24.12.2014

Rozdział 3


Jace




Idąc, słyszę dźwięki wydobywające się za drzwi na końcu korytarza. Wszędzie bym je poznał — Trening. Wchodzę do pomieszczenia. Mój parabatai miał rację, niesamowicie wyposażone miejsce. Wszystkie sprzęty są jednymi z najnowocześniejszych.

Na środku sali, stoi Clary. Rzuca sztyletami do celu. Wszystkie trafiają w środek, a jej ruchy są zwinne i pewne. Niesamowity widok, pewnie też tak wyglądam tylko o wiele lepiej. Nie oszukujmy się, jestem równie boski co utalentowany.

Opieram się o framugę drzwi i obserwuję dziewczynę. Nigdy bym nie pomyślał, że była więziona w tym domu całe życie. Nie widać tego w żadnym calu. Zaczynam się uśmiechać, patrząc na ten obrazek...

- W czymś ci pomóc? - Wyrywa mnie z zamyśleń anielski głos mojej przyszłej narzeczonej, w sumie nią jest. - A może zgubiłeś drogę?

- Trafiłem tam, gdzie chciałem. - Spojrzałam na mnie jadowicie. Muszę załagodzić tę sytuację. - Słuchaj, nie chcę, żebyś była na mnie zła. Mam świadomość tego, że całe życie spędziłaś w murach tej posiadłości, ale tak poważnie powinnaś dziękować losowi. - Spojrzała na mnie jak na idiotę- Do wyboru byłem ja lub Aron syn Waylandów. Więc wiesz wybór, jest oczywisty. Lepiej trafić nie mogłaś.

Podchodzi do mnie, patrząc prosto w oczywiście.

- Czyli mam rozumieć, że razem z tobą w zestawie dostaję fryzurkę i charakterek.

Uśmiech zagaszcza na mojej twarzy. Nie spodziewałem się takiej riposty.

- Oraz powalający uśmiech... Wiesz co, zareagowałem podobnie na tę wiadomość. Tylko z tą różnicą, że celowałem w ojca Gwiazdami Dawida... - Dziewczyna przewraca oczami i kieruje się do belki umieszczonej na dwudziestu metrach.

Wchodzi po drabince i przypina się do linek.



Clary




Przypięta do linek chodzę po belce, ćwicząc równowagę. Czuje na sobie spojrzenie Jace'a, które mnie rozprasza, ale jednocześnie pod jego wpływem, moje serce przyspiesza. Co się ze mną dzieje?

Robię długość belki, następnie kilka salt na niej i nareszcie skaczę z niej, ćwicząc wykopy.

- Ładnie. - Odezwał się Jace. - Jak spadający płatek śniegu. Chociaż krzyczałaś. No wiesz w drodze na dół. - Od razu wiem, że kłamie. Nigdy nie krzyczę podczas tego ćwiczenia. - Na szczęście nie ma nikogo w domu. - Spoglądam na niego zaskoczona. - Bo inaczej pomyśleliby, że cię morduję.

- Bardzo śmieszne. - Zaczynam się z nim droczyć. - Nawet byś mnie nie dosięgną. - Zakręcam nogą i leniwie wiruje w powietrzu.

Oczy Jace'ego rozbłysły.

- Chcesz się założyć?

- Nie. - Powiedziałam szybko. - Cokolwiek zamierzasz zrobić...

Ale on to już zrobił. Kiedy poruszał się szybko, jego pojedyncze ruchy były prawie niewidoczne. Sięgną ręką za pas, a potem coś błysnęło w powietrzu. Rozległ się świst i odgłos darcia. Lina została przecięta, a ja zbyt zaskoczona spadłam... prosto w jego ramiona. Impet sprawił, że oboje runęliśmy na podłogę, wyłożoną miękkimi materacami. Wylądowałam na Jace, a on wyszczerzył zęby w śnieżno biały uśmiech, pokazując tym krzywy kieł.

Krew zaczęła mi buzować w żyłach. Jakim prawem on to zrobił?!

Szybko wstałam. Chłopak zrobił to samo. Zaczęłam iść w stronę drzwi, ale niestety blondyn dogonił mnie i chwycił za nadgarstek. Odwróciłam się przodem do niego. Jace wykorzystał to i przygwoździł do ściany oraz zaczął namiętnie całować. Przez sekundę zatraciłam się w tym doznaniu, ale po chwili odzyskałam zdrowy rozsądek. Wyrwałam gwałtownie nadgarstek z jego uścisku i mocno odepchnęłam. Spojrzałam na niego wściekle i uderzyłam w twarz. Blondyn dotknął bolącego miejsca.

- Jakim prawem to zrobiłeś?! - Nie wytrzymałam. - Pogrzało cię?!

Nie daje mu szans na obronę, wychodzę z sali z ogromną furią. Mam ochotę rozwalać wszystko, co znajdzie się no mojej drodze. Jace ma szczęście, że nie zaczęłam celować w niego bronią.



Isabell




Cały czas zastanawiam się, o co chodzi. Wiem, że coś wie. Ale jak to z niego wyciągnąć? Nie ma szans.

Wzdycham głęboko i opadam na kanapie obok brata. Zaczynam się przyglądać ogniu tańczącemu w kominku. Pięknie to wygląda niczym Jezioro Łabędzie tańczące w balecie.

- Wiesz może, o co chodzi? - Zwracam się do Aleca.

Chłopak nie reaguje. Wydaje się nieobecny. Szturcham go. Spogląda na mnie.

- Coś mówiłaś?

- Pytałam się, czy wiesz, o co może chodzić Valentinowi.

Spuszcza wzrok i zaczyna się przyglądać własnym dłoniom. Dało mi to do zrozumienia, iż wie.

- Mów. - Rozkazuję.

- Okej. - Wzdycha ciężko. - Chodzi o to, że... - Zaczął mi opowiadać o planie ojca mojej przyjaciółki, o zaaranżowanym małżeństwie Clary i Jace'go, o wybraniu blondyna na swojego następcę w kręgu...

Zatkało mnie. Jak można coś takiego robić własnemu dziecku. Rozumiem, że w niektórych kulturach tak się postępowaniu, ale nie powinno tak być. Chociaż coś czuję, że tak i tak wylądowaliby razem. Wystarczyło spojrzeć na ich pierwszą reakcję na siebie. Spodobali się sobie nawzajem. Wydaje mi się, że nawet Jace prawie się ślinił. Miłość od pierwszego wejrzenia


Pamiętaj! czytasz, komentuj! 




5 komentarzy:

  1. Iiik ! Dawaj mi tutaj szybko następny ! Twoje opowiadanie jest na prawdę MEGA ! Parę błędów ortograficznych, ale co tam ! Ja nadal je popełniam i nie zwracam na to dużej uwagi (no może czasami XD).
    Tak czy siak rozdział jest super i się uśmiałam jak nie wiem XDXDXD Masz talent i co najważniejsze chęć\wenę do pisania <3
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Popraw pisownie, rozdziały ciekawe. Trzymaj tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie obraź się, ale błędy tak rażą... odwracają uwagę od wydarzeń, które są naprawdę niesamowite. weny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam taki naszyjnik.
    Blog genialny mam sporo zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewałam się tego pocałunku i reakcja Clary "-Pogrzało cię?!" hi hi hi.

    OdpowiedzUsuń