Clary
- Panienko, ojciec prosi na posiłek. - Do moich uszu dobiega przyjemny dla ucha głos jednej z pokojówek.
Leniwie rozchylam powieki i spoglądam w stronę kobiety. Jak zawsze uśmiechnięta blondynka ze starannie upiętymi włosami i idealnie wyprasowanym uniformem. Odkąd pamiętam, pracuje w posiadłości.
- Dziękuję Amelio. - Posyłam kobiecie lekki uśmiech i podnoszę się z łóżka, do którego automatycznie podchodzi, by je pościelić.
Kręcę głową i wchodzę do łazienki, gdzie biorę szybki prysznic, pozwalając wodzie masować obolałe mięśnie. Niema to jak przespać pół dnia, ale mój organizm też potrzebuje regeneracji zwłaszcza po takiej dawce wysiłku, jaką zafundował mi ojciec na wczorajszym treningu.
Wychodząc z kabiny, owijam się dużym ręcznikiem, rozczesuję włosy jednocześnie, je susząc, później szybko szoruję zęby i po nałożeniu makijażu oraz ubraniu się w granatowo kremową sukienkę w kwiaty i sandałki na koturnie. Wchodzę do pokoju, by dobrać do wszystkiego kilka ozdób. Dobrze, że wczoraj przygotowałam sobie ubrania, bo nie mam pojęcia, ile bym dziś straciła czasu na dobraniu odpowiedniego zestawu.
Stojąc przed drzwiami jadalni biorę głęboki oddech. Nigdy nie wiesz czego, można się spodziewać. Niestety ciężko żyje się z ojcem, który oczekuje perfekcji.
Wchodząc do jadalni, od razu poczułam na sobie wzrok mężczyzny siedzącego przy stole z nienaganną posturą.
- Dobrze wypoczęłaś, moje dziecko? - Pyta, wstając, gdy tylko podchodzę do swojego miejsca.
Jeden z kamerdynerów wyprostowany jak struna odsuwa mi krzesło i odchodzi na swoje miejsce tuż przy oknie.
- Owszem dziękuję Ojcze.
Z opowieści pokojówek wiem, że w niewielu domach panuje taki rygor, jak w posiadłości Morgnstern. Chciałabym zobaczyć, poczuć, pożyć innym życiem. Takim bez tylu obowiązków i reguł.
Chwytam idealnie wypolerowane sztuczce i zaczynam powoli nabierać sałatkę.
- Clarisso. -Podnoszę wzrok na ojca, słysząc jego surowy ton. - Powinnaś wiedzieć o przyjeździe dzieci moich drogich przyjaciół. - Lekko skinęłam głową i wzięłam łyk wody. - Pamiętasz chyba Marysie i Roberta Lighwoodów?
- Owszem. Podczas ich ostatniej wizyty, udało mi się zaprzyjaźnić z ich córką Isabell.
Gdy ostatnim razem tu byli byłam wręcz przerażona. Isabell i jej brat Alec to są tak naprawdę jedyne osoby w moim wieku, jakie udało mi się poznać. Są swoimi przeciwieństwami, ale fantastycznie się dogadują. Chciałabym mieć taki kontakt z Jonathanem. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Zawsze mu zazdrościłam, że może wychodzić poza mury posiadłości, uczyć się w Instytutach na całym świecie i poznawać ludzi. Bezustannie wyobrażam sobie takie życie, życie poza murami tej złotej klatki.
- Racja. Przyjeżdżają dziś, a wraz z nimi Jace, syn Herandaleów.- Westchnęłam ciężko na samą myśl o przebywaniu z nim w jednym pomieszczeniu. Udało mi się usłyszeć na jego temat kilka ciekawych plotek. Żadna z nich nie stawiała go w dobrym świetle.
Mówi się nie, oceniaj książki po okładce, ale tę książkę inaczej jest ciężko ocenić, zwłaszcza nie wiedząc nic na temat młodego Herandale'a poza plotkami, których bywa ciężko wysłuchać, a ich autora się nie zna.
Gdy kończyłam przeżuwać, ostatni kęs do jadalni wszedł lekko siwawy mężczyzna, zapewne po pięćdziesiątce ze schowanymi dłońmi za plecami. Lekko skiną głową w ramach przywitania i skierował spojrzenie na mojego ojca.
