Clary
Stoję przed szafą i myślę nad strojem. W sumie i to jest trudne. Moje myśli zaprzątają słowa: Co znowu zrobiłam? W gabinecie ojca goszczę jedynie gdy zrobię coś co mu się naprawdę nie podoba bądź złamię jedną z licznych zasad tego domu. Za każdym razem gdy pytam go o powód występowania tu tylu reguł, zbywa mnie czego nie rozumiem. Dlaczego?
Jest jeszcze fakt, że ze mną ma tam być ten Herondale. Nie wiem po co, ale chyba nie będzie tak źle jak za ostatnim razem. Do tej pory śni mi się ojciec z furią w oczach. Wtedy porozpierawszy myślałam, że nie wyjdę stamtąd żywa. Te ciemne oczy przepełnione złością, potok krzyków i odgłos tłoczącego się szkła, łamanego drewna, a nawet pęknięcia popiersia mamy. Podobno Valentine kazał je wykonać na krótko po jej śmierci.
W końcu postawiłam na niebieską sukienkę z szerokimi ramiączkami i cienkim żółtym paskiem do tego szpilki koloru sukienki i popielato-różową marynarkę. Ze szkatułki wyjęłam kilka złotych bransoletek. Włosy upinam po jednej stronie grzebykiem z szafirami. Należał kiedyś do mamy.
W końcu postawiłam na niebieską sukienkę z szerokimi ramiączkami i cienkim żółtym paskiem do tego szpilki koloru sukienki i popielato-różową marynarkę. Ze szkatułki wyjęłam kilka złotych bransoletek. Włosy upinam po jednej stronie grzebykiem z szafirami. Należał kiedyś do mamy.
Po kilku chwilach jestem gotowa. Wychodzę z pokoju i kieruje się w stronę gabinetu ojca. Przed drzwiami pokoju czeka już Jace. Ubrany w czarne spodnie, ciężkie buty i koszulę koloru e-cru. Jego włosy przez nieład, dodają mu niezwykłego uroku.
- Hej. - Mruknęłam spoglądając podejrzliwie na chłopaka.
- Witaj. - Zaczął mi się uważnie przyglądać. Jego wzrok Przesuną się z mojej twarzy do stup i z powrotem. Zatrzymał się na moich oczach. - Ślicznie wyglądasz. - Zaśmiałam się w duchu i przewróciłam oczami. To tako oklepany tekst. Szkoda, że nie wykazał się kreatywnością. - Wież, na ogół w takich sytuacjach odpowiada się dziękuje lub ty też.
Mimo, że blondyn wydaje się inny, mam wrażenie, jakby się ze mną w coś bawił. Tylko w co? Słyszałam wiele o Jace Herondale. Wszyscy mówili, że jest aroganckim dupkiem oraz podrywaczem. Podobno miał więcej dziewczyn od Casanovy. A wszystkie lecą na wygląd i tytuł jednego z najlepszych Nocnych Łowców.
W jego towarzystwie zaczynam się czuć trochę nieswojo. Nie sądzę, że to przyczyna blondyna tylko tego, iż Valentina mnie uwięził na terenie posiadłości. Rozumiem, iż boi się o mnie i nie chce stracić jak mamę, ale to nie fair. Mój braciszek może sobie robić co żywnie mu się podoba. Ostatnio napisał, że jest we Francuskim Instytucie i prędko nie ma zamiaru wracać. Czuję, że chodzi o jakąś dziewczynę.
- Zapraszam do środka. - Oznajmił Ojciec, wyłaniając się za ciężkich drewnianych drzwi gabinetu.
Weszliśmy do pomieszczenia i usadowiliśmy się w fotelach stojących przy oknie. Jedna z pokojówek przyniosła nam herbatę w Chińskiej porcelanie i ze spuszczonym wzrokiem wyszła. Z tego co mi wiadomo to jest Przyziemną ze wzrokiem. Chodzą pogłoski, że młodo wyszła za mąż za jednego z Nefilime . Nalałam sobie napoju i upiłam łyk. Okazało się, że jest to moja ulubiona biała herbata.
