28.12.2014

Rozdział 6

Clary


Wracamy po kilku godzinach cudownie spędzonych we dwoje. Idziemy w objęciach, kierując się do domu. Mijamy kilka osób, które uważnie nam się przyglądały. Nie wiem, czy to jest spowodowane tym iż wiedzą kim jestem a może, powodem jest Jace. To jest dziwne, jak wszyscy tak się lampią.

- Clary. - Spoglądam na blondyna. - Nie chcę być wścibski czy coś. - nabiera powietrza. - Jak zginęła twoja mama. Nigdy nic nigdy nie mówiłaś na jej temat.

- Nie ma co opowiadać. - Spuściłam smutny wzrok. Serce mnie zabolało jak zawsze o wzmiance o niej. - Umarła podczas moich narodzin. Oddała życie, abym mogła przyjść na świat.

- Przykro mi. - Po kilku chwilach dodał.- Nie rozumiem.

- Bo nie ma co tu rozumieć. Ja żyje dzięki jej poświęceniu. Będąc w ciąży, chorowała, przez co ja bardzo słabłam. Valentine dla jej zdrowia podawał jej krew anioł, ona bez sprzeciwu ją przyjmowała, chociaż znała konsekwencje swojego wyboru.

- Konsekwencje?

Znów nie rozumie. Chciałabym, aby to było prostsze.

- Anielska krew wzmacniała mnie, dlatego mam jej więcej w żyłach niż zwykli Łowcy. Mojej mamie pozwalała przeżyć do porodu, a kilka godzin po nim zmarła. Krew podana jej przez ojca nic nie pomagała. Próbował wszystkiego, aby przywrócić ją do życia, jak i wcześniej, aby wyzdrowiała.

Nawet się nie zorientowałam, kiedy doszliśmy na miejsce.

Wchodzimy do sierotka gotowi na wszystko. Przynajmniej tak myślę. Rozglądam się dookoła, nikogo nie widzę, ale słyszę głosy i to znajome. Jednak nie mogę rozpoznać czyje i co mówią.

Wyplątuje się z objęć i kieruje się do źródła głosów. Dochodzę do ogromnego salonu.

- Ja mam lepszą zagadkę! - wyrywa się szatyn.

- Nie sądzę. - Tym razem tata. - Ale z przyjemnością jej wysłucham.

- Rano chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch a wieczorem na czterech.... Co to jest?

Nie wierzę, że on to pamięta.

Wszyscy się zaczęli głowić nawet niezauważony Jace. Kilka propozycji i wybuchnięć śmiechu. Nikt nie odgadł i coś czuje, że tak się nie stanie, więc postanawiam włączyć się do gry.

- Człowiek. - oznajmiam.

Wszyscy odwracają się w naszą stronę. Tata ma zaskoczony wyraz twarzy.

- No w końcu prawidłowa odpowiedź. - Uradował się Alec.

- Clary! - W tym samym czasie odezwała się Izz. Dziewczyna pędzi w moją stronę i mocno się przytula na powitanie.

- Jak długo tu jesteś? - Dopytuje się.

- Od kilku godzin. Twój tata nas tu z prowadził, sprowadził.

- Nawet nie masz, pojęcia jak się ciesze, że tu jesteś. - Przytulam ją mocniej.

- Ja też.

Siadamy razem na kanapie i rozmawiamy. Co kilka minut wybuchamy śmiechem. Za każdym razem panowie spoglądają na nas, zadając pytania typu: ,,Co jest, „Z czego się śmiejecie?”, „Czy coś się stało?” a my za każdym razem mówiłyśmy „Nie”, śmiałyśmy się lub ignorowałyśmy.


Wieczorem postanowiłyśmy zrobić sobie wspólne nocowanie. Jak zawsze w moim pokoju.
Przebrane w piżamki zaczęłyśmy oglądać film „Listy do Juli”, jadłyśmy popcorn i rozmawiałyśmy.

- Dobra coś czuję, że między tobą a Jace'em coś się wydarzyło. - Oznajmiła.

Skąd wiesz?

- A jednak! - Uradowała się – Co takiego?

- Zaczęłam go tolerować.

- Jasne! - Sarkazmu w jej głosie nie dało się nie wyczuć.

Sięgnęłam poduszkę leżąca obok i uderzyłam nią Isabell.

- Ej!!! - Wrzasnęła i mi oddała.

Zaczęłyśmy walkę na poduszki. Perz lata wszędzie. Cały pokój jest od niego cały biały.


Jace.



Piski i wrzaski z pokoju Clary nie dają mi zasnąć. Wstaje, ubieram spodnie i nakładam pierwszy lepszy T-shirt. Przeglądam się przy okazji w lustrze. Wyglądam niesamowicie!!! Kieruje się do pokoju mojego prabati. Chłopak śpi jak kamień. Jakim cudem? Wychodzę i idę do pokoju Clay.

Pierwsze co widzę to pierze w całym pokoju. Po sekundzie dostaję pewnie poduszką.

- Ał! - Prostuje się i rozglądam – Która to?!

Spoglądam podejrzanie na obie. Izz jest zakłopotana a na twarzy Clary widać podejrzany uśmieszek, który zdążyłem poznać. To ona. Wiem to. 

- Wierz, że powinno się pukać! - Oskarża mnie Isabel.

Ignoruje jej uwagę i podchodzę do rudowłosej stojącej przy łuku. Wbrew woli zrobiłem knujący uśmieszek, Dziewczyna zamierzała już uciekać, kiedy ją przygwoździłem do łóżka. Jej nadgarstki przytrzymuję nad głową dziewczyny.

- Jak mogłaś mnie uderzyć?

- Nie trzeba było wchodzić... - Zielone oczy Clary zabłysły.

Już nie mogę. Nie zwracając uwagi na obecność Izz, namiętnie pocałowałem dziewczynę.



Wiem, że rozdział wyszedł nużący i krótki, ale miałam tylko taki pomysł. Obiecuję, że w następnych rozdziałach będzie się coś dziać. Zachęcam do komentowania i życzę kolorowych snów. Jeśli jest coś, co chcielibyście, aby się wydarzyło, to śmiało piszcie.

1 komentarz:

  1. Ja ci dam "nużący" !!!! Uśmiałam się jak nie wiem XD Szczególnie, kiedy Jace przeglądał się w lustrze XDXDXD Rozdział SUPER, BOSKI jak zawsze !<3 Czekam z niecierpliwością na NEXTA ! Ale szybko !
    Pozdrawiam i weny !

    OdpowiedzUsuń