- Panie. Goście właśnie przybyli.
Issabel
Podeszłam do nich, ciągnąc walizkę. Niestety wczoraj nie została przeniesiona do posiadłości Morgnstern jak pozostałe moje rzeczy, ale cóż bywa i tak. Bynajmniej mogłam wykonać nienaganny makijaż jak zawsze.
- No co? To tylko kosmetyki. - Wzruszyłam ramionami i podeszłam bliżej miejsca, w którym ma zostać otworzona brama.
Magnus już czekał, opierając się o ścianę. Od niedawna spotyka się z Alec'em, z czego się cieszę, bo mam czasem z kim iść na zakupy czy zapytać o radę. Mimo, że na ogół tego nie potrzebuję, to jest miło mieć taką osobę gdzieś obok. Jak zawsze ekstrawagancki strój i pełno brokatu we włosach i na skośnych oczach sprawia jego niepowtarzalność. Zawsze powtarza, że nie podąża za modom, bo to on nią jest.
- To, jak wszyscy gotowi? - Czarownik spojrzał na swojego partnera i lekko się uśmiechnął.
Chłopacy podeszli do nas. Alec skierował się do Bane'a i go pocałował. Zakładam, że na pożegnanie. Minęło kilka chwil, nim się od siebie odkleili. To był trochę niecodzienny widok, ale za to jaki wzruszający.
- Jeśli na pewno skończyliście to chętnie bym, już znalazł się w Alicante. - Warknął Jace wyraźnie znudzonym wszystkim wokoło. Czasem naprawdę go nie rozumiem.
Na szczęście został zignorowany, a Magnus zaczął działać. Fala magi, jaką wytwarzał czarownik, zaczęła przybierać barwę błękitu i nie minęło nawet kilku minut, gdy nas pochłonęła.
Fakt, że znajdywaliśmy się na miejscu, sprawił, iż miałam ochotę piszczeć ze szczęścia. Uwielbiam przebywać w Idris. To miejsce tak bardzo różni się od betonowego lasu, jakim jest Nowy Jork. Samo świeże powietrze, wręcz niczym nieskażone sprawia, że chce się żyć.
Przed nami rozciągała się ogromna posiadłość. Śmiało mogę stwierdzić, że nic się nie zmieniła od naszej ostatniej wizyty. Imponujący swoją architekturą dom będący murowany ze wplecionymi wieloma elementami drewnianymi i mnóstwem okien, które sprawiają, że wydaje się jeszcze większy niż jest w rzeczywistości
- Słyszałem, że Morgenstern ma córkę. - Zaciekawił się Jace. - Mówią, że jest niecywilizowaną wiedźmą podobną do tych z bajek Przyziemnych. - Spojrzałam na niego tępym wzrokiem. Jak on może mówić takie rzeczy? Jace jest aroganckim dupkiem będący sam dla siebie najważniejszą osobą, ale nie spodziewałam się, że powie coś takiego, o osobie której nigdy nie widział na oczy.
- Skąd niby wytrzasnąłeś takie, informację? - Spojrzałam na blondyna, przymrużając oczy.
- Od Alec'a. - Wyszczerzył zęby w śnieżnobiały uśmiech.
Spojrzałam jadowicie na brata i zaczęłam kręcić głową. Gdy już chciałam coś powiedzieć, drzwi posiadłości się otworzyły i stanął w nich lekko siwawy, wysoki mężczyzna.
- Witam — Skinął głową na przywitanie i przepuścił nas w drzwiach. - Panienko Isabell przygotowałam już pani pokój. Dla was również panowie.
- Dzięki. - Mruknęłam, a kamerdyner odszedł.
Zauważyłam, że Jace rozgląda się wokół. W sumie podobnie zareagował mój brat, gdy byliśmy tu pierwszy raz. Wszystko uważnie obserwował.
Zachichotałam cicho pod nosem na samo wspomnienie tamtych chwil.
- Jace skoro ci się tu podoba, to poczekaj, jak zobaczysz resztę, a zwłaszcza salę treningową. Po prostu padniesz z zachwytu. - Szepnęłam mu na ucho. Po prostu już teraz wygląda jak pięciolatek w sklepie ze słodyczami.