- Ojcze o czum chciałeś z nami porozmawiać? - Spojrzałam na mężczyznę z drżącym głosem i ogromną niepewnością czy aby na pewno chcę wiedzieć.
Mężczyzna splótł ręce za plecami chodząc po gabinecie w tę i z powrotem. Wyglądał na bardzo niespokojnego. Dostrzegłam, że co chwila spogląda w moją stronę z obawami, których nie chciał okazać, jednak jego oczy wszystko zdradzały. Można by mieć wrażenie, że są wyrocznią, która ma wpływ na cała moją przyszłość.
- Poczekajmy jeszcze chwile na rodziców Jonathana.
Spojrzałam na blondyna pytająco na co pokręcił lekko głową na znak, że o niczym nie ma pojęcia.
- Moich rodziców? - Chłopak wydaje się zszokowany.
- Tak chłopcze.
Czekamy w ciszy jeszcze przez dobre dziesięć minut. Do pokoju wchodzi były mąż Amaris. Siostry parabatai mojego taty Lucjana, dla przyjaciół Luce. Ubrany oczywiście na czarno. Kobieta wręcz przeciwnie ma na sobie kremową sukienkę przed kolano i sandałki na szpilce. Wygląda prześlicznie, a te jej jasne włosy opadają kaskadami na ramiona.
Podchodzą najpierw do Jace'ea i przytulają syna w ramach przywitania. Zauważyłam, że szepczą coś do blondyna tuląc chłopaka. Gdy kobieta podchodzi do mnie przytulam ją na przywitanie, a mężczyzna jak zawsze całuje moją dłoń. Widuje ich dosyć często. Należą do kręgu, którego Valentine jest przywódca. Odziedziczył tę przynależność po ojcu. Czasami są jak jakaś sekta w pozytywnym znaczeniu, o ile takie jest. Zastanawia mnie, dlaczego nigdy nie przyszli z synem.
- Tato. Mógłbyś zaszczycić nas wyjaśnieniami? - Mężczyzna spogląda na mnie i kiwa głową na znak zgody.
Wszyscy usiedliśmy na fotelach ustawionych tuż przy oknach i wpatrywaliśmy się z wyczekiwaniem na Valentina.
- Oczywiści. Jak wiesz, powinienem zacząć szkolić mojego następcę. I pomyślałem o Jace...
- Ale twoim następcą, zgodnie z prawem powinien być członek rodziny. - Przerywam Łowcy. Zaczynam się bać jego wyjaśnień.
- Słusznie zauważyłaś. Jonatchan odmówił tego zaszczytu, a kobieta, cóż odpada. - Spoglądam na niego przerażona. - Więc postanowiliśmy w trójkę zaaranżować wasze małżeństwo. Nie chcemy się narażać w oczach Clave.
- Słucham! - Wybuchłam z szoku i wstałam. - Ojcze dobrze się czujesz, czy masz może gorączkę!
Spojrzałam na Jace w poszukiwaniu wsparcia. Chłopak jest rozluźniony. On...
-Wiedziałeś?! - Wrzeszczę na blondyna.
-Tak, ale proszę uspokój się. To nie powód do nerwów. - Jest taki spokojny. Denerwuje mnie to o wiele bardziej.
- Uspokój się?! Mam dopiero szesnaście lat. Nie chcę wychodzić za mąż.
Chłopak wydaje się lekko zszokowany. Pewnie nie wiedział. Jest nie wiele starszy i się na to godzi. Dlaczego?
Wychodzę z pokoju szybkim krokiem i trzaskam drzwiami, tak mocno, jak tylko się da.
- Hej. - Mruknęłam spoglądając podejrzliwie na chłopaka.
