej Clary. Przyspieszam kroku, aż po sekundzie zaczynam biec. Oby jej się ni znów nie stało. Wieczorem zbiła lustro, nadgarstek miała nieźle poharatany. Musiałaby nieźle na siebie wściekła. Nic mi nie chciała powiedzieć. Zresztą nikomu nic nie powiedziała.

W mgnieniu oka jestem na miejscu. Krzyki są znacznie wyraźniejsze.

- Nie!!! – Jej głos wydaje się zapłakany.

Gwałtownie otwieram drzwi i wchodzę do środka. Idę kilka kroków i moim oczom ukazuje się Clary. Dziewczyna rzuca się na łóżku. Musi mieć jakiś naprawdę przerażający koszmar. Podbiegam do niej i próbuję przytrzymać. Jest silniejsza, niż przypuszczałem. Ledwo mogą ją unieruchomić.

- Clary. - Zaczynam delikatnie. – Clary proszę obuć się. – Lekko nią potrząsam. – Clary! Otwórz oczy. Proszę, zbudź się! – Zaczynam ją normalnie błagać.

Nie sądziłem, że do tego kiedyś dojdzie. Jace Herandale prosi dziewczynę, która zapewne zrobiła mu już kilka sińcy, aby się obudziła. Normalnie szok. Czegoś takiego nie przewidziałem.

Clery się uspokaja. Spoglądam na nią i widzę, jak otwiera swoje szmaragdowe oczy. W duszy czuję ogromną ulgę. Rudowłosa nabiera powietrza, rozgląda się dookoła i jej wzrok ląduje na mnie. Gwałtownie się zrywa z łóżka i rzuca mi na szyję. Przytula się do mnie mocno, również ją obejmuję.

- Już wszystko dobrze. Jestem tu. Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić. – Zaczynam ją pocieszać i uspokajać. Oddech ma nie równy i szlocha.

Za każdym razem, kiedy ją widzę w takim stanie serce mnie boli i za każdym razem wolałbym być na jej miejscu. Tak strasznie się o nią martwię.



Clary




Wiem, że już nie zasnę, mimo iż jest czwarta nad ranem. Jace niedawno zasnął, więc ostrożnie wymykam się z łóżka i kieruje do łazienki. Wykonuję poranną i opatulona ręcznikiem przemykam jak myszka do garderoby. Ubieram szare spodnie dresowe, różową bokserkę, luźną bluzkę z nadrukiem i białe tenisówki.

Idąc korytarzem, staram się kroczyć jak najciszej. W końcu docieram do Sali treningowej. Ku mojemu zdziwieniu to pomieszczenie nie różni się od tego w posiadłości leżącej w Idris.

Jak zawsze zaczynam od rzutów sztyletami do celu następnie ćwiczenia z manekinami i Serfickim ostrzem a na koniec skakanie z liny mające na celu ćwiczenia wykopów.
Muszę przyznać, że udało mi się trochę rozładować.

Zerkam na zegarek. Nie wierzę!!! Za pół godziny śniadanie. Automatycznie się zrywam z miejsca i biegnę do pokoju. Pomieszczenie zastaje puste. Żadnej żywej duszy. Szybko wpadam do łazienki, biorę ponowny prysznic i robię lekko makijaż. Wbiegam do garderoby. Ubieram szare dżinsy, luźną czarną bokserkę i sandałki na koturnie koloru bluzki. Ze szkatułki wyciągam kremowo srebrny naszyjnik i kolka różowych bransoletek i grubszą z perełkami. Do stroju jak zwykle dobieram małą torebeczkę, w sumie to mała kopertówka.

W sypialni spoglądam na zegarek i niemieje. Jestem już spóźniona. Ojciec normalnie mnie zabija. Wybiegam jak z pokoju i pędzę do jadalni. Zwalniam przed drzwiami i zwykłym krokiem wchodzę do środka. Wszyscy spoglądają na mnie.

- Dzień dobry. – Witam się ze wszystkimi.

Zajmuję wolne miejsce między ojcem a Isabel. Państwo Herandale dziś usiedli obok syna. Zaczynam nakładać sobie na talerz kilka tostów.

- Jak się czujesz, moje dziecko? – Ojciec wydaje się, niezwykle miły. Ciekawe co się stało.

- Już lepiej dziękuję. – Mężczyzna uśmiech się do mnie przyjaźnie. Zajmuję się posiłkiem i do głowy przychodzi mi jedno pytanie. - Ojcze interesujesz się różnymi kulturami…

- Owszem. –Odpowiada z dumą.

- Mógłbyś mi opowiedzieć o Izydzie? – Mężczyzna zamiera. Na jego twarzy maluje się przerażenie połączone ze wściekłością.

Rozglądam się i podobny wyraz taż mają państwo Lighwood, jak i Herandale.

- Clariso, jeżeli jeszcze raz usłyszę to imię to…!!!

- To, co?!! – Wybucham.

- To! - warczy i wali pięścią w stuł. Gwałtownie wstaje, tak że krzesło upada, wychodzi z jadalni i trzaskając drzwiami. Przewracam oczami i prycham.



Przepraszam, że ostatnio nic nie dodałam. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Zachęcam do komentowania. ; -D

Są nowe rozdziały na moich innych blogach:

Trylogii Czasu — Opowiadania :  LINK  (Blog.pl)   lub   LINK  (Blogger) (ta sama treść lecz inne strony, wybierzcie, którą formę wolicie. Szczerze wole to 2) 

Dary Anioła — Opowiadania: LINK 

4 komentarze:

  1. Rozdział naprawdę... aż brak mi słów....<3 Zapiera wdech w piersiach ! Kocham to opowiadanie !!! Musisz szybko dodać NEXT, bo nie wytrzymam !!!
    Pozdrawiam i weny, droga nephilim !

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział Boski <3
    Dodawaj szybko next

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz cudownie i tak jak piszesz ten rozdział jak i bloga cudo. Bardzo podobają mi się tw zestawy ubrań jakie wstawiasz. Weny nieskończonej i dodaj dziś next :))./Karolcia

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie. Czekam na next. <3. Julia

    OdpowiedzUsuń