Clary
Gdy wyszliśmy z jadalni, od razu zauważyłam trójkę nastolatków stojących w holu. W oczy rzucił mi się wysoki blondyn, którego wzrok jest bezpośrednio skupiony na mnie. Usta ma ułożone w kształcie litery O, a oczy szeroko otwarte. Mam wrażenie, że moje policzki zaczynają płonąć.
Gdy przeniosłam spojrzenie na pozostałą dwójkę, głośno przełknęłam ślinę. Kompletnie nie wiem, czego mogę się spodziewać, zwłaszcza, że bardzo dawno się nie widzieliśmy.
Odetchnęłam z ulgą, gdy dziewczyna wyszła mi naprzeciw. Przyspieszyłam kroku i nie minęło nawet piętnaście sekund, a my już tkwiłyśmy w uścisku.
- Nie masz pojęcia, jak tęskniłam. - Odezwałyśmy się jednocześnie, na co zareagowałyśmy cichym chichotem.
Gdy za plecami usłyszałam chrząknięcie ojca, automatycznie oderwałyśmy się od siebie i wyprostowałyśmy.
- Dzień dobry Panie Morgnstern. - Isabell uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj Isabello. - Bywają dni, w których ciężko jest min uwierzyć, że mam w sobie jego geny. Jest zawsze taki chłodny i oficjalny.
Lekko przygryzłam wargę i ruszyła w stronę chłopaków i mocno przytuliłam Alec'a szepcząc mu do ucha:
- Dobrze cię znowu widzieć.
Bez przerwy na plecach czułam wzrok tajemniczego blondyna, który jest zapewne Herondale.
- Clarisso pozwól, że przestawię ci Jace' a Herandale. - Oznajmił Valentine, stając tuż obok mnie.
Z bliska mogłam wyraźnie dostrzec złotą barwę jego tenczówek, które wręcz mogłyby zahipnotyzować. Chyba nigdy nie widziałam tak pięknych oczu.
- Bardzo mi miło cię poznać.- W końcu się ocknęłam i podałam mu dłoń, którą delikatnie chwycił i ucałował. Uniosłam brwi, czując coraz silniejsze wypieki na policzkach. Nie spodziewałam się takiego gestu zwłaszcza po legendarnym Jace'ie Herandale.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Odezwał się niemal anielskim głosem.
Za plecami usłyszałam stłumiony chichot Izz. Nie zareagowałam na to. Nie mogłam nic innego robić jak wpatrywanie się w tęczówki blondyna.
- Za godzinę chciałbym z wami porozmawiać. Zwłaszcza z tobą moje dziecko... Macie cię stosownie ubrać. - Ojciec zwrócił się do mnie i Jace'ego po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
Cóż, pierwszy rozdział był... SUPER ! Naprawdę mnie wciągnęło !<3 Z niecierpliwością czekam na NEXTA !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny !
Bardzo mi się podoba. Tylko, nie wiem jak inni, ale ja uważam, że lepiej sobie wyobrażać stroje itp., zamiast widzieć zdjęcie. Ale poza tym nie mam zastrzeżeń i czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńświetne nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :D :)
OdpowiedzUsuńHej zapowiadas sie naprawde ciekawie:) czekam na nastepna czesc:) i z checia doodam cie na tabloce pozrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki jesteś mega.
UsuńHmm... Nie do końca było wiadomo, czego się spodziewać. Ale, trzeba ci to przyznać, pierwszy rozdział wyszedł ŚWIETNIE!!! XD Kiedy next??? I chyba się nie obrazisz, że dodamy cię do polecanych, prawda??? <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy =*
http://bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com/
Dzięki to wiele dla mnie znaczy. ;-)*
UsuńSUPER ROZDZIAŁ!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńlece czytać Nnexta!!!!
Ciekawie ciekawie się zapowiada...
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobrze się zapowiada!!! Graficznie blog też mi się bardzo podoba i te fotki i gify na osłodę dnia to lubię aż chcę rzucić szkołę i zostać Nocnym Łowcą!!!
OdpowiedzUsuńzapowiada sie ciekawie
OdpowiedzUsuń