- Witaj. - Zaczął mi się uważnie przyglądać. Jego wzrok Przesuną się z mojej twarzy do stup i z powrotem. Zatrzymał się na moich oczach. - Ślicznie wyglądasz. - Zaśmiałam się w duchu i przewróciłam oczami. To tako oklepany tekst. Szkoda, że nie wykazał się kreatywnością. - Wież, na ogół w takich sytuacjach odpowiada się dziękuje lub ty też.
Mimo, że blondyn wydaje się inny, mam wrażenie, jakby się ze mną w coś bawił. Tylko w co? Słyszałam wiele o Jace Herondale. Wszyscy mówili, że jest aroganckim dupkiem oraz podrywaczem. Podobno miał więcej dziewczyn od Casanovy. A wszystkie lecą na wygląd i tytuł jednego z najlepszych Nocnych Łowców.
W jego towarzystwie zaczynam się czuć trochę nieswojo. Nie sądzę, że to przyczyna blondyna tylko tego, iż Valentina mnie uwięził na terenie posiadłości. Rozumiem, iż boi się o mnie i nie chce stracić jak mamę, ale to nie fair. Mój braciszek może sobie robić co żywnie mu się podoba. Ostatnio napisał, że jest we Francuskim Instytucie i prędko nie ma zamiaru wracać. Czuję, że chodzi o jakąś dziewczynę.
- Zapraszam do środka. - Oznajmił Ojciec, wyłaniając się za ciężkich drewnianych drzwi gabinetu.
Weszliśmy do pomieszczenia i usadowiliśmy się w fotelach stojących przy oknie. Jedna z pokojówek przyniosła nam herbatę w Chińskiej porcelanie i ze spuszczonym wzrokiem wyszła. Z tego co mi wiadomo to jest Przyziemną ze wzrokiem. Chodzą pogłoski, że młodo wyszła za mąż za jednego z Nefilime . Nalałam sobie napoju i upiłam łyk. Okazało się, że jest to moja ulubiona biała herbata.
- Ojcze o czum chciałeś z nami porozmawiać? - Spojrzałam na mężczyznę z drżącym głosem i ogromną niepewnością czy aby na pewno chcę wiedzieć.
Mężczyzna splótł ręce za plecami chodząc po gabinecie w tę i z powrotem. Wyglądał na bardzo niespokojnego. Dostrzegłam, że co chwila spogląda w moją stronę z obawami, których nie chciał okazać, jednak jego oczy wszystko zdradzały. Można by mieć wrażenie, że są wyrocznią, która ma wpływ na cała moją przyszłość.
- Poczekajmy jeszcze chwile na rodziców Jonathana.
Spojrzałam na blondyna pytająco na co pokręcił lekko głową na znak, że o niczym nie ma pojęcia.
- Moich rodziców? - Chłopak wydaje się zszokowany.
- Tak chłopcze.
Czekamy w ciszy jeszcze przez dobre dziesięć minut. Do pokoju wchodzi były mąż Amaris. Siostry parabatai mojego taty Lucjana, dla przyjaciół Luce. Ubrany oczywiście na czarno. Kobieta wręcz przeciwnie ma na sobie kremową sukienkę przed kolano i sandałki na szpilce. Wygląda prześlicznie, a te jej jasne włosy opadają kaskadami na ramiona.
Podchodzą najpierw do Jace'ea i przytulają syna w ramach przywitania. Zauważyłam, że szepczą coś do blondyna tuląc chłopaka. Gdy kobieta podchodzi do mnie przytulam ją na przywitanie, a mężczyzna jak zawsze całuje moją dłoń. Widuje ich dosyć często. Należą do kręgu, którego Valentine jest przywódca. Odziedziczył tę przynależność po ojcu. Czasami są jak jakaś sekta w pozytywnym znaczeniu, o ile takie jest. Zastanawia mnie, dlaczego nigdy nie przyszli z synem.
- Tato. Mógłbyś zaszczycić nas wyjaśnieniami? - Mężczyzna spogląda na mnie i kiwa głową na znak zgody.
Wszyscy usiedliśmy na fotelach ustawionych tuż przy oknach i wpatrywaliśmy się z wyczekiwaniem na Valentina.
- Oczywiści. Jak wiesz, powinienem zacząć szkolić mojego następcę. I pomyślałem o Jace...
- Ale twoim następcą, zgodnie z prawem powinien być członek rodziny. - Przerywam Łowcy. Zaczynam się bać jego wyjaśnień.
- Słusznie zauważyłaś. Jonatchan odmówił tego zaszczytu, a kobieta, cóż odpada. - Spoglądam na niego przerażona. - Więc postanowiliśmy w trójkę zaaranżować wasze małżeństwo. Nie chcemy się narażać w oczach Clave.
- Słucham! - Wybuchłam z szoku i wstałam. - Ojcze dobrze się czujesz, czy masz może gorączkę!
Spojrzałam na Jace w poszukiwaniu wsparcia. Chłopak jest rozluźniony. On...
-Wiedziałeś?! - Wrzeszczę na blondyna.
-Tak, ale proszę uspokój się. To nie powód do nerwów. - Jest taki spokojny. Denerwuje mnie to o wiele bardziej.
- Uspokój się?! Mam dopiero szesnaście lat. Nie chcę wychodzić za mąż.
Chłopak wydaje się lekko zszokowany. Pewnie nie wiedział. Jest nie wiele starszy i się na to godzi. Dlaczego?
Wychodzę z pokoju szybkim krokiem i trzaskam drzwiami, tak mocno, jak tylko się da.
Jace
Ruda szybkim krokiem wychodzi z pokoju i trzaska drzwiami. Rozumiem ją, podobnie zareagowałem na tę wiadomość. Ale w momencie, kiedy ją ujrzałem, dziękowałem za to losowi.
Tylko jeszcze trzeba będzie ją zdobyć. Wiem, że jest jedną z najlepszych łowczyń. Co się dziwić, jej ojcem to sam Valentine Morgenstern.
-Valentine ona jest jeszcze taka młoda. - Odzywa się mama. - Może zróbmy to inaczej.
- Jak chcesz to niby zrobić, co? Słucham propozycji. - Facet jest zirytowany i to naprawdę.
- Może przystajemy tylko na zaręczynach, przynajmniej na razie.
- Jestem za! - Wtrącam się.
- Zaręczyny, a za kilka lat ślub. Co wy na to? - Mama jak zawsze próbuje ratować sytuację.
- Jak ty sobie to...
- Pomyśl też o niej. - Kobieta przerywa Morgensern'owi. - Jest taka młoda, ma całe życie przed sobą. Całe dotychczasowe spędziła tutaj. Trzymasz ją w zamknięciu, pomyśl, ile straciła przez to, pomyśl, jak się czuje widząc kogoś obcego. Pomyśl o jej uczuciach.... Czy ona kiedykolwiek była za murami tej posiadłości? - Mężczyzna spuścił głowę. Nie miałem pojęcia. Ludzie sądzą, że jest jakąś wiedźmą, że straszy, ale ona tak naprawdę nie doznała nic z życia. Nikomu nie życzę, aby był na jej miejscu - No właśnie.
- Raz była.
- Pamiętam to. - Spojrzałem na matkę pytająco. Zrozumiała to. - Kiedy miała osiem lat, podczas zebrania kręgu wyszła za bramę. Valentine zobaczył to i pobiegł po nią, a następnie ukarał za nie posłuszeństwo. Nie wiem co to za kara, ale poskutkowała. Od tamtej pory nawet się nie zbliża do bramy a co dopiero mówić o ogrodzeniu.
Super :D
OdpowiedzUsuńOj dziewczyno masz talent <3 Dodawaj mi szybciuteńko NEXTA !
OdpowiedzUsuńCudo *.*
OdpowiedzUsuńpopraw te błędy, bo aż wstyd. pisze się ; może, a nie morze, jak a nie jag i fair, a nie fer. samo opowiadanie jest ciekawe tylko skończ z błędami bo to, aż boli
OdpowiedzUsuńMnie denerwuje "stup"- pisze się "stóp"
Usuń